Lewica nie jest - mówiąc delikatnie - zwycięzcą tych wyborów. A - mówiąc już całkiem wprost - jest tym elementem antyPiSowskiej koalicji, któremu grozi najszybsza marginalizacja.
Anty-Czarnek kontra koalicyjne misie
Jedno, dwa, góra trzy ministerstwa. I to te raczej trudniejsze - jak choćby zdrowie publiczne, które zawsze i wszędzie w absolutnie każdym zachodnim kraju stanowi powód do narzekań. Edukacja? Miło tu będzie Agnieszce Dziemianowicz-Bąk - albo komuś innemu - ogłosić, że jest anty-Czarnkiem. Jednak miło być przestanie, jeśli się okaże, że ten lewicowy anty-Czarnek nie dostanie zgody dużych koalicyjnych misiów na dowiezienie takich podwyżek o jakich marzą nauczyciele i wykładowcy. Zostanie wtedy świecenie oczami i zbieranie na swoje konto rozczarowania. Można się będzie pewnie ratować ucieczką w wojny kulturowe - tęczowość i tego typu historie. Ale powiedzmy sobie szczerze. Taki krok tylko utwierdzi w narodzie przekonanie, że Lewica nie jest żadną autorską ofertą polityczną - tylko po prostu przybudówką obozu liberalnego wyspecjalizowaną w dowożeniu kilku procent wielkomiejskiego liberalnego elektoratu, który bardzo chce wierzyć, że jest "lewicowy".
Jak popsuć "500 plus"?
Zostaje jeszcze praca i polityka społeczna. Tu potencjalna lewicowa/wy minister zacznie od zmiany nazwy (ministerstwo przestanie być zapewne resortem "rodziny"). Na długo to jednak nie wystarczy. Prędzej czy później pojawi się pytanie, co Lewica kierująca takim resortem zrobi ze sztandarowymi programami socjalnymi PiS czyli 500/800+. Oczywiście jest jasne, że antyPiS ich nie zlikwiduje. Może je jednak popsuć i rozwodnić. Na przykład wprowadzając kryterium dochodowe i czyniąc z „pięćsetki" czysty "socjal", z którym stopniowo przestanie się identyfikować opiniotwórcza klasa średnia. Taki program będzie z biegiem czasu coraz mocniej krytykowany jako rozleniwiające rozdawnictwo. I albo zniknie zupełnie, albo faktycznie przestanie odgrywać istotną równościową rolę w systemie gospodarczym, bo będzie trafiał do coraz mniejszej grupy osób. Innym sposobem na eutanazję 500+ jest ograniczenie go tylko do programu dla pracujących. Będzie to stanowiło w praktyce duży cios w pracowników, bo ich pozycja względem pracodawcy osłabnie. Trudniej będzie trzasnąć drzwiami i powiedzieć złemu szefowi „adieu", skoro obie strony będą wiedziały, iż taki krok stanowi ryzyko utraty ważnego społecznego świadczenia. Minister pracy i spraw socjalnych będzie takie ruchy firmował. I nic tu nie pomoże deklaratywna troska o najsłabszych. Po owocach ich poznacie.
Lewicowcy w niewoli liberałów
Oczywiście wszystko mogłoby ułożyć się dla Lewicy zupełnie inaczej, gdyby partia Czarzastego i Zandberga umiała wykorzystać swoją pozycję języczka u wagi w nowym układzie rządowym. Teoretycznie i "na papierze" ją ma. Bez Lewicy rząd większościowy pod kierunkiem Tuska powstać nie może. W praktyce jednak Lewica nie ma ruchu ani żadnej dźwigni na liberałów z KO i TD. Lewica nie może przecież nie wejść do koalicji. Nie może wierzgąć ani nawet postraszyć. Nikogo to nie przekona. Nikt się tym nie przejmuje. Każdy wie, że taki krok nikomu na Lewicy nie mieści się nawet w głowie. Zbyt dawno i zbyt mocno ogłosili, że odsunięcie PiSu od władzy jest ich nadrzędnym celem. Dlatego teraz nie mogą wykonać żadnego nawet kroku, który by temu celowi zagrażał. W tej sytuacji Lewica jest skazana na łykanie wszystkiego, ci im Tusk i spółka podsuflują. To nie był, nie jest i nie będzie układ partnerski. To feudalna zależność. Rodzaj politycznej niewoli. W dużej mierze przez Lewicę zawinionej brakiem szerszego strategicznego namysłu.
To nie jest tylko polski problem. W wielu krajach europejskich lewice idą w podobnym kierunku. Kontentując się rolą wyspecjalizowanej bojówki obozu nowego sytego liberalnego mieszczaństwa ds. rozniecania wojen kulturowych i oskarżania ludowych populistów o wyimaginowany faszyzm. Przykro na to patrzeć mając w pamięci, jak kiedyś stare lewice biły się o pełną pulę, o władzę i o autentyczną polityczną podmiotowość.
Rafał Woś
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka