Wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz w 2015 roku mówił o wojskach amerykańskich w Polsce jak o okupantach na wzór sowiecki. Teraz przyznaje, że "Fort Trump" wzmocni bezpieczeństwo, a kontrowersyjne poglądy wyrażał wówczas, gdy nie pełnił funkcji posła na Sejm.
- Jakie wojska mają w Polsce stacjonować? Niedawno wyzbyliśmy się wojsk sowieckich i ja odpowiadam: żadne wojska, ponieważ żadne wojska nas nie obronią - stwierdził Andruszkiewicz, jeszcze szef Młodzieży Wszechpolskiej, podczas wiecu narodowców w marcu 2015 roku. Wypowiedzi nowego wiceministra cyfryzacji przypomina - po jego nominacji - m.in. telewizja TVN.
Czym będzie się zajmował Adam Andruszkiewicz jako wiceminister cyfryzacji
Andruszkiewicz przeciwnikiem wojsk amerykańskich w Polsce?
- To nie będzie tak, że teraz Platforma Obywatelska mówi, że może będziemy gościć wojsko niemieckie w Polsce, ono nam zapewni ochronę. Druga partia mówi: "nie, ja wolę wojsko amerykańskie". Szanowni państwo: to się nie odbywa za darmo. Jeżeli kiedykolwiek przyjmiemy kuratelę obcego mocarstwa, całkowitą, to miejmy świadomość, że będziemy bezradni w polityce zagranicznej - dodał przed trzema laty. Andruszkiewicz zauważył też, że "silna Rosja nie jest w interesie Stanów Zjednoczonych".
Dziś z tych słów były poseł Kukiz'15 się wycofuje. - Fort Trump bardzo wzmocni siłę państwa polskiego. Mówię o tym publicznie odkąd jestem posłem i to można wszystko sprawdzić - odpowiedział na pytanie reportera TVN24, czy zmienił poglądy ws. stacjonowania wojsk amerykańskich w Polsce. Przy okazji, dziennikarz chciał dowiedzieć się, jakie zadania przydzielono Andruszkiewiczowi w resorcie cyfryzacji. - Teraz jest czas wdrażania się do nowych kompetencji, ponieważ to bardzo odpowiedzialne zadanie. Będę czuwał nad procesem legislacyjnym bardzo ważnych projektów - oznajmił polityk.
Okultyzm i bolszewizm na pociągach PKP
Wypowiedzi o wojskach USA w Polsce nie są jedynymi, które przysparzają problemy wizerunkowe Andruszkiewiczowi i rządowi Mateusza Morawieckiego. W 2016 roku, były szef Młodzieży Wszechpolskiej w interpelacji do ministra infrastruktury zwracał uwagę, że nazwy pociągów PKP promują... okultyzm i komunizm. Chodzi o m.in. o wyrażenia "Sedina", "Świętopełk", "Czcibór", "Dionizos" i "Światowid" - według Andruszkiewicza, były "okultystyczne, promujące pogańskie i mityczne bóstwa". Część pociągów PKP z kolei miała nazwy zagraniczne, co również nie podobało się posłowi. Andruszkiewicz domagał się od ministra gruntownej zmiany nazewnictwa kolei.
Andruszkiewicz na koncie swoich publicznych wypowiedzi ma m.in. obrażanie mieszkańców Warszawy. W jego opinii, nie należą oni do "zdrowej tkanki narodu". - Najzdrowsza tkanka jest w Polsce wschodniej. Nie w żadnej "warszawce". Nie w żadnych pedalskich knajpach przy tęczy. Tam nie ma zdrowej Polski. Tu jest zdrowa Polska - twierdził na wiecu w 2015 roku.
Latem 2016 roku Andruszkiewicz współtworzył Stowarzyszenie Endencja, na czele z Pawłem Kukizem, Markiem Jakubiakiem i Rafałem Ziemkiewiczem. - Czas skończyć z polityką polegającą na tym, że wszystko to, co zaproponuje PiS, PO z automatu neguje i na odwrót. Chcemy złamać ten schemat - tłumaczył młody poseł.
- Mamy w Polsce bardzo dużo młodych, wykształconych ludzi, którzy mają odpowiednie kwalifikacje, by pracować w ministerstwach. Są jednak blokowani, bo nie należą do partii, która akurat wygrała wybory - krytykował obsadzenie stanowisk według klucza partyjnego. W tym kontekście również mówił o PiS.
Kilometrówki i węgierski raport
W 2016 roku jako poseł, Andruszkiewicz pobrał 40 tys. zł za tzw. „kilometrówkę”, czyli ryczałt za paliwo, który mogą pobierać posłowie, podróżujący prywatnymi samochodami w ramach wypełniania mandatu poselskiego. Media odkryły, że były narodowiec nie ma prawa jazdy, ani pojazdu.
- Zostałem pomówiony o rzekome nieprawidłowości związane z tym, że podróżuję po kraju i spotykam się z wyborcami. Informuję, że moja praca polega na nieustannym przemieszczaniu się po Polsce i kontaktach z Polakami. Korzystam z pomocy moich pracowników, którzy posiadają prawo jazdy i samochody. Dzięki nim docieram do odległych miejscowości, gdzie niestety zlikwidowano możliwości dotarcia transportem publicznym - oświadczył po wybuchu afery Andruszkiewicz.
Węgierski think-tank Political Capital Institute uznał obecnego wiceministra cyfryzacji za podatnego pośrednio na wpływy Rosji. Andruszkiewicz został wymieniony obok m.in. Witolda Tumanowicza, Artura Zawiszy, Krzysztofa Bosaka i Roberta Winnickiego. W raporcie dlatego napisano, że chodzi o "pośredni wpływ", bowiem wypowiedzi polityków pokrywały się z rosyjską propagandą i były cytowane w tamtejszych mediach.
PO domaga się odpowiedzi od ABW ws. rzekomych powiązań Andruszkiewicza (TVN24/x-news)
Jak informuje "Wirtualna Polska", wielu polityków PiS nie rozumie, jakie są korzyści z zaproszenia Andruszkiewicza do rządu. Jarosław Gowin - lider Porozumienia - miał nawet osobiście interweniować u Mateusza Morawieckiego, oczekując wyjaśnień. Krytycy nominacji twierdzą, że Andruszkiewicz nie ma żadnych kompetencji, by pełnić fachową funkcję w resorcie cyfryzacji. Sam zainteresowany odpiera krytykę i podkreśla fakt, że ma spore zasięgi w sieci. Na Twitterze od wielu godzin przekazuje dalej wpisy, w których internauci go bronią.
- Trwa na mnie oszczercza nagonka, więc dziś bardzo Was proszę o wsparcie! Jeśli nie zgadzasz się, na tę nagonkę na mnie która trwa - UDOSTĘPNIJ film z opisem #MuremZaAndruszkiewiczem ! Pokażmy PRAWDĘ!” - zachęca Andruszkiewicz swoich wyborców na Facebooku.
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
GW
Inne tematy w dziale Polityka