Śledczy badają nowy wątek ws. Bartłomieja Misiewicza. Chodzi o oferowanie "pracy za seks" i niegospodarność przy zakupie Stoczni Marynarki Wojennej.
Bartłomiej Misiewicz miał działać na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Grozi mu za to 8 lat więzienia. W środę 26 czerwca Sąd Okręgowy w Warszawie zgodził się, by były rzecznik MON wyszedł z aresztu pod warunkiem wpłacenia poręczenia majątkowego w wysokości 100 tys. złotych. Jeszcze tego samego dnia rodzina Misiewicza wpłaciła kaucję.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", śledczy mają też badać inny wątek. W 2016 lub 2017 r. Bartłomiej Misiewicz miał gościć w Bełchatowie u kolegi Sławomira Z. - działacza PiS i prezesa spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. Osoba znająca kulisy sprawy twierdzi, że obaj panowie po alkoholu mieli się bawić, prowadząc rekrutację do pracy.
Jedna z kandydatek miała wówczas usłyszeć, że zostanie zatrudniona w zamian za - jak to jest określane w kodeksie karnym - "inną czynność seksualną". Kobieta nie zgodziła się i miała napisać skargę do Jarosława Kaczyńskiego.
Zarzuty wobec Misiewicza
Były rzecznik MON wraz z byłym posłem PiS Mariuszem Antonim K. miał "powoływać się wspólnie i w porozumieniu na wpływy w instytucji państwowej i pośredniczyć w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tys. zł".
Misiewicz usłyszał też zarzut przekroczenia uprawnień jako funkcjonariusza publicznego i działania na szkodę spółki Polska Grupa Zbrojeniowa. Razem z byłą pracownicą resortu obrony narodowej Agnieszką M. miał doprowadzić do wyrządzenia spółce szkody w wysokości 491 964 zł. Przebywał w areszcie od 30 stycznia.
"Odmieniony" Misiewicz po wyjściu z aresztu
Zaraz po wyjściu Misiewicza z aresztu tabloidy opublikowały jego nowe zdjęcia. "Zmężniał", "wydoroślał", "nie wygląda na osobę, która właśnie wyszła z aresztu" - rozpisywały się media.
Adwokat Misiewicza zdradził jego plany na najbliższy czas. - Musi się oswoić z wolnością. Na pewno będzie chciał się poopalać, bowiem w areszcie nie było do tego warunków. Co prawda za daleko nie może wyjechać, bo ma zakaz opuszczania kraju, ale na pewno gdzieś za Warszawę wyruszy – powiedział mec. Luka Szaranowicz. Mówił też, że jego klient schudł. Sam Misiewicz nie rozmawia z dziennikarzami.
KJ
Inne tematy w dziale Społeczeństwo