na zdjęciu: ikoniczny kod, który pojawiał się w filmach Matrix. Autorstwa: Jamie Zawinski, źródło: Wikimedia Commons
na zdjęciu: ikoniczny kod, który pojawiał się w filmach Matrix. Autorstwa: Jamie Zawinski, źródło: Wikimedia Commons

Uśmiechnięta Polska? Nie, bardziej Matrix

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 128
Uczciwe opisywanie zjawiska „Uśmiechniętej Polski” to jest rodzaj mierzenia się z rzeczywistości niczym z kultowego filmu rodzeństwa Wachowskich. Czynność tyleż ekscytująca, co niosąca ciągłe zagrożenie, że sobie człowiek prędzej głowę rozbije niż przebije mur, za którym Tusk i spółka poskrywali prawdę o stanie naszej demokracji.

Demokracja w Polsce jak Matrix. Punktów stycznych nie brakuje

Krótkie przypomnienie dla zapominalskich. W tamtym filmie szło - jak pamiętacie – o to, że prawdziwa władza skrywana była za – w miarę – atrakcyjną symulacją. Ludziom wydawało się, że jest normalnie i zwyczajnie w świecie z roku 1999. W rzeczywistości funkcjonowali w postapokaliptycznym świecie rządzonym przez roboty, które wykorzystywały ludzi do tego jako źródło energii. W prawdzie istniała garstka buntowników, którym udało się uniknąć podłączenia do Matrixa. I to o nich jest tamtej film. Ale ich życie to nie była kaszka z mleczkiem. Byli za to swoje niedopasowanie oczywiście z całą surowością ścigani. Buntownicy byli trochę fajni i trochę cool. Ale też potwornie samotni i sfrustrowani, że nie mogą swojej prawdy pokazać tkwiącym w zaprogramowanym systemie braciom i siostrom. No i cały czas groziło im, że system się z nimi rozprawi na amen. 

System „uśmiechniętej Polski”, który budują nam od grudnia liberałowie od Tuska jest trochę takim politycznym Matrixem. Medialna i polityczna dominacja zwolenników obecnej władzy stale rośnie. A rząd Tuska chętnie z tej przewagi korzysta. Nie chodzi jednak tylko o narzucanie własnej narracji i interpretacji zdarzeń. Chyba nawet gorsze jest bezpardonowe zwalczanie wszystkich środowisk czy nawet osobnych głosów w debacie, które mówią coś innego niż to, co podoba się władzy. Każdy, kto głosi na przykład, że Donald Tusk mija się z prawdą (bo wiedział, o rzeczach, o których mówi, że nie wiedział; albo nie zrobił rzeczy, które mówi, że zrobił) jest w jednej chwili z debaty wycinany jako „PiSowiec”. A takich – jak wiadomo – w Matrixie słuchać nie wolno. W efekcie – skoro wszyscy, którzy mówią, że władza się myli to „trolle”, to nie ma żadnej możliwości, by premier nie miał racji. W najlepszym razie – szczyt dopuszczalnej krytyki wewnętrznej w „POlsce umiechniętej” – mylić się mogli jego koalicjanci. Ale nigdy serce Matrixa. 

Co złego to nie my

Nie ma też absolutnie żadnej możliwości, by zarzucić obecnej władzy politycznej hipokryzji albo stosowania podwójnych standardów. W uśmiechniętym Matrixie nie da się pokazać, że obecna władza łamie na przykład standardy praworządności i reguły konstytucyjne (co robi przecież nagminnie). Jeżeli obecny minister sprawiedliwości w bezprawny sposób mianuje szefa prokuratury krajowej, to robi to przecież – tłumaczenie dla Matrixa – w stanie wyższej konieczności. Jeżeli omijane jest – jak w przypadku siłowego przejęcia mediów publicznych – weto demokratycznie wybranego prezydenta RP to mamy tu sytuację – tłumaczenie dla Matrixa – oczywistą, bo przecież „trzeba było to zrobić”. Gdy nominowany przez nową władzę dyrektor ważnego dla polskiej duszy muzeum drugiej wojny Machcewicz zmnienia odziedziczoną po poprzednikach koncepcję wystawy to jest oczywiście „przywracanie normalności” – bo tamten stan rzeczy był rzecz jasna efektem „niedopuszczalnego mieszania się polityków PiS w kulturę”. Kiedy jednak dyrektor tej samej wystawy dostaje nagle od nowego premiera prikaz, by jednak zmodyfikować swoje plany (bo wyrzucenie z wystawy o. Kolbego, rtm. Pileckiego i rodziny Ulmów jednak publice się nie podoba), to dyrektor muzeum Machcewicz oczywiście… plany modyfikuje. I nie jest to oczywiście żadne mieszanie się polityków w kulturę. Dominujące ośrodki opinii zaświadczą oczywiście, że tak jest. Bo jakże mogło być inaczej.

Walka z wiatrakami

Moglibyśmy tak sobie wymieniać i wymianiać. Tylko… po co? Od razu wiadomo, że Matrixa takie gadanie nie skruszy. I w najlepszym wypadku zostanie przemilczane. Albo nazwane „PiSowską propagandą”. A niebawem może nawet „mową nienawiści” albo „działaniem prorosyjskim”. Pewien słusznych rozmiarów poseł bliski premierowi już straszy każdego, kto mu podpadnie konsekwencjami prawnymi. Chcecie się mierzyć z panem posłem w sądach „odzyskanych” przez jego kolegę ministra? Powodzenia. Pozostałym pozostaje obserwować jak kolejni kandydaci na buntowników – ostatnio Pola Matysiak z Razem – doświadczają na własnej skórze jak to działa. W jednej chwili Matrix może zakwalifikować cię przecież jako wroga. Na początku nie wierzysz jeszcze, że mogą ci to zrobić. No bo komuś to wiadomo, ale „Tobie???”. Przecież nie jesteś żadnym PiSowcem. Ośmieliłeś się tylko nie wpisywać w Matrixowe spiny i nawijki. Przecież wolno tak robić, prawda? Prawda???

Otóż nie, nie wolno. Matrix nie znosi inności. To zagraża jego istnieniu. Więc każdy, kto się wychyla jest niszczony, zahukiwany, uciszany. Tak było i tak jest. Przy tym nikt nie ma pewności, że Matrixa da się pokonać. Może na chwilę go osłabić, może zmusić go do pewnych ustępstw. Ale czy możliwe jest, by większość ludzi zobaczyła i przyjęła do wiadomości fakt, jak daleko od prawdziwej wolności i realne pluralistycznej demokracji dziś jesteśmy? 

na zdjęciu: ikoniczny kod, który pojawiał się w filmach Matrix. Autorstwa: Jamie Zawinski, źródło: Wikimedia Commons

 Rafał Woś


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj128 Obserwuj notkę
Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka