Rok 2024 mocno przerzedzi szeregi wyborców tzw. środka. Część normalsów się wścieknie, zradykalizuje i zasili szeregi obozu PiS. Część podejmie ćwiczenia z odwracania wzroku. I też się zradykalizuje. Tyle, że antyPiSowsko.
Panuje przekonanie - dobrze podbudowane przeróżnymi badaniami opinii - że ludzie reagują na politykę dużo spokojniej niż tzw. komentariat. W sumie nic dziwnego. Politycy, publicyści czy eksperci współtworząc to, co się dzieje wokół nas nie są bezstronni. Przeciwnie: oni są uwikłani - jakkolwiek mocno próbowaliby nas przekonywać, że jest inaczej. Mają wszak w polityce polokowane swe własne „kapitały”. Małe i duże. Dotykalne i symboliczne. Wiarygodność, przywiązanie do racji, a czasem i bardzo konkretne interesy osobiste.
Polityczne wzmożenie
Ale to już nie do końca aktualne. Dotąd zdawało się nam, że wśród tzw. normalnych wyborców to zjawisko „politycznego wzmożenia” zachodzi w dużo mniejszym stopniu. I że nawet jeśli zwykli ludzie politykę obserwują, to dzielą to, co widzą przez dwa, cztery albo sześć. Problem polega jednak na tym, że życie w ramach współczesnej demokracji medialnej zawęża tym „normalsom” horyzont. Chcąc nie chcąc większość obywateli jest zanurzona w bieżącym sporze. Media wciskają się w ich życie przeróżnymi kanałami. Już nie tylko gazetą, radiem i telewizją. Teraz sprawy i spory wyskakują na człowieka zewsząd. Z newsów w komórce, z forów dla fanów dowolnej „filatelistyki” albo z portali społecznościowych. Ucieczki w zasadzie nie ma. No chyba, że ktoś zdecyduje się na żywot cyfrowego eremity.
W efekcie im wojna polityczna bardziej gorąca, tym bardziej w górę idzie polityczne tętno u tzw. wyborców środka. Tak się dzieje nie tylko w Polsce. W Teksasie w USA rozpadło się niedawno liczące sobie 150 lat kółko szydełkowania. Powodem był fakt, że część pań (szydełkują wciąż głównie panie) podjęła próbę wykluczenia z klubu członkiń, które dziergały sobie hasła w stylu „Make America Great Again”. Zarzut był taki, że Trumpowe hasła na sweterku naruszały - zdaniem demokratek - ich prawo do szydełkowania w „bezpiecznej przestrzeni”. W odpowiedzi dziergające republikanki uznały, że są dyskryminowane i odeszły. Klub się podzielił po czym upadł. I dziś każdy dzierga już w samotności. Ale - w najlepszym razie - w gronie sobie podobnych.
Podziały wzrosną
Dlaczego o tym wspominam? Bo wydaje mi się, że coś bardzo podobnego wydarzy się u nas w Polsce w roku 2024. A pewnie i w latach następnych. Kurs obrany przez nową antyPiSowską większość będzie zmuszał do opowiedzenia się. Normals będzie widział „rympał do kwadratu”, przy pomocy którego ministrowie Sienkiewicz i Bodnar „uzdrawiają” media publiczne i mszczą się na politycznych przeciwnikach. I taki normals - po niełatwych dla niego latach rządów PiS - znów poczuje, że jest właśnie jeszcze mocniej przypierany do ściany. Zwłaszcza jeśli samozwańcza „sanacja państwa” nie zakończy się na mediach publicznych.
Reakcje na ten docisk będą dwojakie. Jedną będzie oburzenie i wściekłość. Wściekłość na nową władzę. Tę, która miała gasić i uspokajać. A zamiast tego rozpala i wali prętem po kracie. Normals słyszy wypowiedzi Adama Bodnara o tym, że „przywracamy konstytucyjność i szukamy podstawy prawnej, żeby to zrobić”. Albo Donalda Tuska, że „praworządne jest to, co my rozumiemy jako praworządne”. I najpierw pomyśli, a potem w końcu powie „oszukaliście mnie, jesteście dokładnie tacy, jak przedstawiała was PiSowska propaganda. Nie chodzi wam o reguły, demokrację czy odpolitycznienie. Tylko o to, żebyście rządzili WY”. Ten normals ani się obejrzy, a już przestanie być normalsem. Irytacja na siebie i na tych, którym pomógł dojść do władzy pchnie go w ramiona PiSu. Może nawet uczyni radykałem w owym radykalizmie szukającym ukojenia i kompensacji szwindlu, którego stał się ofiarą.
Niektórzy będą odwracać wzrok
Ale to nie wyczerpie puli. Bo spora część normalsów skręci najpewniej w kierunku dokładnie przeciwnym. U nich zajdzie klasyczne zjawisko odwracania wzroku. Tacy normalni też nie będą zachwyceni, że rząd antyPiSu nie prowadzi polityki uspokajania. Ale oni winę za ten stan rzeczy przerzucą na… PiS. Na to, że się ten PiS upiera, nie chce ustąpić w sprawie mediów. Że wytyka hipokryzję (choć sam nie jest święty) w temacie praworządności. I tak dalej. Ale to też będzie miało konsekwencje. Bo uczyni z normalsów już nie żadnych normalsów - tylko ludzi chcących wierzyć, że droga obrana przez Sienkiewicza, Bodnara i spółkę jest drogą słuszną.
Ta droga musi być słuszna, bo gdyby nie była, to by normals musiał przyznać, że został oszukany. A on tego zrobić nie chce. Więc udaje, że nie widzi. Takie odwracanie wzroku tego normalsa nieodwracalnie zradykalizuje. I ani się obejrzy, a będzie krzyczał do Tuska „śmielej, śmielej” - by ten zrobił wreszcie porządek i „dorżnął PiSowską watahę”.
Nie wróży to wszystko naszej wspólnocie politycznej i narodowej w roku 2024 wiele dobrego. Niestety.
Fot. Minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz/X/Canva
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka