Afera wizowa nie będzie gamechangerem
Były wiceminister w szpitalu po samobójczej próbie, kontrola w MSZ i odpalona jak króliczek Duracella opozycja, która ma nadzieje, że to wreszcie jest TEN sondażowy przełom, na który od tylu miesięcy czekają. Szczerze? Wątpię w to ostatnie. I nie wydaje mi się, że „afera wizowa” będzie kosztować PiS jakikolwiek dostrzegalny spadek poparcia. I to z kilku powodów.
W to nikt nie uwierzy
Po drugie, trzeba doprawdy zakładać u wyborców pamięć politycznej jętki jednodniówki, by budować wiarygodny przekaz, że PiS równa się zalew Polski migrantami i jej niechybną islamizacja. To nawet zabawne (oczywiście, gdy ktoś lubi absurdalny humor), że wpływowy polityk KO Andrzej Halicki pisze na Twitterze, że „wobec szokującej skali tego wizowego handlu ludźmi teraz dopiero wyjaśnia się po co im (PiSowcom - red) potrzebny jest wielki #CPK”. Może i liberałowie byliby teraz w stanie przekonać Polki i Polaków, że jak wybiorą PiS to Kaczyński nawpuszcza im do kraju różnych podejrzanych typów. Tylko, że - niestety dla opozycji - przez ostatnich osiem lat antyPiSowcy mówili coś… dokładnie odwrotnego. To znaczy nawijali ludziom na uszy przekaz o ksenofobicznych PiSiorach, którzy pozamykali Polskę przed ożywczym wpływem imigranckiego multikulti. A teraz nagle co? Zwrot przez prawą burtę o 180 stopni? W ciągu kilku tygodni? Przecież na to nie nabierze się nawet przedszkolak.
Wszystko to nie oznacza jednak, że sprawa wiz nie będzie miała dalszego ciągu. Owszem, będzie miała. I to istotny. Najważniejszym jego elementem jest nauczka, jaką PiS (lub ich następcy) powinni wyciągnąć z tej sprawy. Chodzi o trwający od wielu lat lobbing na rzecz otwierania polskich granic dla migrantów. W przeciwieństwie do migracji nielegalnej chodzi tu o napływ uregulowany przepisami prawa wizowego. Mowa tu o przybywających do Polski (i tym samym do UE) tzw. Gastarbeiterach. Czyli przybyszach-pracownikach, którzy - przynajmniej teoretycznie - powinni przyjechać, wykonać swoją robotę i wrócić w rodzinne strony. Oczywiście z doświadczenia wielu krajów (na przykład Niemiec) wiemy, że tak się nie dzieje. Gastarbeiterzy nie wracają, tylko ściągają rodziny oraz krewnych. Po kilku dekadach takiej polityki diaspora rośnie do sporych rozmiarów mniejszości. Skutek jest więc ten sam, co w przypadku migracji.
Polska to hit dla migrantów i nic dziwnego
Oczywiście co bardziej propracowniczo nastawieni komentatorzy (w tym niżej podpisany) przekonywali już dawno temu, że to nie jest dobry pomysł. Ich argumenty zawsze łatwo było jednak zbijać. Mówić, że to strachy na lachy. Albo jeszcze gorzej. Wstecznictwo i ksenofobia. Finał był taki, że rząd PiS miał w tych ostatnich latach zdecydowanie zbyt dużo otwartości na argumenty promigracyjnych lobbystów. I w tym sensie „afera wizowa” nie jest fake newsem. Faktycznie pod rządami Zjednoczonej Prawicy drzwi do polskiego rynku pracy były nadmiernie uchylone.
A teraz - po tym soczystym prawym sierpowym - PiSowcy powinni je jednak domknąć. Następnie zaś dwa razy się zastanowić zanim w przyszłości ulegną lamentom o braku rąk do pracy.
n/z: Migranci we Włoszech. fot. PAP/Abaca
Czytaj też:
Komentarze
Pokaż komentarze (133)