W sto dni Donald Tusk zrobił nam prawdziwy „Budapeszt w Warszawie”. Z demokracji i praworządności zostały strzępy. Nie ma właściwie dnia, by nie padała kolejna czerwona linia autorytaryzmu, do której PiS-owi nawet nie śniło się zbliżyć.
W Polsce dzieją się dziś rzeczy nie do pomyślenia
Dzieją się wokół nas rzeczy, które jeszcze rok temu były absolutnie nie do pomyślenia. Służby Rzeczpospolitej wbijają do hotelowego pokoju posła opozycji i zabierają mu laptopa z notatkami na posiedzenie sejmowej komisji śledczej. Wcześniej te same służby demolują dom byłego ministra. I to właściwie nie wiadomo po co, bo wszyscy dobrze wiedzą, że go tam nie ma, gdyż przechodzi leczenie nowotworowe. Sejmowa większość chce stawiać prezesa banku centralnego przed Trybunałem Stanu za to, że prowadził dokładnie taką samą politykę antykryzysową jak większość prezesów banków centralnych rozwiniętego świata.
A przecież to tylko doniesienia z kilku ostatnich dni. Wcześniej zaś mieliśmy siłowe wejście podległej ministrowi policji do Pałacu Prezydenckiego i ujęcie tam dwóch posłów partii opozycyjnej skazanych dawno temu w bardzo szemranych okolicznościach i ułaskawionych potem przez prezydenta. Albo siłowe przejęcie mediów publicznych z pominięciem normalnego trybu ustawowego i przy pomocy tricku „na likwidatora” - choć celem akcji nie była bynajmniej żądaną likwidacja tylko wymiana kierownictwa. Albo niezgodne z konstytucyjnym trybem usunięcie Prokuratora Generalnego. I tak - niestety - dalej i dalej.
100 stosów dla 100 czarownic
Taki jest kluczowy dorobek pierwszych 100 dni rządu Donalda Tuska. Nie żadne ustawy gospodarcze. Nawet nie jakaś kluczowa zmiana w dziedzinie obyczajowej. Żadne 100 konkretów. Tylko właśnie zemsta i polityczna przemoc. 100 stosów dla 100 czarownic. I tańce wokół tego ogniska z hasłami „demokracji i praworządności” na ustach.
Zamykam czasem oczy i zastanawiam się, co będzie dalej. Za następne 100, 200 albo za 300 dni. Ale zaraz te oczy otwieram. Nie tyle z przerażania ile z tego, że… widzę ciemność. Prawda jest bowiem taka, że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić tego, do czego ekipa „uśmiechniętej koalicji” jest gotowa się posunąć. Ich dotychczasowe zachowanie jest bowiem najlepszym dowodem na to, że ministrowie Bodnar, Sienkiewicz czy Kierwiński nie znają żadnych granic. Sprawdzają się przepowiednie tych wszystkich (w tym moje), co twierdzili, że rząd Tuska będzie miał problem z ogromnie demoralizującym zjawiskiem tzw. pokusy nadużycia.
Nikt nie stawia granic rządzącej koalicji
Nie ma bowiem dziś nad nimi takiej siły, która byłaby im w stanie postawić granice. Powiedzieć „nie wolno”. Nie powie im tego Zachód, bo ma na oczach klapki „Tuska ratownika demokracji”. I nie zdejmie ich tak długo, jak długo Tusk będzie robił, co Europa od niego oczekuje. Tamy Tuskowi, Bodnarowi i Sienkiewiczowi nie postawią też „wolne media”. Nie po to też silni ludzie Bartłomieja Sienkiewicza przejmowali TVP czy Polskie Radio by te instytucje miały zacząć nagle pełnić rolę faktycznej „czwartej władzy”. Z resztą media te walczą dziś o ekonomiczno-organizacyjne przetrwanie i nie mają głowy do jakiegoś tam patrzenia na ręce komukolwiek. No może poza PiS-owską opozycją.
W ten sytuacji nowi władcy będą szli tak daleko jak chcą. Zapragną usunąć prezydenta? A czemu nie? Kto im zabroni? Konstytucja? Przecież nie można pozwolić, by ona krępowała demokratów w przywracaniu „prawdziwej” - ich zdaniem - demokracji. Zdelegalizują opozycję? Nie widzę przeciwwskazań. Jakaś podstawa prawna w końcu zostanie znaleziona. I tak to będzie postępować. Naga siła (jak to w demokracji) jest bowiem po stronie rządu.
Tylko konfrontacja z ulicą może ich otrzeźwić
Dopiero konfrontacja z (szeroko rozumianą) ulicą może ich otrzeźwić. Ale budowa takiej masy krytycznej trwa. To w końcu nastąpi - protesty rolników były już tego przedsmakiem. Ale nie dziś ani nie jutro. Tylko, że to też jest mało krzepiące. Przecież to będzie dla naszej wspólnoty kolejny dramat. Kolejny front, z którego latami będziemy się wygrzebywać.
AntyPiSowcy przez osiem lat narzekali, że PiS buduje „Budapeszt w Warszawie” - szczelny i niewywrotny system autorytarny z pozorami demokracji. Fakt, że przejęli władzę był dowodem, że PiS takiego systemu nie zbudował. Teraz w 100 dni Tusk faktycznie taki Budapeszt nam urządził. Pytanie tylko czy na tym poprzestanie. Czy powiedzie nas raczej w kierunku Mińska.
I to bynajmniej nie tego Mazowieckiego.
Rafał Woś
Źródło zdjęcia: Donald Tusk. Fot. PAP/Paweł Supernak/Canva
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka