Już widać, że przed wyborami do PE liberalny euroestabliszment jest gotów zrobić „ruską onucę” z każdego, kto ośmieli się kwestionować ich monopol na pełnię władzy w Unii.
Wybory do PE mogą zakończyć hegemonię establishmentu
Idą wybory do Europarlamentu. Nie jakieś tam kolejne. Te wybory będą kluczowe. Po raz pierwszy w historii mogą one doprowadzić do tego, że liberalny euroestabliszment przestanie być po nich niekwestionowanym politycznym hegemonem. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Być może tzw. wielka koalicja chadeków, socjaldemokratów, liberałów i zielonych będzie musiała podzielić się monopolem na wyznaczanie kierunku europolityk (ekologia, enegeretyka) i nie będzie już mogła tak łatwo nadawać tonu debacie publicznej w kwestiach symbolicznych. Słowem będą musieli się trochę „posunąć” i przyjąć do wiadomości istnienie w Europie odmiennych punktów widzenia, wrażliwości i ideologii.
Euroestabliszment mocno pracował na ten kryzys zaufania. Lata wspierania neoliberalnych polityk gospodarczych, dopuszczenie do niespotykanego od międzywojnia rozwarstwienia dochodowego, polityka migracyjna, której nie chce ogromna część Europejczyków, tworzenie przekonania o własnej bezalternatywności czy wreszcie takie pomysły jak Zielony Ład czy Fit For 55 - zestaw polityk wygaszających zdolności produkcyjne w Europie i grożące zwykłym mieszańcom wspólnoty nagłym obniżeniem jakości życia w imię moralizatorskiego postulatu „ratowania planety, która płonie”. Wszystko to razem sprawia, że coraz lepsze wyniki partii krytykujących polityczny mainstream liberalny w Europie, bynajmniej nie powinny dziwi.
Ani w starej ani w nowej UE. Nie dziwi również niedawny sondaż dla Euronews pokazujący, że w większości krajów wspólnoty tylko około jednej trzeciej badanych ocenia dorobek Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen pozytywnie.
Europejskie elity wyzywają przeciwników od "ruskich onuc"
Czy wielka unijna koalicja mainstreamowych ugrupowań zamierza wziąć sobie te wyniki do serca? I odbudować utracone zaufanie? No właśnie… chyba nie za bardzo. Coraz więcej wskazuje na to, że ich jedynym pomysłem na nadchodzące wybory będzie to, co zawsze. Czyli straszenie, że gdy ich zabraknie to Unię czeka niechybna destrukcja. W tym planie kluczową rolę ma oczywiście odegrać postać niekwestionowanego wroga czyli Władimira Putina. W Europie ci, którzy ośmielali się mieć inne zdanie niż liberalny euroestabliszment zawsze dostawali w twarz „ruską onucą”. Le Pen zagraża liberalno-lewicowej hegemonii we Francji? Zróbmy z niej rosyjską agentkę. AfD rozbudowuje poparcie w Niemczech wykorzystując nieudolność rządu Scholza i brak alternatywy ze strony chadecji. Ruską onucą ich. Włochy przejęte przez Georgie Meloni. Ruska agentura. Konserwatyści i reformatorzy UE robią konferencję w Brukseli. Wjeżdżamy im na kwadrat i ogłaszamy, że to Putinowska Międzynarodówka. Kto im zabroni? Dowody się zawsze znajdą. A nawet jeśli dowodów nie, to co przeszkadza w snuciu takiego „spinu”.
Polska na tym tle była zawsze trudnym przypadkiem. A to dlatego, że PiSowcy od należeli do tych polityków, którzy przed Putinem ostrzegali od samego początku. To znaczy w czasach, gdy ten sam liberalny euroestabliszment, który dziś tak chętnie nazywa swoich przeciwników „onucami” sam robił z Putinem przeróżne resety i lobbował za rozbudową powiązań energetyczno-gospodarczych, które rzekomo zabezpieczą nas przed wojną. Bo przecież „z partnerami handlowymi się nie strzelamy”.
Ale i na to jest sposób. Dysponując absolutną przewagą medialną i jednoznacznym wsparciem liberalnej Europy nowy polski rząd próbuje - wbrew wszelkiej logice, pamięci i faktom - pokazać jednak, że PiSowcy to w gruncie rzeczy istoty Putinoidalne. Bo przecież nawet jeśli nie służą Moskwie wprost, to ich polityka krytykowania liberalnego establishmentu to woda na młyn kremlowskiej propagandy. Ergo, „onucą rzuć”! Nie tylko w PiS, ale i - co warto zauważyć - w każdego, kto nie jest w 150 procentach „ich”. Na przykład ostatnio w Kanał Zero Krzysztofa Stanowskiego, co to bezczelnie podważa monopol uśmiechniętej Polski na rynku medialnym.
Brukselskie elity: Nie jesteś z nami to jesteś przeciwko nam
W sumie więc czas przed nami taki, że każdy - absolutnie każdy - kto nie podziela jedynie słusznych poglądów elit rządzących Brukselą od niepamiętnych czasów i kto nie patrzy z odrazą i przerażeniem na perspektywę utraty przez nich politycznej dominacji, ten - niestety - zostanie Putinowcem. A jak nim nie jest to… też zostanie. No chyba, że stanie tam, gdzie trzeba.
I taką mamy demokrację w liberalnej Europie. Niestety, ale cuchnie tu onucą. I to nie ze strony tzw. populistów. Tylko z samego środka liberalnego establishmentu. Oraz ich wyobrażenia na temat sposobu sprawowania i utrzymywania władzy oraz wpływów.
Rafał Woś
Fot. Prezydent Rosji Władimir Putin. Źródło: PAP/EPA
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka