Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
najpierw byly torpedowane przez niemcow, potem przez komunistow.
komunisci probowali wmowic ze kolaborowal z hitlerowcami.
Pomimo ogromnego osobistego ryzyka udzielił odważnej odpowiedzi na propozycję generała SS Fritza Katzmanna – wysokiego rangą emisariusza Heinricha Himmlera (połączoną z subtelną groźbą, nawiązującą do mordu przez Gestapo lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich)... „Jako biolog znam zjawisko śmierci i często myślę o śmierci, bo życie stało się takie smutne i beznadziejne. Więc możecie mi zrobić przysługę i mnie zabić, albo musicie mnie akceptować jako polskiego profesora narodowości polskiej”.
uratowal zycie wielu Polakom (m.in. Banachowi).
dzieki niemu szczepionki trafily takze do getta.
-
-
"dzieki niemu szczepionki trafily takze do getta. "
23 lipca 2003 r. w Synagodze Pod Białym Bocianem we Wrocławiu wręczone zostały Medale Sprawiedliwych. Wśród wyróżnionych są: Jan i Emilia Paliniewiczowie, Maria Paczkowska, prof. Rudolf Weigl. Medale odebrały rodziny odznaczonych.
O profesora Weigla upomnieli się wrocławianie, którzy pracowali z nim we Lwowie. […] Z zakładów Weigla przemycano szczepionki do gett w Warszawie i we Lwowie. Uratowały życie wielu Żydom. Do dzisiaj we Wrocławiu mieszkają ludzie, którzy pracowali z prof. Weiglem. Założyli nieformalne Towarzystwo Byłych Pracowników Zakładów Weigla. Dzięki nim jest we Wrocławiu ulica Weigla, a teraz Profesor znalazł się w gronie "Sprawiedliwych". Wnuczka profesora Krystyna Weigl Albert nie była w stanie powiedzieć, ilu Żydów uratował jej dziadek dzięki szczepionce przemycanej do getta.
http://www.lwow.com.pl/rudolf-weigl.html
"wpisanie na volksliste"
"[....] U profesora Weigla pracowałem od r. 1930; miałem dla niego zawsze głęboki szacunek jako dla człowieka nauki lecz podziw i miłość dla niego wzbudziło u mnie jego zachowanie w czasie okupacji niemieckiej, a pozycja jego była w tym czasie szczególnie trudną. Niemcy uznali Weigla, korzystali z jego szczepionki. Firma Behring-Bayer organizowała masowy wyrób szczepionki tyfusowej ze wszy wedle jego metody; nie mogli jednak przebaczyć Weiglowi, że nie korzysta ze swego niemieckiego pochodzenia. Bo mimo niemieckiej krwi Weigl wyraźnie podkreślał, że uważa się za Polaka, odmówił udziału w uroczystościach otwarcia we Lwowie, w gmachu przy ul. Zielonej wielkiego Instytutu Behringa dla wyrobu tyfusowej szczepionki wedle jego metody, bo otwarcia miał dokonać gubernator Frank, odpowiedzialny moralnie za masowe niszczenie polskiego żywiołu i zabójstwo szeregu uczonych lwowskich. Stanowiskiem takim zyskał podziw co zacniejszych uczonych niemieckich, przybyłych wtedy do Lwowa, którzy odwiedzali go prywatnie wyrażając swoje uznanie dla jego postawy na którą im, niestety, trudno się było zdobyć pod terrorem faszyzmu.
Jeszcze jedno wspomnienie, scena gdzie Weigl pokazał całe swoje ja. Do Lwowa przybył zastępca Himmlera, generał Katzmann, wezwał on Weigla i zaczął odkrywać ponętne perspektywy - katedra w Berlinie, nagroda Nobla, łatwa do uzyskania przy niemieckich wpływach w Szwecji. Nie mógł zrozumieć dlaczego Weigl nie korzysta ze swego niemieckiego pochodzenia, wszak mógłby przejść nie tylko na Volksdeutscha, a ma prawo być Reichsdeutschem, a stanowisko jego w tej sprawie różnie można tłumaczyć.
Weigl swą piękną niemczyzną odpowiedział, że niemieckiego pochodzenia nigdy się nie zapierał, nosił się nawet kiedyś z zamiarem osiąść na starość w okolicach Drezna, które specjalnie przypadły mu do serca. Zmienić jednak narodowość w ciężkim okresie wojennym byłoby nie lojalnością w stosunku do społeczeństwa polskiego, z którym czuje się związanym. Co zaś do perspektyw kariery - pracownia we Lwowie droższa mu niż każda inna, wszak włożył w nią tyle trudów i nie widzi potrzeby jej opuszczać.
Wtedy generał dotknięty do żywego, ze są ludzie, którzy nie chcą należeć do plemienia Herrenvolku zaczął grozić i czyniąc aluzję do zabójstwa szeregu kolegów Weigla, profesorów lwowskich uczelni, powiedział - Proszę nie zapominać, że władza niemiecka umie przymusić opornych.
Nastała przejmująca cisza i wtedy Weigl, gładząc swą bródkę spokojnie odpowiedział - Panie Generale, życie dziś stało się smutne i beznadziejne, czyż dla mnie, starego człowieka, może być nadzieja doczekać się lepszych czasów. Nieraz przychodzi mi ochota skończyć z tym życiem, jednak takie rozwiązanie to zawsze tragedia dla rodziny i otoczenia. Lecz jeśli Pan, Generale, dasz rozkaz mnie zlikwidować, w gruncie rzeczy wyrządzi mi Pan przysługę, a otoczenie święcie czcić będzie moją pamięć. - Zmieszał się generał, nie oczekując takiej odpowiedzi. - Proszę pomyśleć, pomówimy jeszcze o tym—powiedział i na tym skończyła się ta dramatyczna scena. [...]
ks. prof. Henryk Mosing, RUDOLF WEIGL UCZONY I CZŁOWIEK NA 50-LECIE JEGO BADAŃ NAD TYFUSEM PLAMISTYM http://www.lwow.com.pl/weigl/henryk.html
"Autentyczny humanizm profesora Rudolfa Weigla, odraza do totalitaryzmów hitlerowskiego i sowieckiego nie ułatwiły mu życia po wojnie w PRL-u. Dla biologa o światowej sławie zabrakło miejsca w Polskiej Akademii Nauk, są przypuszczenia, że władze PRL zachowały się dwuznacznie, kiedy w 1948 r. Weigl miał szansę w otrzymaniu Nagrody Nobla. Wielką krzywdę wyrządzili mu też dwaj koledzy uniwersyteccy z Krakowa, oskarżając go o kolaborację". Rudolf Weigl zmarł 11 sierpnia 1957 r. w Zakopanem i został pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Ks. prof. Henryk Mosing, współpracownik prof. Rudolfa Weigla:
„[….]
Weigl uratował życie całemu szeregowi ludzi, którym groziło tutaj niebezpieczeństwo. Nigdy nie angażował się politycznie, nie należał do partii i chociaż był członkiem rozmaitych akademii naukowych: belgijskiej, amerykańskiej, francuskiej, to nie był członkiem Polskiej Akademii Nauk i nawet powojenny rząd polski wycofał jego kandydaturę do nagrody Nobla, mimo że była wówczas bardzo aktualna. Człowiek, który tyle zrobił i odważył się zrobić dla społeczeństwa polskiego, na co nie zdecydowałby się mało który z Polaków, później właściwie poza przykrościami nie otrzymał nic. […]
[...] cały szereg tych chłopców, którzy jako młodzi studenci pracowali w Zakładzie, zajęło odpowiednie miejsce w społeczeństwie. Tak że i za to należy się Weiglowi wdzięczność, dlatego ja także wdzięczny jestem organizatorom dzisiejszego zebrania i Towarzystwu, że społeczeństwo lwowskie, które już może i zapomniało o tym, co było ostatnio w atmosferze strachu i trwogi, prześladowań, któreś my przeżywali w 40-tych latach we Lwowie, że poświęcił jedno ze swoich zebrań wspomnieniu zasług tego człowieka rzeczywiście niezwykłego. Uważam go za jednego z największych nie tyle uczonych, co badaczy, badaczy końca XIX wieku, ludzi, którzy badali dla samej prawdy. Ostatniego z tych lwowskich łowców mikrobów, który interesował się sam, pracował bardzo dużo, szukał prawdy i starał się innym w tym szukaniu prawdy dopomóc, ale niechętnie ogłaszał. Dlatego zjeżdżali się do niego uczeni zajmujący się problemem rickettsiologii, bo właściwie ta jego metoda stała się początkiem całej wirusologii: hodowanie zarazków żywych w żywej tkance w komórkach nabłonkowych, w embrionach kurzych czy w płucach myszy. On szukał przede wszystkim prawdy. Publikowanie nie bardzo go interesowało, dlatego mało publikował, a więcej poszukiwał prawdy – to jego główny cel. A poza tym jako człowiek wychodził on z założenia, że nie „oko za oko, ząb za ząb”, ale trzeba szukać nawet z wrogiem możliwości jakichś punktów stycznych, wspólnych interesów i dlatego poszedł na ten sposób, że ratował życie z narażeniem swego życia, ratowania i przetrwania w warunkach wojennych całej inteligencji i młodzieży, tak że ci, którzy potem – po zakończeniu wojny - stanowili pierwsze kadry świata naukowego. Za to należy się więc Weiglowi specjalna wdzięczność, bo rozmaicie bywa u ludzi – nie każdy może się na to zdobyć – tak samo, jak na polu walki lekarz, który udziela pomocy rannemu swojemu ziomkowi nie zawsze potrafi się zdobyć na to, żeby udzielić pomocy rannemu żołnierzowi wojska nieprzyjacielskiego."
("Wspomnienie o profesorze Weiglu", Nagranie magnetofonowe dokonane 17.XI.1994 roku w lwowskim mieszkaniu dr Mosinga przez Halinę Owczarek z Radio Lwów. http://www.lwow.com.pl/rudolf-weigl.html )
A wystarczyło podziękować za tak obszerny, uzupełniający wpis. Nie musiałeś chwalić się, że jesteś głupkiem. Kiedy nie było Internetu wiedziała o tym tylko rodzina...
Czytał ktoś?