Obniżać czy nie obniżać? Oto jest pytanie
O tym, że w Radzie Polityki Pieniężnej jest ochota na eksperyment z luzowaniem polityki monetarnej wiadomo od jakichś dwóch miesięcy. Ta ochota przerodziła się w zamiar, gdy z miesiąca na miesiąc zaczęły się sprawdzać bardziej optymistyczne prognozy inflacyjne NBP zakładające szybszy niż przypuszczano spadek poziomu inflacji. Inflacja (liczona oczywiście rok do roku) spadła - jak wiadomo - z 18 proc. w lutym do 11,5 proc. w czerwcu. Także w czerwcu płace realne w sektorze znów zaczęły rosnąć. Na dodatek wszystko wskazuje na to że już sierpniowy odczyt przyniesie powrót do inflacji jednocyfrowej.
Są jednak w RPP także przeciwnicy takiego rozumowania. Ich najbardziej wygadanym przedstawicielem jest ostatnio senacki członek Rady Ludwik Kotecki. Ważny urzędnik ministerstwa finansów w czasach PO-PSL. Członkowie tej frakcji (nazwijmy ją liberalną) są - jak się zdaje - w mniejszości. Mają jednak nieograniczony dostęp i ekspozycję w mediach liberalnych. A tam ich racje nie trafiają zazwyczaj na żadną merytoryczną kontrę. Liczy się tylko to, że można przywalić „w PiSowski NBP kierowany przez PiSowskiego prezesa”. Zgodnie z przyjętą tam optyką ewentualna wrześniowa obniżka stóp to będzie „przedwyborcza zagrywka” i ryzyko powrotu inflacji.

Dla kogo obniżka stóp byłaby dobra?
Po pierwsze, dla przedsiębiorców, którym kredyt z natury rzeczy służy za krwiobieg biznesowej egzystencji. Im wyższy jest więc poziom stóp, tym przedsiębiorcom funkcjonuje się trudniej. Zarówno tym, którzy już mają kredyt albo leasing i muszą go obsługiwać, jak i tym, co chcą dopiero rozwinąć działalność, mają dobry pomysł i potrzebują kapitału. A jeśli nie odziedziczyli go po bogatych rodzicach, to muszą pożyczyć.
Po drugie, dobra kondycja sektora prywatnego - zwłaszcza drobnych i średnich przedsiębiorców - oznacza z kolei dobrą wiadomość dla pracowników. Ich los jest bowiem ściśle powiązany z koniunkturą całej gospodarki. Jeśli koniunktura jest, to jest i przestrzeń na podwyżki płac czy pełne zatrudnienie, które udało nam się w Polsce ostatnich lat osiągnąć. I które warto utrzymać zostawiając 18-20 proc. bezrobocia za sobą jako traumatyczne wspomnienie dalekiej przeszłości.
Po trzecie, obniżki stóp to także więcej spokoju i niższa rata kredytu dla pożyczkobiorców hipotecznych. A także szansa dla branży mieszkaniowej na to, by po schłodzeniu wróciła do rozwoju.

Cel inflacyjny tak, ale nie kosztem rozwoju
Jednak krytykując plany obniżania stóp, liberałowie zdają się nie brać tych wszystkich czynników pod uwagę. Są wręcz dumni z tego, że nie oglądają się na skutki jakie restrykcyjna polityka monetarna przynosi rynkowi pracy czy kondycji small-biznesu. Oni skupiają się bowiem tylko i wyłącznie na inflacji. Ona jest dla nich alfą i omegą. A cel inflacyjny w wysokości 2,5 proc. inflacji rocznej musi być osiągnięty. Choćby się wszystko wokoło paliło i waliło.
Jednak w polskim kontekście trzeba dodać do tej układanki jeszcze jeden element. Polska roku 2023 znajduje się na innym etapie niż nadające ton w strefie euro kraje „starej UE”. Polska chce się rozwijać i nadganiać gospodarczo. I ma do tego nadganiania potencjał (produkcyjny, popytowy, kosztowy). Zbyt wysoko ustawiona stopa procentowa będzie ten naturalny impet dusiła. A może nawet zadeptać go zupełnie.
Rafał Woś
Czytaj także:
- Spełnia się czarny sen Izraelczyków. UE reaguje na przyjęcie radykalnej ustawy
- Referendum ws. relokacji migrantów. Senat podjął decyzję
- Niemiecka gazeta straszy sojuszem PiS i Konfederacji. Obawia się o wynik wyborów
- Wraca wielka defilada Wojska Polskiego. Zobaczymy nowoczesny sprzęt kupiony przez MON
Komentarze
Pokaż komentarze (68)