Adam Glapiński jest zwolennikiem ujawnienia zarobków pracowników NBP, jeśli PiS i PO przegłosują odpowiednią ustawę. Szef NBP bronił dyrektor Martyny Wojciechowskiej, wokół której rozpętała się burza po ujawnieniu jej zarobków w banku centralnym.
"Haniebny i seksistowski atak"
- Doszło do haniebnego, prymitywne, brutalnego i seksistowskiego pastwienia się nad dwiema matkami, nad ich dziećmi, które chodzą do szkoły i przedszkola, nad ich mężami, nad ich rodzicami. Wszyscy są tym zbulwersowani, jak się prywatnie na ten temat rozmawia. Publicznie o tym jednak nie powiedzą. W tych atakach króluje gazeta, która się mieni recenzentem elegancji. Nagle kobiety nie mogą zarabiać tyle, co mężczyźni? - to najważniejsze przesłanie z konferencji prasowej z udziałem Adama Glapińskiego.
Szef NBP podtrzymał stanowisko, iż nie dochodzi do nadużyć w związku z płacami, a sam ujawnił więcej, niż poprzednicy na stanowisku prezesa banku centralnego. To odpowiedź na rewelacje "Gazety Wyborczej", która opisała wynagrodzenia dwóch współpracowniczek Glapińskiego.
Zarobki w NBP
Według dziennika, szefowa departamentu komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska zarabia ponad 65 tys. złotych miesięcznie. Z kolei dyrektor gabinetu prezesa Narodowego Banku Polskiego, Kamili Sukiennik, ma otrzymywać pensję w wysokości 40 tys. złotych. Kwestia wynagrodzeń zbulwersowała nie tylko prasę i opozycję, ale część polityków PiS, na czele z Janem Marią Jackowskim - poseł oficjalną drogą zapytał prezesa NBP o wynagrodzenia pracowników.
Glapiński zastrzegł, że w związku z przepisami RODO nie może ujawnić konkretnych zarobków swoich pracowników. Dodał też, że zatrudnione są osoby o poglądach bliskich PO, PiS, jak też SLD. - Nie obchodzi mnie, co pracownicy robią po godzinach pracy. Mogą oglądać TVP INFO albo TVN, to dla mnie nieistotne - przekonywał Glapiński.
PO proponuje ustawę, która w efekcie ujawni zarobki najważniejszych dyrektorów w NBP. Pomysł wstępnie poparło PiS. - Ja tę ustawę podpiszę obydwoma rękoma. Ale jak słusznie, ktoś tam rozumiem z tej opozycji, ktoś, kto się tym zajmuje, zauważył, że trzeba tej ustawy, żebym to mógł zrobić - tłumaczył Glapiński.
- Mogę jednym naciśnięciem klawisza ujawnić państwu listę ponad 3 tys. pracowników i pokazać wszystkie zarobki według PIT-u. Ale prawo na to nie pozwala! - stwierdził Glapiński. Chwilę później prezes NBP dodał, że taki precedens byłby szkodliwy dla banku centralnego i dla przyszłej rekrutacji w instytucji. - To jest po prostu fatalne, fatalne - powtarzał.
Glapiński upomina Gowina
Glapiński ostro zaatakował Jarosława Gowina. Lider Porozumienia niedawno wyraził nadzieję, że zarobki w NBP będą ujawnione i stwierdził, iż sprawa, opisana przez "Gazetę Wyborczą", bulwersuje opinię publiczną. Gowin ocenił, że Glapiński chowa głowę w piasek. Prezes banku centralnego doradził wicepremierowi Gowinowi milczenie i między wierszami skrytykował ustawę o szkolnictwie wyższym.
- Radziłbym panu Gowinowi, żeby dwa razy głęboko wziął oddech, zanim się wypowie na temat NBP. Jedna z dobrych tradycji w Polsce, zapisana w prawie jest taka, że NBP i rząd to odrębne całkowicie instytucje. I taką tradycją jest, że przedstawiciele NBP nie komentują prac rządu i ministrów np. reformy szkolnictwa wyższego, a w NBP pracuje większość profesorów, ja też jestem wykładowcą. Mam też opinię o reformie pana Gowina, ale nie przyszłoby mi do głowy, żeby publicznie się na jej temat wypowiadać. Jak nie pomoże głęboki oddech, to pan Gowin powinien wziąć zimny prysznic i nie wypowiadać się na temat NBP. Tworzy kompletne zamieszanie i stwarza wrażenie niedoinformowanego - punktował Gowina Glapiński.
Sam wicepremier odpowiedział w enigmatyczny sposób na konferencję prasową szefa NBP. - Bezwstyd - ujął krótko Gowin.
W środę odbyła się też konferencja zastępcy dyrektora departamentu kadr w NBP, Ewy Raczko. Urzędniczka nie chciała wprost podać, ile zarabia Martyna Wojciechowska, bo - jak przyznała - nie sprawdziła PIT-u kobiety. Raczko oświadczyła, że na pewno Wojciechowska zarabia mniej, niż 65 tys. złotych, jak podała "Gazeta Wyborcza".
NBP tłumaczy się z pensji. "Żaden z dyrektorów nie zarabia 65 tys. zł miesięcznie"
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Gospodarka