Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
a w jaki sposób, zgodny z prawem, chcesz zabronić tylko tej grupie zawodowej dodatkowej pracy
poza tym prywatny gabinet nie robi badań "na NFZ" tylko wszystko płatne 100%
A swoją drogą PRL u schyłku wydawał 11% PKB na zdrowie, dziś chcemy wydawać z budżetu 7% (może za 10 lat?). Ile kasy Polacy wydają na rynku prywatnym? Pewnie przynajmniej te brakujące 4%. Jak więc ma być dobrze?
Czytać umiem, stać ją, ale korzysta z państwowego. I będzie to czynić coraz częściej.
Ale do specjalisty mogłeś się umówić z dnia na dzień, a dziś co.
Prywatyzacji placówek zdrowia nie jest rozwiązaniem problemu gdy wciąż jest tylko jeden płatnik.
Rozwiązaniem jest utworzenie wielu płatników - jak to było u zarania powstania NFZ, w tym również płatników prywatnych, czyli prywatnych firm ubezpieczeniowych świadczących rożne zakresy ubezpieczeń z różnymi cenami ubezpieczeń i koszyków świadczeń - w zależności od zasobności klientów.
Bardzo trafny opis, choć podejrzewam, że napisany przez pomyłkę.
Poznałem w życiu wielu ludzi, którzy zawodowo byli synami, poznałem też kilka tej profesji córek.
Wszyscy sobie dobrze poradzili w życiu, tym bardziej, że obracali się wśród innych potomków właścicieli PRL. Co ciekawe, dzieci „elit III RP” jakoś sobie radzić nie umieją. Wystarczy spojrzeć na syna Mazowieckiego, czy Tuska.
Co to się pod tym Tuskiem, Bodnarem w Polsce wyprawia..?
Strach się udać do prywatnej kliniki, bo a nuż, np. badania palpacyjnego podejmie się dziennikarka..., I to byłoby nie najgorsze, ale np. chirurgia.. twarda, okulistyka czy neuro.. Boszsze!!