Wygląda na to, że na finiszu kampanii antyPiS jeszcze mocniej uwierzył w opowieść o „przełomie” i „mijance”. Problem tylko w tym, że usłyszeli ją od… samych siebie.
Studnia życzeń
Poszedł facet do studni życzeń i krzyczy głośno „Tylko Donald!!!”. „Donald-onald-ald!” odpowiada echo w studni. Facet jest zadowolony. „Wiedziałem, naród jest jednak po mojej stronie” - myśli sobie. Trochę na tej zasadzie funkcjonuje od wielu miesięcy nasza antyPiSowska opozycja. Widać to także teraz - na ostatniej prostej tej kampanii. Liderzy KO, Lewicy i Trzeciej Drogi nie ukrywają zadowolenia. Czytam, że posłanka lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk przymierza się już do ministerstwa edukacji. Szymon Hołownia zapewnia, że i on pojawi się osobiście w nowym rządzie. Posłanka Izabela Leszczyna oczyma wyobraźni stawia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu (co swoją drogą jest kuriozalnym atakiem na niezależność banku centralnego i gdyby liberałowie kierowali NBP, to już dawno by krzyczeli, że to atak na demokrację!). A Donald Tusk zapewnia zaś, że w dobę - no najdalej dwie - oczyści TVP z brzydko pachnących osobników.
Pudło rezonansowe
Na jakiej podstawie antyPiSowcy budują tę swoją pewność wygranej? Na trendzie sondażowym polegającym na tym, że w ostatnich 14 dniach PiSowi spadło o 0,7, a Lewicy i Trzeciej Drodze urosło o 0,4-0,6? Na „dobrej energii”, którą dostrzegli na zeszłotygodniowym marszu? Na tym, że otwarcie zwycięstwa życzy im duża część zaprzyjaźnionych mediów albo sondażowni? A może na tym, że „mijankę” zapowiedzieli w „Polityce” albo w „Wyborczej”? A powtórzyli to w Porankach TOK FM albo u Morozowskiego w TVNie antyPiSowscy komentatorzy? Albo, że Onet wykrył kolejną mrożącą krew w żyłach aferę, po której Polkom i Polakom opadną z oczu łuski? Przecież wszystko to razem od dawna działa jak wielkie pudło rezonansowe. Niczym ta wspomniana studnia życzeń, do której wykrzykuje się pragnienia, a ona roznosi je i powtarza wokoło gromkim echem. „Przełom-ełom-ełom-om!”. „Mijanka-anka-anka-kijanka!”. „Demokracja-racja-acja-acja!”.
Oczywiście rozumiem Tuska, Czarzastego i Hołownię. Oni muszą chodzić i powtarzać, że zwycięstwo jest bliskie. Taka ich rola i to oni zostaną pociągnięci do politycznej odpowiedzialności jeśli wyniku nie dowiozą. Ale jeśli spojrzeć na sprawy odrobinę trzeźwiej, to przecież ta teza o nadchodzącym i nieuchronnym sukcesie jest nie ma zbyt silnych podstaw. Widać raczej dwie rzeczy.
Po pierwsze, po ośmiu latach rządów PiS opozycja ma poparcie na poziomie niecałych 50 proc (a w międzyczasie nigdy w zasadzie nie miała wiele więcej). A w przeliczeniu na mandaty sytuacja wygląda dla nich nawet gorzej niż pół roku temu. Do wiosny 2023 brali jeszcze delikatną większość. O włos, na ostrzu noża, ale jednak. Dziś są poniżej 231 mandatów. I to nawet w wariancie optymistycznym - to znaczy z dobrym wynikiem holowanej przy pomocy kraula ratowniczego ledwo żywej Trzeciej Drogi.
Zamki na piasku
Po drugie, wygląda na to, że antyPiS drepcze w miejscu już od dłuższego czasu. Te niecałe 50 procent wyborczego poparcia to jest przecież dokładnie ten wynik, który zrobił w wyborach prezydenckich 2020 roku Rafał Trzaskowski. Można więc powiedzieć, że cała robota wykonana przez starego wygę Donalda Tuska w minionych latach sprowadza się tylko do tego, by się do tamtego wyniku zbliżyć. To znaczy tak uwypuklić polaryzację (jeśli ktoś mi powie, że Tusk nie polaryzuje, to przepraszam, ale ostrzegam, że mogę się opluć kawą), by zgromadziła w jednym narożniku cały antyPiS. I to się Tuskowi faktycznie udało. Jednej listy nie przeforsował, ale w praktyce uczynił z Czarzastego, Hołowni i Kosiniaka swoich namiestników zarządzających różnymi sektorami antyPiSowskiego elektoratu. Kłopot jednak w tym, że to królestwo antyPiSu en masse ciągle jest za małe. Brak mu większości. A to oznacza, że antyPiS od wyborów 2020 zasadniczo się nie poszerzył. Nie wyszedł poza to, co już miał. Nie przekonał do siebie nowych środowisk. I to pomimo faktu, że te ostatnie lata - obiektywnie rzecz biorąc - łatwe nie były. Bo przecież wojna, inflacja, pandemia etc.
Wciąż oczywiście może się zdarzyć, że antyPiSowcy jakimś zrządzeniem Niebios uciułają te 232 mandaty, wesprą się na cichym sojuszu z Konfederacją lub pomoże im poseł mniejszości niemieckiej. Różne opcje są możliwe. Przy tym podziale preferencji wyborczych pół na pół ciekawie będzie do samego końca. Wciąż jednak prawdopodobieństwo przejęcia przez nich władzy nie jest ani duże ani nawet średnie. A snute plany na po wyborach to ciągle „zamki na piasku”.
Rafał Woś
Na zdjęciu Donald Tusk, fot. Darek Delmanowicz/PAP
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka