nazdjęciu: Kandydatka Demokratów na prezydenta Kamala Harris podczas wiecu. fot. PAP/EPA/JIM LO SCALZO
nazdjęciu: Kandydatka Demokratów na prezydenta Kamala Harris podczas wiecu. fot. PAP/EPA/JIM LO SCALZO

Obrzydliwie bogaci wspierają Trumpa? Liczby mówią co innego

Rafał Woś Rafał Woś USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 48
Pompowane jest przekonanie, że Donald Trump jest preferowanym kandydatem „wielkiego pieniądza” w amerykańskich wyborach prezydenckich. Trzeźwy rzut oka na fakty i liczby pokazuje jednak coś zupełnie innego.

Kto ma bogatszy elektorat - Harris czy Trump

Kilka dni temu w dzienniku „Financial Times” ukazał się tekst, który szczególnie przypadł do gustu tej części polskiego komentariatu, która nie może się pogodzić z perspektywą, w której Donald Trump zostaje następnym prezydentem USA. 

Wzięli z niego zwłaszcza jedną linijkę. Tę głoszącą, że spośród wszystkich pieniędzy zebranych na kampanię wyborczą przez sztab Donalda Trumpa aż 30 procent pochodzi od miliarderów. Stąd już tylko krok do wniosku, że Trump jest kandydatem wielkiego pieniądza, a cały jego ruch MAGA (Make America Great Again) siedzi w kieszeni obrzydliwie bogatych zwycięzców współczesnego kapitalizmu. Zaś całe gadanie o „zwykłym człowieku”to nic innego jak wspinanie się na plecach biednych naiwniaków do Białego Domu. 

Pójdźmy więc trochę mocniej tropem pieniędzy w amerykańskiej kampanii roku 2024. 

Odkryjemy wtedy szybko, że prawda jest zupełnie inna. Można by nawet powiedzieć, że momentami dokładnie odwrotna. Zacznijmy od tego, że amerykańską politykę robi się za pieniądze donatorów (nie ma tam finansowania działalności kampanijnej z budżetu państwa). Oznacza to, że każdy kandydat musi zabiegać o pieniądze. Co czyni go potem rzecz jasna dłużnikiem sponsorów, którzy zainwestowali w jego kampanię.

Tylko skąd przekonanie, że miałoby to dotyczyć wyłącznie Trumpa?


Bogatsi wolą Harris

Zwłaszcza, że fakty są takie, że akurat wśród najbogatszych Amerykanów dominuje raczej… poparcie dla kontrkandydatki Trumpa, czyli Kamali Harris.

Spójrzmy na listy super-hiper-turbo-bogatych Amerykanów, którzy wyłożyli pieniądze na wsparcie kandydatów w wyścigu do Białego Domu. Oto po stronie Trumpa faktycznie mamy 52 miliarderów. Wśród nich najbardziej znany jest postrzelony Elon Musk, który w kampanię 45. prezydenta USA zaangażował się na całego. Nie jest on jednak największym donorem Trumpa. Przebił go bowiem Timothy Mellon, potomek starej bankiersko-przemysłowej rodziny z Pennsylvanii, który przekazał na kampanię republikanów 150 milionów dolarów. Musk - ze swoimi 120 milionami - jest na miejscu drugim. Na dalszych miejscach znajdziemy zaś klan Adelsonów (imperium hotelarsko-rozrywkowe z Las Vegas), Williama „Beau” Wrigleya Juniora (tego od gumy do rzucia) oraz mieszankę bogaczy z bardzo różnych branż. Od tradycyjnych hurtowników sprzętu AGD po kilku przedstawicieli „big tech” z Doliny Krzemowej.

W wielkim błędzie będzie jednak ten, kto ułoży sobie w głowie historyjkę, że oto wokół Trumpa zgromadził się cały 1 procent najbogatszych ludzi Ameryki. W rzeczywistości bowiem na trumpowych 52 miliarderów przypada aż… 82 miliarderów po stronie Kamali Harris. Wśród nich znajdziemy Melindę Gates (pieniądze z Microsoftu), Joe Gebbię (założyciela Airbnb), Hamiltona E. Jamesa (byłego prezesa największego na świecie funduszu inwestycyjnego Blackstone), Reeda Hastingsta (założyciela Netflixa) czy Sheryl Sandberg (współtwórczyni sukcesu Facebooka). 

Kiedy ostatnio sprawdzałem to 82 było liczbą większą od 52 i to o prawie 60 procent. Jeżeli prawa matematyki nie zmieniły się w międzyczasie to doprawdy nazwanie Trumpa „kandydatem miliarderów” jest grubym nadużyciem. Bo jak w takim razie nazwać Kamalę Harris?


Popatrzmy jeszcze na duże liczby. A konkretnie na to, który z kandydatów zebrał w wyborach 2024 roku więcej pieniędzy na swoją kampanię? Gdyby iść tropem tych, co nazywają Trumpa kandydatem superbogatej Ameryki to powinno być przecież tak, że po jego stronie zbierze się więcej pieniądza. Prawda? Tymczasem i tu rzeczywistość jest zupełnie inna. Według danych na koniec października kampania Kamali Harris (wcześniej Bidena) zebrała ok 2,2 mld dolarów. Czyli o prawie jedną czwartą więcej niż kampania Donalda Trumpa (1,7 mld). Czempionem bogatej Ameryki ma być biedniejszy kandydat? Przecież to się kupy nie trzyma. 

I jeszcze jeden fakt. Gdyby amerykańscy milionerzy (czyli oczko niżej niż miliarderzy) mogli wybrać prezydenta USA, to głosy rozłożyłyby się 57 do 43 na korzyść Kamali Harris. Tyle wynika z sondażu przeprowadzonego pod koniec września na zlecenie banku UBS. Zupełnie inaczej głosy układają się wśród najsłabiej zarabiających. Oto Donald Trump ma szansę być pierwszym republikaninem w najnowszej historii, który zbierze więcej głosów najsłabiej zarabiającej Ameryki niż demokratyczny kontrkandydat.

Serio, ktoś jeszcze ma ochotę wierzyć w bajeczkę o demokratach reprezentujących dziś klasy pracujące i republikanach siedzących w kieszeni amerykańskiej plutokracji? Może pół wieku temu tak, ale dziś absolutnie nie.  


na zdjęciu: Kandydatka Demokratów na prezydenta Kamala Harris podczas wiecu. fot. PAP/EPA/JIM LO SCALZO 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj48 Obserwuj notkę
Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Pokaż komentarze (48)

Inne tematy w dziale Polityka