Prorządowa część opinii publicznej robi wszystko, by przedstawić protest rolników jako oburzenie spowodowane WYŁĄCZNIE otwarciem granic na żywność z Ukrainy. Ale przecież to bujda. Tu chodzi przecież o całe klimatyczne szaleństwo, które opanowało liberalny zachodni establiszment odbierając im resztki instynktu samozachowawczego.
W całej Europie protestują producenci żywności
Od wielu tygodni w całej Europie protestują producenci żywności. Czyli rolnicy, farmerzy, przedsiębiorcy rolni, hodowcy - nazwijcie ich jak chcecie. Nie ma ich dziś w Europie bardzo wielu, bo tak zbudowane jest nowoczesne europejskie rolnictwo. Ale nie jest to branża, która nie umie się zorganizować. W poprzednich latach polegała na skutecznym chodzeniu wokół zabezpieczenia własnych interesów na poziomie narodowym oraz unijnym. Efektowne protesty, najazdy ciągników na Brukselę i „dymy” nie były potrzebne.
Aż do teraz.
Teraz rolnicy w Niemczech, Francji, Portugalii czy w Polsce dymią. I to bardzo. Ten poziom niezadowolenia wytwórców żywności zdaje się zaskakiwać unijny establiszment. Rządy w Paryżu, Berlinie, Brukseli czy Warszawie wyglądają jakby takiego obrotu sprawy kompletnie się nie spodziewały. Szok jest tak duży, że trwa pospieszne szukanie uspokajających wyjaśnień. W Niemczech rząd Olafa Scholza i Roberta Habecka jest święcie przekonany, że chodzi o „złą komunikację”. I że jeśli tym rolnikom się wszystko jeszcze raz i dobrze wytłumaczy to przestaną dymić. I zbastują. Niestety - powiadają politycy rządzącej Niemcami koalicji - we wszystko mieszają się „populiści”. AfD i inni „prawicowcy”. I utrudniają komunikację z rolnikami. Bardzo podobnie reaguje otoczenie Macrona w Paryżu i świta Ursuli von der Leyen w Brukseli.
Salon24. Relacja z protestu rolników w Warszawie (pod wideo ciąg dalszy artykułu Rafała Wosia)
Nie inaczej jest w Polsce
Nie inaczej jest w Polsce. Odkąd na poważnie rozkręciły się u nas protesty rolnicze ogromna część naszej opinii publicznej nie ustaje w przekonywaniu, że całe to zamieszanie nie ma nic wspólnego z Zielonym Ładem. Mówią, że chodzi o Ukrainę, otwarte granice oraz o napływ zboża. To one mają irytować rolników i sprawiać, że dymią. Taka narracja odpowiada oczywiście blokowi antyPiSowskiemu, który chce wszak jak najmocniej odsunąć ten gorący kartofel od Donalda Tuska. I przerzucić go do Kaczyńskiego. Bo to przecież PiS „zakochał się w Ukrainie”, „zbyt późno wprowadził embargo”, „nie dopilnował granic”.
Tworzy to specyficzną ekwilibrystykę: oto liberalne i prorządowe media starają się unikać odniesień do prawdziwego powodu rolniczej wściekłości. Czyli do Zielonego Ładu.
I w tym miejscu warto sobie powiedzieć jasno i wprost. Rolnicy „dymią” właśnie o Zielony Ład. Wszystko inne to didaskalia. Granica z Ukrainą też. Bo rolnicy dobrze wiedzą, że mamy tu do czynienia z przyczyną i ze skutkiem. Otwarcie granic zewnętrznych UE na import żywności to skutek Zielonego Ładu. Czyli polityki klimatycznej, która jest tak skonstruowana, by wygasić produkcję rolną w Europie - celem właśnie ograniczenia emisji CO2 do atmosfery i spełnienia coraz bardziej wyśrubowanych norm. A w miejsce tej wygaszonej produkcji wpuścić żywność z zewnątrz: z Ukrainy, z Ameryki Południowej, a kiedyś pewnie i z Rosji. Oczywiście tę żywność na rynek wprowadzać będą wielkie zachodnie koncerny, więc one nie stracą swojego udziału w torcie. A rolnicy z Europy? No cóż, dla nich w tym obrazku miejsca już raczej nie ma.
Wracamy do Zielonego Ładu
I tak wracamy do Zielonego Ładu. Czyli do wykwitu hulającego po Europie od wielu lat myślenia w kategoriach magicznych. O przekonanie, że da się bezboleśnie przestawić najbardziej rozwinięte gospodarki świata w ekspresowym tempie na zieloną zeroemisyjność.
Rolnicy są dziś pierwszą grupą społeczna, która mówi takiemu myśleniu twarde „veto”. Tego ich oporu nie da się łatwo zagadać ani zignorować. Gdyby europejski liberalny establiszment - wszyscy chadecy, liberałowie, socjaldemokraci i zieloni - miał resztki politycznego instynktu samozachowawczego to by się w tej chwili zatrzymał. I zaczął szukać dróg wyjścia ze swojej klimatycznej „terapii szokowej”.
Czy to zrobią? Nie wydaje mi się. Raczej pójdą w zaparte. Będą twierdzić, że rolnikom chodzi o coś innego i że się to jakoś wszystko z nimi wyprostuje bez zmiany kluczowych parametrów systemu. W efekcie już za chwilę „klimatyści" będą mieli na karku kolejne niezadowolone grupy społeczne. Branżę chemiczną, transportową, mieszkańców domów jednorodzinnych i nowych „energetycznych nędzarzy” - tym razem prawdziwych.
Wszystko to przed nami.
Rafał Woś
Źródło zdjęcia: Protest rolników "Gwiaździsty Marsz na Warszawę" przed siedzibą KPRM. Fot. PAP/Mateusz Marek
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka