Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
- no volksdeutschu aus Zoppot Tusk, do dzieła - Cela+
że Berlin jest w Polsce, pierwsze słyszę?
Znam trochę Mołdawię. Byłem tam jeszcze w czasach głębokiej komuny. Inny naród. Inna mentalność. Bliższa białoruskiej niż polskiej. Mocno doświadczoni efektami ostatniej wojny. Niechętni Ukraińcom (resentymenty powojenne). A przede wszystkim biedni i spragnieni stabilizacji. Choćby i takiej, jak ta zaistniała ostatnimi laty w Rosji.
Mołdawska rzeczywistość, to korupcja w swoim najbardziej prymitywnym i ordynarnym wcieleniu. Panoszenie się plutokracji. To już nawet nie trzeci, a czwarty świat...
Istnieją oczywiście społeczne prądy dążące do politycznej samodzielności, suwerenność i tym podobne terefere...
Tyle, że...bieda, koszula ciału najbliższa...kolanem i do przodu...itd.itp. zwyczajna walka o każdy dzień przetrwania, czyni iluzorycznymi dalekosiężne i ambitne perspektywy.
Dla nas, to może trudne do zrozumienia, ale ci co pamiętają polską rzeczywistość lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, nie mogą nie pamiętać, jakże kiedyś nośnych (choć naturalnie fantastycznych) haseł: wypowiedzmy wojnę USA, a następnego dnia poddajmy się i niech nas okupują.
Jeśli się ocenia innych, to trzeba umieć wyjść z własnej skóry i wejść w ichnią...
Jeśli powiem, że życzę Panu by się mylił - to chyba nie weźmie mi Pan tego za złe...
Oczywiście, że nie.
I to tłumaczy postawę wielu społeczeństw krajów-republik byłego CCCP.
To trochę tak jak z dzieckiem, którego od maleńkości nie nosi się na rękach.
W odróżnieniu od tego miastowego pieszczocha - nie chce "na opa" i nie rzuca się z krzykiem na ziemię w proteście.
Bo nie pragnie się tego, czego się nie zna.
Dawno, dawno temu, miałem możliwość porównania naszego polskiego "dobrobytu" (koń by się uśmiał) z prozą życia mieszkańców Mołdawii, Ukrainy, Białorusi czy zachodnich rejonów CCCP.
Dzięki temu, niedaleko od mojej ojczyzny, mogłem przenieść się w czasie o siedemdziesiąt lat wstecz.
Od tamtego czasu następował nierównomierny, ale stopniowy postęp. Ludzie mieli zagwarantowany tani dach nad głową, tanią energię, i tanie koryto. Do tego pracę (niemal przymusową).
Nas to (zwłaszcza dzisiaj) śmieszy. Im, dawało to stabilizację (jak dziecku nie noszonemu na rękach).
Potem przyszła wolność polityczna. To akurat znamy. Ale ta wolność polityczna, nie przyniosła wolności ekonomicznej.
Nagle, ci skromnie lub nawet biednie zaopatrzeni, zostawali bez dachu nad głową, w zimnie i głodzie...
Bolesne doświadczenie. Szczególne bolesne w zestawieniu z bogacącymi się tuż obok wybrańcami tzw. przemian ustrojowych. Wtedy zaczął się budzić sprzeciw - jak u dziecka noszonego na rękach, bo nagle uznali że ta ich poprzednia sytuacja była dużo lepszą.
Mołdawia jest dzisiaj wewnętrznie rozrywana tego typu dylematami, które np. na Ukrainie (wyłączając wojnę naturalnie) właśnie były przewalczane.
Zupełnie inaczej jest z Białorusią. Sytuacja gospodarcza państwa jako takiego, jest i była z naszą nieporównywalna.
Co jednak nie znaczy, że poczucie bezpieczeństwa socjalnego wśród jej mieszkańców było gorsze niż w Polsce wśród Polaków.
Przeciwnie, w latach dziewięćdziesiątych, kiedy my nad Wisłą przeżywaliśmy dziki zachód i Chicago, zapaść państwa prawa, samowolę wszelkich możliwych służb, bratanie się gangsterów z sędziami i policjantami, biskupa na pogrzebie trójmiejskiego bandziora (honorowego obywatela miasta Gdańska) - Białorusini żyli sobie spokojnie i w/g ichnich norm, dostatnio.
To dopiero uruchomienie polskiej piątej kolumny baćce pod nosem, yankeska polityka realizowana w Polsce przez Japończyków w geremkowskim ministerstwie, i sankcje zachodu - zaczęły psuć całkiem sprawnie funkcjonujący mechanizm.
To trochę tak jak z konkwistadorami, którzy "załatwili" prymitywne cywilizacje w obu amerykach.