Napędzany poczuciem moralnej wyższości oraz zemsty za dawne krzywdy obóz rządowy wszedł na drogę przemocy fizycznej i prawnej. Złudne jest jednak liczenie na moderujący wpływ Unii Europejskiej albo Stanów Zjednoczonych.
Europa nie będzie reagować
W pierwszych reakcjach na siłowe metody zastosowane przez ministra Sienkiewicza albo na „uchwałokrację” ministra Bodnara wiele głów odwróciło się w kierunku zachodnim. Były apele do - akurat przebywającej w Polsce - czeskiej komisarz UE Very Jourovej. Było chwytanie pojawiających się tu i ówdzie komentarzy „zaniepokojonych” sytuacją analityków czy komentatorów z zagranicy. Prawda jest jednak taka, że to wszystko jest klasyczne myślenie życzeniowe. Każdy, kto zechce mieć dostęp do zachodnich mediów czy do opinii mających jakiekolwiek przełożenie na zachodnia opinię publiczną, ten w trzy sekundy (a najdalej w pięć) zauważy, że… Europa przechodzi nad tym, co się od paru dni w Polsce dzieje do porządku dziennego. I to w najlepszym wypadku. Bo jest sporo i takich relacji, które Tuskowej pacyfikacji proPiSowskich mediów przyklaskują. Czytamy więc w wielu ważnych rozsadnikach opinii (od BBC, przez Reutersa, po niemieckie tygodniki opinii), że nareszcie „narodowa prawica” (czyli PiS) została odspawana od wpływu na media. A w jakim to się odbywa stylu i w jakim trybie? To już się w tych - zazwyczaj prostych jak instrukcja obsługi cepa - doniesieniach rzecz jasna nie mieści. Opowieść o dobrym Tusku i złym PiSie jest zbyt atrakcyjna i zbyt dobrze sprzężona z interesem czy wrażliwością estetyczną dominującego na Zachodzie liberalnego establishmentu, by nagle zacząć poddawać ją w wątpliwość.
Ostatni na placu boju
Krążą wprawdzie na tzw. mieście plotki jakoby Amerykanie (w osobie ambasadora Brzezińskiego) mieli już przekazać nowemu premierowi, że zbyt głębokie rozliczenia z rządem PiS nie są tym, czego nasz największy sojusznik militarny, by sobie w tej części Europy i w tym momencie życzył. Ich prawdziwości nikt jednak potwierdzić dotąd nie zdołał. I równie dobrze może to być klasyczna „kaczka dziennikarska”. Zwana też ostatnio „fake newsem”. W zasadzie jedną instytucją, której udało się uzyskać jakiś rodzaj gwarancji przed tłukącą na prawo i lewo uchwałami nową władzą jest Narodowy Bank Polski. Polski bank centralny pokazał w ostatnich dniach opinii publicznej (oraz swoim przeciwnikom) cały plik listów z wyrazami sympatii, poparcia i troski o to, by jego niezależność nie była naruszona. Listy płyną od wielu banków centralnych z krajów Europy wschodniej i zachodniej. Wśród nich zaś najważniejszy jest ten od szefowej Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde, która - pośrednio i wyciągana za uszy, ale jednak - zapewnia Adama Glapińskiego, że NBP jako uczestnik tzw. Europejskiego Systemu Banków Centralnych cieszy się wsparciem i ochroną prawa unijnego.
Jeśli więc Tusk powściągnie zamiary swoich siepaczy względem niezależności NBP to w zasadzie na innych polach nic wielkiego mu nie grozi. A nowy typ „uchwałokracji” (zwanej kiedyś „jazdą po bandzie” lub „chodzeniem na rympał”) może być spokojnie kontynuowany. W europejskich mediach głównego nurtu oraz unijnych instytucjach nikt im złego słowa nie powie. A już na pewno nie w stylu do jakiego przyzwyczaiła nas Europa w latach 2015-2023, gdy każdy ruch PiSu oglądany był przez szkło powiększające olbrzymiej mocy. I każdy zarzut w mig urastał do definitywnego „końca polskiej demokracji”. Można się spodziewać, że teraz będzie dokładnie odwrotnie. Gdyby - nie daj Boże - Polska demokracja miała paść z rąk obozu antyPiSowskiego to Zachód - na chwilę obecną - będzie ostatnim, który to dostrzeże i przyjmie do wiadomości. Niestety.
Dużo powiedzą wybory do Europarlamentu
Żeby jednak nie było tak smętnie - na koniec - dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w wyniku przyszłorocznych wyborów do Europarlamentu sporej zmianie ulegnie układ sił w trzewiach unijnej polityki. W siłę stale bowiem rosną ugrupowania antyestabliszmentowe, którym odwieczna dominacja „bardzo wielkiej koalicji chadeków, socjalistów i liberałów” nie bardzo się podoba. Po drugie, nawet najbardziej stronnicza i powierzchowna opinia publiczna na Zachodzie nie jest nieprzemakalna. I jeśli „rympał” w wykonaniu nowej władzy nie ustanie to wkrótce zacznie on przesiąkać do świadomości zachodnich mediów i do komentariatu. To potrwa. Ale jest nieuchronne.
Na razie jednak - jesteśmy w Polsce skazani na samych siebie. I to od nas zależy, czy z naszej własnej praworządności oraz demokracji będzie co zbierać.
Rafał Woś
Adam Bodnar i Vera Jourova. Fot. PAP/Marcin Obara/Canva
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka