W Polsce trzeba wzmacniać związki zawodowe. A nie je osłabiać.
Przygotowana w resorcie pracy nowelizacja prawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych jest zła. I słusznie protestują przeciwko niej wszystkie organizacje związkowe w Polsce - z Solidarnością i OPZZ na czele. Miejmy nadzieję, że ten opór doprowadzi do zablokowania niekorzystnych rozwiązań.
Nowe przepisy nie na czasie
Stworzone w ministerstwie zapisy zakładają m.in. likwidację instytucji strajku solidarnościowego. Albo na przykład określenie maksymalnego czasu trwania sporu zbiorowego. Przepisy idą też w takim kierunku, by pracodawca mógł łatwiej uprzykrzyć związkowcom przygotowanie strajku. Które już teraz jest zadaniem bardzo żmudnym. O czym wie każdy, kto kiedykolwiek próbował w praktyce twardego chleba związkowego oporu. Bo taki opór w teorii wygląda bardzo romantycznie (no to bierzemy i strajkujemy). Ale w praktyce wymaga spełnienia całego szeregu wymagań formalnych związanych z reprezentatywnością akcji czy wyczerpaniem wszelkich innych prób dialogu z pracodawcą. I prowadzi do tego, że trzeba nadludzkiej wręcz determinacji i odwagi, by w ogóle z pracodawcą się w Polsce w sposób legalny wadzić.
Przeczytaj też:
Tusk "przejechał" się po podręczniku do HiT za in vitro. "Nie ma dla nich granic podłości"
Oczywiście nie wpadajmy w panikę. To nie jest tak, że mamy tu do czynienia z jakimś dramatycznym uderzeniem w podstawy prowadzenia akcji strajkowych w Polsce. W porównaniu z systematycznym mobbowaniem i obrzydzaniem instytucji związkowych w polskim życiu publicznym w przeszłości sytuacja - tym razem - aż tak dramatyczna nie jest. Chodzi raczej o to, że proponowane przez ministerstwo rozwiązania absolutnie nie czują ducha obecnych czasów. A ten duch jest taki, że polskiego pracownika trzeba - po latach neoliberalnej tresury - wzmacniać. A nie go osłabiać.
Terror wśród polskich pracodawców będzie trwać
Weźmy choćby już samo prawo do strajku czy w ogóle do prowadzenia propracowniczej działalności. Niby są to podstawowe rzeczy gwarantowane konstytucją oraz umowami międzynarodowymi. Cóż jednak z tego, skoro w Polsce ciągle dochodzi do zwalniania ludzi za aktywność związkową. I to się dzieje cały czas. Aktywiści wylatują z prywatnych korporacji, ale także - niestety - z firm państwowych. Dzieje się to zarówno w dużych metropoliach, jak i w małych miasteczkach. Działo się tak za PO i dzieje się tak - powiedzmy to sobie szczerze - także za PiS-u. Część z nich udaje się przywrócić do pracy po długiej batalii sądowej. Ale część nie wróci nigdy. Bo koszty takiej walki są olbrzymie. Sam znam nawet historie, które kończyły się tragicznie. Tragicznie oczywiście dla zdesperowanych pracowników - bo przecież nie dla pracodawców, którzy się takich bezprawnych działań dopuszczali. Do tego dochodzi spadek morale zorganizowanego świata pracy w zakładzie. Gdzie po „odstrzeleniu” związkowca pozostali trzy razy się zastanowią, zanim się wychylą.
To takimi - na przykład - rzeczami trzeba się zajmować. To w takim kierunku powinny iść sprawy. A nie w okrajaniu pracowniczych praw i czynieniu związkowej codzienności jeszcze trudniejszą niż dziś.
PRZECZYTAJ TEŻ:
Katastrofa ekologiczna na Odrze. Nowe, bulwersujące informacje
Ekspert bije na alarm: Susza i ścieki to coraz bardziej niebezpieczna kombinacja
Inne tematy w dziale Polityka