Nie dajcie się podstępnej liberalnej krucjacie, na końcu której jest obrzydzenie Polkom i Polakom słusznego wzrostu płac oraz potrzebnych programów socjalnych. I przedstawienie ich jako rzekomych winowajców obecnej inflacji.
Czym jest „pusty pieniądz”?
Nastała w Polsce dziwna moda na powtarzanie zbitki „pusty pieniądz”. Czynią to - prawdopodobnie bezrefleksyjnie - ludzie bardzo różnych politycznych albo ideologicznych ubarwień. Tymczasem samo pojęcie jest nie tylko przejawem błędnej definicji obecnej sytuacji ekonomicznej (co wynika najpewniej z braku głębszej wiedzy). Mówienie o „pustym pieniądzu” jest również niebezpieczne. Prowadzi niechybnie bowiem do bardzo niemądrych - a nawet szkodliwych - konkluzji i rekomendacji politycznych.
Czym jest ten „pusty pieniądz”, o którym tak wielu ostatnio mówi? Prawdopodobnie ma on oznaczać nadmierną ilość waluty funkcjonującej w systemie ekonomicznym. Trafia taki pieniądz (w formie wzrostu płac albo programów socjalnych czy tarcz antykryzysowych) do ludzi, ludzie go wydają, co podnosi ceny. Tak to chyba widzą zatroskani „pustym pieniądzem”.
Ale co to znaczy „nadmierna ilość”? Albo, ile pieniądza może być w gospodarce, żeby nikt nie mówił, że pieniądz jest pusty? Na te pytania odpowiedzi od zatroskanych nie dostaniemy. Nie da się jej bowiem udzielić.
Polecamy inne teksty Rafała Wosia:
Bo żywności i ropy nie da się wydrukować
Kredyt drożeje. I to nie jest dobrze
Brać czy nie brać pieniądz z Unii? Czyli rozważni kontra romantyczni
Może dało by się ją wskazać 300 lat temu. Gdy większość walut oparta była o jakiś twardy kruszec. Albo wręcz była z tego kruszcu zrobiona. Stanowiąc wartość samą w sobie. Ale my nie żyjemy w roku 1722.
Żyjemy w czasach pieniądza fiducjarnego. To znaczy opartego na wierze i zaufaniu do państwa, które ten pieniądz emituje. To właśnie zaufanie i wiara w państwo sprawia, że kawałek zadrukowanego farbą papieru posiada wymienną wartość. Te same mechanizmy sprawiają, że patrząc na stan swojego konta w banku komercyjnym wierzymy, że za zapisanymi tam cyferkami kryją się realne pieniądze.
Jak to się dokładnie dzieje? To bardzo proste i działa dokładnie tak samo w przypadku każdej waluty świata. Polskiego złotego, amerykańskiego dolara, euro czy chińskiego renminbi. Machina działa w sposób następujący: państwo drukuje pieniądz. A popyt na tę walutę zapewniony zostaje właśnie przez to, że my - rezydenci i obywatele tego państwa - musimy w tej właśnie walucie uiszczać nasze zobowiązania fiskalne. Czyli podatki.
To jest fundament tego najgenialniejszego z wynalazków współczesnego świata. To jest źródło zaufania do pieniądza fiducjarnego. To znaczy opartego nie na kruszcu ani nie na powiązaniu z jakąś inną walutą. Ale na wierze. Na wierze w to, że każdy z uczestników ekonomicznego obrotu przyjmie taki pieniądz bez wahania. Choć przecież to tylko kawałek papieru. A przyjmie go nie dlatego, że banknot ten jest jakoś szczególnie ładny. Albo, że zabezpieczają go jakieś szczególnie zmyślne znaki wodne. Wierzymy w pieniądz, bo wiemy, że zawsze będzie na niego popyt. A popyt zapewniają nam właśnie podatki. A konkretnie obowiązek ich uiszczania w konkretnej narodowej i suwerennej walucie.
A gdzie jest "pieniądz pełny"?
Dlatego właśnie mówienie o „pustym pieniądzu” jest w dzisiejszych czasach kompletną paranoją. No bo gdzie jest ten „pieniądz pełny”, który miałby stanowić przeciwieństwo „pieniądza pustego”? Najpóźniej od lat 70. - odkąd nawet dolar amerykański przestał być wymieniany na złoto po stałym kursie - żadna poważna waluta świata tak nie działa. Owszem - zdarzają się takie kraje, które swój pieniądz podczepiają pod inną walutę, chcąc stabilizować tym samym jej kurs. Ale przecież ta waluta, do której się podczepiają to najczęściej dolar albo euro. A więc również pieniądze oparte na wierze i na zaufaniu.
