Kazimierz Kujda twierdzi, że nie był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa w rozumieniu dosłownym. Były prezes spółki "Srebrna" nie dołączył oświadczenia lustracyjnego do wniosku o autolustrację - podaje "Rzeczpospolita".
Gdyby nie nagrania Geralda Birgfellnera, co jakiś czas ujawniane przez "Gazetę Wyborczą", Kazimierz Kujda nie miałby żadnych problemów. Zaledwie w ciągu kilku tygodni stracił posadę szefa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, jak też nadszarpnął zaufanie Jarosława Kaczyńskiego.
Kujda i SB
- Nie byłem tajnym współpracownikiem SB, jeżeli pod tym określeniem rozumie się podpisanie zobowiązania do współpracy, przyjęcie pseudonimu oraz chęć szkodzenia innym - zapewnia Kujda w wywiadzie dla tygodnika "Sieci".
- Wprowadzili mnie do jakiegoś pokoju. Tam na zmianę nakłaniali mnie do nawiązania współpracy z SB i podpisania zobowiązania. Kiedy zdecydowanie odmawiałem, znowu na przemian straszyli mnie i szantażowali. Typowa zabawa w "dobrego i złego" esbeka. Trwało to długo. Opierałem się, bo nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. W końcu zamknęli drzwi na klucz i zagrozili, że nie wyjdę, jeśli czegoś nie podpiszę - wspominał o latach 70. i procesie werbowania przez SB pod koniec lat 70. Wówczas Kujda studiował na Politechnice Warszawskiej.
- Byłem młodym, przestraszonym sytuacją chłopakiem, chciałem się wydostać z potrzasku. (...) Bałem się. SB to była ponura organizacja, nieznana i niebezpieczna, stojąca ponad prawem. (...) To banalna historia chłopaka, którego chcieli zwerbować, ale się nie dał - przyznaje Kujda. Bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego zarzeka w wywiadzie, że nie donosił na innych, a jedynie podpisał deklarację dla SB w sprawach gospodarczych i naukowych. Były urzędnik podkreślił, że rozmawiał z funkcjonariuszem SB po powrotach z Austrii i Niemiec, z którym spotykał się przy okazji odbierania i oddawania paszportu. Kujda przypomina sobie, iż przekazywał nic nie znaczące informacje - "nieprawdziwe lub neutralne".
Autolustracja pod znakiem zapytania
Były prezes NFOŚiGW wystąpił do IPN o autolustrację. Jak się okazuje, jego wniosek jest wadliwy, bowiem Kujda nie dołączył oświadczenia lustracyjnego. Sąd prawdopodobnie odrzuci wniosek i cały proces będzie anulowany - przekazuje "Rzeczpospolita".
Kujda został zarejestrowany jako TW "Ryszard" w 1979 roku przez siedlecką SB. Zachowała się teczka pracy "Ryszarda", w której są donosy - niektóre z nich napisał sam Kujda. Współpraca z tajną policją PRL miała trwać do 1987 roku, przerwano ją na skutek "braku perspektyw" dla SB ze strony agenta.
Kazimierz Kujda, wieloletni prezes spółki Srebrna, w aktach SB jako TW "Ryszard"
W latach 1979-1981 utrzymywał regularne kontakty ze swym oficerem prowadzącym, potem wyjechał za granicę, a po powrocie od 1983 r. zaczął esbeków unikać i kilkakrotnie żądał zaprzestania współpracy. Kujda nie brał pieniędzy od bezpieki.
"Ryszard" informował bezpiekę przede wszystkim o kontaktach obywateli PRL z osobami mieszkającymi na Zachodzie i donosił na cudzoziemców. Kujda jeździł na Zachód jako młody inżynier elektryk, odbywając staże w tamtejszych firmach produkujących lub instalujących elektronarzędzia. Po 1981 r. niechętnie współpracował z SB, a po 1983 r. zupełnie nie chciał kontaktować się z funkcjonariuszami.
- Nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która prowadziłaby do krzywdzenia kogokolwiek lub naruszania czyichś dóbr. W szczególności nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na donosach czy ujawnianiu informacji o osobach trzecich - oświadczył Kujda po publikacji "Gazety Wyborczej" na temat TW "Ryszarda". Teczka agenta trafiła w 2002 roku do zbioru zastrzeżonego.
Źródło: "Sieci", "Rzeczpospolita"
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka