W czasie trwającej od paru lat antysymetrystycznej czystki starszyzna plemienna mediów liberalnych obroniła swoje przywództwo. Przy okazji totalnie jednak wyjałowiła „własną stronę” z większości wolnej, odważnej i innowacyjnej myśli.
Moi dawni redakcyjni koledzy z tygodnika „Polityka” Mariusz Janicki i Wiesław Władyka ogłosili kilka dni temu, że tuż przed wyborami opublikują swoją najnowszą książkę, w której wskażą winnych. Rzecz będzie nosiła tytuł „Symetryści”. Z typowo dla tego autorskiego duetu subtelnym dopiskiem „Jak się pomaga autokratycznej władzy?”. „Mario” i „Profesor” nie kryją nawet specjalnie, że książka będzie rodzajem donosu na tych kolegów dziennikarzy i publicystów, którzy „rozmywają kontury wielkiego sporu o ustrój państwa i relatywizują oceny, traktując walkę o demokratyczne pryncypia”. Są więc - zdaniem Janickiego i Władyki - symetrystami. To znaczy „cichymi poplecznikami Kaczyńskiego”.
Spór o symetrystów
W całym tym ciągnącym się już od paru lat sporze o symetryzm chodzi jednak również o coś zupełnie innego. Jak zwykle, za wielkimi słowami o „demokratycznych pryncypiach” czy „konturach wielkiego sporu o państwo”, kryje się coś dużo prostszego i bardziej przyziemnego. To tlący się od lat wewnątrz liberalnych mediów spór o to, czy komukolwiek - prócz starszyzny plemiennej symbolizowanej przez Janickiego i Władykę - wolno tam myśleć po swojemu. I czy w ogóle mile widziane jest w mediach liberalnych - tak chętnie przedstawiających samych siebie jako ostatni bastion demokratycznych wartości - jakiekolwiek samodzielne myślenie?
Oni wprowadzili pojęcie symetryzm
Bo musicie wiedzieć, że wprowadzając w 2016 roku do gry pojęcie „symetryzmu” Janicki i Władyka wystąpili nie tylko w swoim imieniu. Przemówili właśnie jako głos plemiennej starszyzny obozu liberalnego. Głównie podobnych sobie wiekiem i statusem niemłodych już mężczyzn z kierownictwa najważniejszych mediów liberalnych w Polsce. Owa starszyzna plemienna czuła, że wszystko wymyka im się z rąk. I to na kilku polach. Na scenie politycznej ich faworyci zaczęli właśnie przegrywać wybory za wyborami. W biznesie medialnym pozycja takich przedsięwzięć, jak „Gazeta Wyborcza” czy „Newsweek”, to też już nie jest to, co kiedyś. Model dominacji i mówienia Polkom i Polakom co mają myśleć od dawna się wyczerpywał. Nakłady spadały a na dodatek mediom liberalnym wyrośli konkurenci w postaci alternatywnego prawicowego obiegu opinii. Oraz rzesze Polek i Polaków, którzy nie modlą się codziennie do TVN24 i nie zaczynają dnia od mszy świętej w TOK FM.
I wreszcie po trzecie - dla starszyzny plemiennej najgorsze - pokolenie Janickiego i Władyki i innych zaczęło czuć na plecach oddech młodszych. I to nie gdzieś daleko. Lecz wewnątrz swoich własnych mediów. Młodsi zaczęli mieć swoje własne koncepcje i poczęli kontestować nawet najświętszą świętość. To znaczy tzw. linię polityczną. Nie chcieli aż tak wylewnie kochać liberalnych ojców założycieli III RP. A i wiele elementów PiSowskiej krytyki niesprawiedliwości polskiej transformacji wolnorynkowej trafiało do przekonania młodszych redaktorów i redaktorek mediów liberalnych.
Oskarżają i dokręcają śrubę
To było dla starszyzny zbyt wiele. Postanowili uderzyć. Przeprowadzić kontratak, zanim będzie zbyt późno, a wszystko wymknie im się z rąk. Oskarżenie o „symetryzm” było właśnie początkiem tej „kontrrewolucji starych”. To było ich „zabójstwo Kirowa”. Starzy zrobili to z pozycji siły. Wykorzystując przewagę w redakcyjnych hierarchiach i fakt, że to oni decydują o warunkach zatrudnienia młodych nie silili się nawet na zbyt wyszukaną argumentację. Śruba była symetrystom dokręcana coraz mocniej i mocniej. Ci, co się stawiali wylatywali z roboty albo znikali z łamów w sposób aksamitny. Elementom niepewnym poodbierano redakcyjną suwerenność i odbierano prawo do robienia pełnokrwistej publicystyki. Potencjalnych buntowników zastraszono i wskazano im miejsce w szeregu. Wielu pękło i wygłosiło samokrytykę. Wielu się zniechęciło. Wielu zniknęło i nigdy już do mediów liberalnych nie powróci.
Dziś - prawie osiem lat później - warto postawić pytanie czy autorzy antysymetrystycznej czystki faktycznie zwyciężyli? Pozornie owszem. U siebie na podwórku mediów liberalnych zrobili porządek. Ich zdaniem oczywiście niedoskonały - bo wciąż zdarzą się tacy co nie myślą tak, jak „chłopaki”. Czyli symetryzują, a więc są pożytecznymi idiotami PiSu.
PiS i tak wygrywał wybory
Ale czy Janicki, Władyka i cała ta ekipa wygrała naprawdę? Nie wydaje mi się. Znienawidzonego PiS nie zatrzymali. I nie zatrzymają. Zupełnie spokojnie można by nawet dowodzić, że te wszystkie antysymetrystyczne czystki w liberalnych mediach bardzo Kaczyńskiemu pomagają. A to dlatego, że liberalna starszyzna totalnie wyjałowiła intelektualnie swój własny obóz. Odebrała mu kompletnie różnorodność, pluralizm, przekorę i innowacyjność. Czyniąc z mediów liberalnych karykaturę, instrument z jedną tylko struną antyPiSizmu. Na którym żaden ciekawy i nowatorski utwór zagrany być nie może. Pozostaje im tylko żałosne zawodzenie.
A po następnej wyborczej porażce oczywiście znowu wszystkiemu winni będą źli symetryści.
Fot. Jarosław Kaczyński/PAP/Canva
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka