Inflacja spada w kolejnym miesiącu
11,5 proc. - tyle pokazuje szybki czerwcowy odczyt inflacji mierzonej rok do roku. Opublikowana na przedwiośniu prognoza NBP sprawdza się więc - jak dotąd - dość dobrze. Można nawet powiedzieć, że schodzimy z inflacyjnej „górki” notowanej na początku roku szybciej niż się to wielu analitykom rynku wydawało. Na koniec wakacji tempo wzrostu cen ma być już jednocyfrowe.
Niewykonalne żądania pod adresem polskiego banku centralnego
Sytuację komplikował fakt, że tamta inflacja w istocie leżała poza granicą wpływu banku centralnego w Warszawie. Ani prezes NBP ani żaden z członków RPP nie mogli (choćby stanęli na rzęsach i odtańczyli polkę) zahamować - a już tym bardziej zmniejszyć - ogromnych zwyżek cen na rynkach surowców. Gdzie w ciągu kilku miesięcy ceny ropy skoczyły z 30 do 150 dolarów a gazu z 85 do 180 (a chwilowo nawet do 350 euro).
Oczywiście to, co bank centralny mógł zrobić to… jak najmniej napsuć. To znaczy nie przesadzić z podwyżkami stóp procentowych. Bo używając potężnego narzędzia jakim jest wyznaczanie poziomu stóp da się rozpalać i chłodzić koniunkturę w kapitalistycznej gospodarce. W tym sensie polski (i każdy inny) bank centralny nie mógł oczywiście obniżyć cen ropy czy gazu na światowych rynkach. Jedyne co mógł zrobić do… zubożyć swoich obywateli - mordując koniunkturę, zwiększając bezrobocie i pogarszając pozycję pracujących Polaków. Nieprzypadkowo walka z inflacją poprzez podwyżki stóp porównywana bywa czasem porównywana do chemioterapii.
Globalne procesy dezinflacyjne
Między jesienią 2021 a jesienią 2022 stopy procentowe w Polsce faktycznie poszły w górę. Z poziomu nieco ponad 0 do 6,75proc. Wielu uważało, że to zdecydowanie za mało. Dowodzili, że stopy muszą wzrosnąć w sposób drakoński, bo tylko wtedy inflacja zostanie wypalona żywym ogniem. NBP Glapińskiego nie poszedł jednak w tym kierunku. We wrześniu minio rok odkąd podwyżki stóp się w Polsce zatrzymały. Może nawet - z RPP dochodzą takie sygnały - będziemy mieli obniżkę stóp. I bardzo dobrze.
Jednocześnie od początku 2023 roku zaczęły się globalne procesy dezinflacyjne. Ceny surowców na światowych rynkach zaczęły spadać a ich wkład w poziom inflacji z miesiąca na miesiąc też się zmniejszał. Tak było i jest wszędzie. W Polsce także. Wiele krajów wchodzi w ten okres w stagnacji i z wysokim bezrobociem. Polska na ich tle wygląda nawet nieźle. Ostrożna hipoteza głosi, że bankowi centralnemu udało się zmieścić między skrajnościami.
Jak mocno zbijać inflację w dół?
W kolejnych miesiącach dojdziemy jednak do nowego - nawet jeszcze ciekawszego - rozdziału tej historii. Niechybnie pojawi się pytanie o to, jak mocno należy zbijać inflację w dół. Zapatrzeni w podręczniki neoliberalnej ortodoksji komentatorzy będą nas oczywiście przekonywać, że trzeba iść do tzw. celów inflacyjnych. Czyli przedziałów 2-2,5 proc. inflacji w skali roku. Takie posunięcia zapowiadają władze monetarne EBC.
by nie wiem co - wrócić do owych 2,5 proc. sprawi, że solidaryzm stanie się w praktyce trudny lub niemożliwy do osiągnięcia.
Dlatego warto już teraz zacząć rozmowę o „dobrej” inflacji. To znaczy takiej, która jest - powiedzmy - na poziomie 5-6 proc. I która nie powinna być niższa. Bo jest nam na tym etapie rozwoju Polski po prostu potrzebna.
Przeciwko takiej „dobrej” inflacji histeryzować nie trzeba. Przeciwnie. Ona może być naszym cennym sojusznikiem.
Żegnamy powoli inflację dwucyfrową. Fot. PAP/Canva
Czytaj dalej:
Komentarze
Pokaż komentarze (79)