Narzekając na ów mityczny „pusty pieniądz” krytycy chcą zapewne powiedzieć, że martwią ich w ogóle zjawiska inflacyjne. Które są - ich zdaniem - wynikiem wpuszczenia do systemu nadmiernej podaży pieniądza. Tyle, że jest to typowy retoryczny „chochoł”. Ustawienie sobie wyimaginowanego przeciwnika, którego wygodnie jest tłuc i ze wszystkich stron okładać. Prawda jest bowiem taka, że obecna inflacja (i w Polsce i na świecie) nie została wywołana przez nadmierną ilość pieniądza w systemie.
Kto nie wierzy, niech rozłoży sobie na czynniki pierwsze wzrost cen. Na początek w Polsce. Zobaczycie wtedy, że - owszem, gdzieś do końca 2020 roku za poziom inflacji w Polsce faktycznie odpowiadały wzrosty cen wywołane ogólnym polepszaniem zarobków Polaków. A także pieniądze pompowane w gospodarkę w czasie pandemii covid-19 w celu osłonięcia ludziom negatywnych skutków lockdownów. Tyle, że wtedy inflacja była na poziomie 3-4 proc. Taka inflacja była społecznie do zaakceptowania. Była rodzajem efektu ubocznego poprawy stopy życiowej Polek i Polaków.
Co wpływa na inflację?
Ten obraz zaczął się zmieniać gdzieś w roku 2021. Gdy się patrzy na strukturę inflacji od tamtej pory, to widać bardzo wyraźnie, że coraz większą rolę w dynamice cen zaczynają odgrywać ceny surowców. Dlatego w drugiej połowie roku 2022 jest już tak, że za większą część polskiej inflacji odpowiadają właśnie wzrosty cen energii i paliwa oraz żywności.
I jest to zjawisko globalne. Spójrzcie na indeks cen surowców Bloomberga. Czyli na wyrażoną w dolarze amerykańskim zbiorczą miarę, na którą składają się surowce energetyczne (ropa, gaz i paliwa przetworzone), żywność (zboża, cukier, kawa, bawełna, żywy inwentarz), a także metale przemysłowe i szlachetne (miedź, aluminium, lit, złoto). W połowie 2020 roku (czyli dwa lata temu) zbiorcza cena surowców Bloomberga sięgała 60 dolarów. Dziś kosztują one ponad 120 dolarów. Wzrost cen rzędu 100 proc! W efekcie drożeje wszystko, co jest z tych surowców produkowane. Inaczej to działać nie może.
Ale jest jeszcze coś. Przyjmijmy na chwilę - za wszystkimi „zmartwionymi” - że za inflację faktycznie odpowiada drukowanie „pustego pieniądza” i wrzucanie go do systemu. Ale nawet wtedy nie będziemy jednak w stanie wyjaśnić, dlaczego z eksplozją inflacji mamy do czynienia dopiero od roku 2021. Choć przecież w Ameryce taki „pusty pieniądz” był drukowany na potęgę - w formie akcji QE banku centralnego - właściwie przez całą ubiegłą dekadę. Zaś Europejski Bank Centralny - choć pod tym względem bardziej wstrzemięźliwy - poszedł podobną drogą de facto na długo przed pandemią covid-19. Także w Polsce początek programu 500+ (dla „zmartwionych” to przecież przejaw drukowania „pustego pieniądza” par excellence) to rok 2016. Czemu przez dobre cztery lata nie pchało to inflacji do góry? A teraz niby zaczęło?
Na te pytania „zatroskani” nie potrafią odpowiedzieć. Jedyne co mają do zaoferowania to prostackie „obciąć socjał!”. Nie dajcie im się zbałamucić!
Rafał Woś
Czytaj także:
PiS powołał szesnastu "opiekunów województw". Wśród nich Przemysław Czarnek
Polacy rzucili się na promocję Orlenu. Aplikacja Vitay bije rekordy popularności
Rosja wściekła na Norwegię, padły mocne oskarżenia. Rosjanie z wyspy Spitsbergen odcięci
Projekt 3W: woda-wodór-węgiel to nowa inicjatywa BGK. Powołano Radę 3W
Inne tematy w dziale Polityka