Swoją ostatnią decyzją o mocnej obniżce stóp procentowych Narodowy Bank Polski kolejny raz przypomniał, że umie urwać się z łańcucha neoliberalnej ortodoksji. Nasza ekonomiczna konserwa jest oczywiście oburzona. Znów histeryzują, że to nie ta piosenka, do której nawykli w neoliberalnej przeszłości.
Oburzenie na decyzję NBP. Krytycy przypominają Mamonia
Pamiętacie inżyniera Mamonia z „Rejsu”? Tak, tego, co lubił jedynie te piosenki, które już wcześniej słyszał w radio. Ów Mamoń (grany przez Zdzisława Maklakiewicza) przypomina mi się zawsze, gdy widzę kolejne fale oburzenia na politykę prowadzoną od siedmiu lat przez Narodowy Bank Polski pod kierunkiem Prof. Adama Glapińskiego. Ostatnia erupcja oburzenia miała miejsce po zeszłotygodniowej obniżce stóp procentowych. Znów słyszymy, że to decyzja „zła”, „szkodliwa” i dowodząca „ignorancji ekonomicznej” członków Rady Polityki Pieniężnej.
Słucham tych rytualnych narzekań i widzę właśnie inżyniera Mamonia. Niezadowolonego i oburzonego, że znów grają nie tę muzykę do której - on Mamoń - jest przyzwyczajony.
Przez lata polityka ekonomiczna w Polsce nie istniała!
Skąd się wziął w polskim ekonomicznym komentariacie ten cały mentalny mamonizm? Ano stąd, że przez całe lata z polityką ekonomiczną było w III RP tak, że… właściwie nie istniała. Polegała w gruncie rzeczy na założeniu, że istnieje jakiś jeden święty i niepodważalny przepis na dobrą gospodarkę. Najczęściej importowany z zaleceń międzynarodowych instytucji finansowych. Ta dobra gospodarka miała być oczywiście neoliberalna. To znaczy zderegulowana, sprywatyzowana, niskoinflacyjna i nastawiona na schlebianie oczekiwaniom rynków finansowych. Z kolei jedynym zadaniem rodzimych polskich polityków było wcielić w życie kolejne parametry prowadzące do tych właśnie neoliberalnych celów. A że odbywało się to kosztem mrożenia płac, wysokiego bezrobocia i rosnących nierówności społecznych? A kogo to obchodzi?
Im więcej neoliberalnych parametrów politycy ekonomiczni wcielili w życie, tym lepiej. Im więcej oporu społecznego po drodze złamali, tym bardziej ich podziwiano. Czekały ich za to brawa i oklaski od establishmentu w kraju i za granicą. Komentariat ekonomiczny też klaskał. A jakże! Im mniej z tego wszystkiego rozumieli, ale bardziej byli święcie przekonani, że tak trzeba, bo tak „robią wszyscy”. To właśnie z tego myślenia urodził się nasz polski inżynier Mamoń ekonomicznego komentariatu. I ma się - jak widać - świetnie.
Światowa gospodarka się zmienia. To efekt 2008 roku
Jednak po drodze w światowej gospodarce coś się zmieniło. Tym czymś był kryzys roku 2008. Pokazał on - na wielu polach - intelektualne, ekonomiczne i moralne fiasko neoliberalizmu. Systemu służącego zaspokajaniu potrzeb najbogatszych i najsilniejszych, który wartości takie jak spójność i solidarność społeczna czy nawet zrównoważony rozwój ma w… głębokim poważaniu. Od tamtego kryzysu minęło 15 lat. Od tych 15 lat w światowej ekonomii trwa (z różnym skutkiem) poszukiwanie sposobów na wyjście z neoliberalnej pułapki. Napisano na ten temat tysiące książek i miliony tekstów. Przeprowadzono setki tysięcy debat. A co na to nasz inżynier Mamoń? Niewiele. Nie wiem, może uciął sobie wtedy drzemkę? A może był zajęty czymś innym? Fakt jest jednak taki, że ze swoim starczym uporem domaga się, żeby było tak jak było. Bardzo jest przy tym niezadowolony, że słyszy inną piosenkę niż tę do której przywykł.
A polityki pieniężnej NBP Mamoń nie lubi najbardziej. Jest oburzony, że bank centralny ośmiela się obniżać właśnie stopy procentowe w Polsce. I w ogóle nie obchodzą Mamonia tłumaczenia, że gospodarce - po półtora roku sztywnej polityki monetarnej (wyższe stopy) - należy się odrobina wytchnienia. Albo że polska gospodarka chce i ma potencjał by się rozwijać, ale do tego trzeba jej tańszego pieniądza (czyli niższych stóp). I głupotą by było uparte zbijanie teraz inflacji za wszelką cenę. Tylko po to, żeby pokazać wszystkim wokoło, jak to bardzo NBP jest zdeterminowany by spełnić tzw. cel inflacyjny. I jest gotów dojść do tego celu choćby po trupie polskiego przedsiębiorcy i kredytobiorcy.
Ale przecież to nie pierwszy raz, gdy Mamoń jest wściekły. Był oburzony rok temu, gdy bank przestał podnosić stopy. Albo dwa lata temu, gdy polski bank centralny nie chciał stóp (tak długo, jak to tylko możliwe) podwyższać. Mamoń lubi także oczywiście ponarzekać na styl komunikacji prezesa NBP. Mamoniowi przeszkadza, że „Glapa” ośmiela się… mówić wprost do ludzi. Że żartuje, robi dygresje, tłumaczy „na chłopski rozum”. Mamoń by wolał, żeby szef banku centralnego ubrał się w szaty arcykapłana ekonomii i mówił tak, żeby nikt nic z tego zrozumieć nie mógł. Wtedy Mamoń by klaskał. Bo tak faktycznie robili szefowie banków centralnych dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. W Mamoniowych latach formacyjnych. A Alan Greenspan (długoletni szef Fedu) powiedział nawet wtedy do dziennikarzy „jeśli ktokolwiek z państwa zrozumiał, o co mi chodzi to… przepraszam. Nie taka była moja intencja”. Brawo Greenspan! - zakrzyknie Mamoń - tak trzeba! Mamoń nie wie oczywiście, że obecni szefowie największych banków centralnych świata (z szefową Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde na czele) starają się właśnie skrócić dystans pomiędzy polityka pieniężną a zwykłym odbiorcą. Wychodząc z założenia, że czas oddalonych od świata kapłanów ekonomii tajemnej się skończył.
Ale Mamonia to nie obchodzi. Bo Mamoń jest Mamoniem. Mamoń to ekonomiczna konserwa.
Tylko czy my musimy być w Polsce wiecznie zakładnikami inżyniera Mamonia? Polski bank centralny próbuje nie być. I dlatego jest tak mocno przez mentalnego Mamonia zwalczany. Właśnie dlatego.
Rafał Woś
Fot. Narodowy Bank Polski/CANVA, PAP
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka