Ewa Gawor, urzędniczka warszawskiego Ratusza, która rozwiązała Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska narodowe, była w przeszłości funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czesława Kiszczaka. Gawor przyznała, że przez okres 10 lat pracowała w Departamencie PESEL MSW.
Gawor - obecna szefowa Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu m. st. Warszawy - była podporucznikiem MO, absolwentką Wyższej Szkoły Oficerskiej im. Feliksa Dzierżyńskiego oraz pracownikiem Departamentu PESEL MSW. Objęła ją ustawa dezubekizacyjna pozbawiająca SB-eków przywilejów emerytalnych - ujawnił Sławomir Cenckiewicz.
Tekst na ten temat ma się ukazać w najbliższym numerze tygodnika "Gazeta Polska" 14 sierpnia.
- Prawdą jest to, że swego czasu, pod koniec lat 80. skończyłam szkołę oficerską i dostałam stopień podporucznika Milicji Obywatelskiej, nie SB, tylko Milicji Obywatelskiej. Przez okres 10 lat pracowałam w Departamencie PESEL - ewidencja ludności, system kierowcy itd. - potwierdziła Gawor. - Kilka lat pracowałam jako cywil, a potem na etacie milicyjnym - powiedziała. Jak zaznaczyła, w roku 1990 odeszła do służby cywilnej. - Nawet nie mając uprawnień emerytalnych - dodała. - Moja praca zawodowa, jeżeli chodzi o mundur, wiązała się z departamentem PESEL i wcale tego nie ukrywam - podkreśliła.
Stołeczny ratusz 1 sierpnia rozwiązał marsz Obozu Narodowo-Radykalnego, który miał przejść z ronda Dmowskiego na pl. Zamkowy. Za tą decyzją stała dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Ewa Gawor poinformowała następnego dnia, że przyczyną rozwiązania środowego zgromadzenia był m.in. fakt, że zdaniem obecnych na marszu urzędników ratusza, "sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów"
Nawiązując do decyzji o rozwiązaniu marszu ONR, Gawor podkreśliła, że uważa, że zrobiła "to, co do niej należało" i nie ma to nic wspólnego z jej wcześniejszą pracą. - To jest ocena teraźniejszych działań - podkreśliła. - Trochę się dziwię, bo to nie chodzi tylko o to hasło "raz sierpem, raz młotem", tylko o sposób chodzenia, prezentowania się, nawiązywania do tamtych [faszystowskich] ideologii - wymieniała Gawor, odnosząc się do powodów decyzji o rozwiązaniu marszu. Według niej to jest powód ujawniania właśnie teraz jej życiorysu. - Szukają dziury w całym - podkreśliła.
Wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik w TVP Info ocenił, że Gawor powinna zrezygnować ze stanowiska dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego "co najmniej za decyzję o rozwiązaniu marszu w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego". Wiceszef MS powiedział, że rozwiązanie marszu było "niezwykle nieodpowiedzialną decyzją", ponieważ mogło dojść do zamieszek na ulicach. - Powstanie Warszawskie jest świętością dla Polaków i nikt nie chce obserwować żadnych zamieszek na ulicy - podkreślił minister.
W odpowiedzi urzędniczka podkreśliła, że w samorządzie pracuje 23 lata i to "warszawiacy mogą ocenić moją pracę, działalność na rzecz bezpieczeństwa, a nie pan minister" - zaznaczyła. Jak mówiła, nie wstydzi się swojej pracy w MSW, ponieważ "budowała system, który do dzisiaj funkcjonuje i wszyscy Polacy dzisiaj z niego korzystają". - Skończyłam szkołę oficerską, bo taka też była ścieżka awansu - dodała.
W obronie Gawor stanął Rafał Trzaskowski. "Możecie stawać na głowie i lustrować każdego w ratuszu. Nie uda się wam odwrócić uwagi od skandalicznego przyzwolenia na zachowania ONR w Warszawie 1.08" - napisał na Twitterze.
Joanna Lichocka z PiS oceniła, że informacje "Gazety Polskiej" na temat Ewy Gawor "to jest kolejny przykład, jak PO rządzi kolejnym miastem na szkodę Polski i na szkodę tego miasta". - Przypadek pani Ewy Gawor jest po prostu jeszcze jednym z bardzo licznych personalnych przykładów, że jest to środowisko polityczne reprezentujące PRL-owskie środowiska. PO przejęła po części elektorat SLD i reprezentuje postkomunistyczne interesy - zaznaczyła Lichocka.
Jerzy Wenderlich (SLD) odnosząc się do wypowiedzi Lichockiej powiedział, że "nie warto wpadać w obsesję". - Jeśli pani Gawor rozwiązała czy uznała za nielegalne jakieś zgromadzenie i wówczas jej się grzebie w przeszłości, to uważam to za niemądre - powiedział Wenderlich. Jak dodał, dopiero kiedy Ewa Gawor "za skórę zalazła jakiejś grupie osób, to grzebie się jej w papierach".
Adam Andruszkiewicz (WiS) powiedział, że "sobie nie życzy, żeby pani, która pracowała w służbach specjalnych PRL dzisiaj rozwiązywała patriotyczne marsze w Polsce". Podkreślił, że Sejm powinien zastanowić się, czy nie przygotować projektu ustawy przewidującej zakaz pełnienia funkcji publicznych przez ludzi, którzy pracowali w "organach represji komunistycznego państwa".
Wiceszef klubu Kukiz'15 Jarosław Sachajko ocenił, że w Polsce w latach 90. zabrakło lustracji, a inne państwa sobie z tym poradziły. Z drugiej strony, jak mówił, nie możemy stygmatyzować ludzi na całe życie. - Ludzie sami powinni zdecydować, na kogo chcą głosować, tylko brak informacji, kto jest kim, powoduje, że co chwilę się okazuje, że w pierwszych czy drugich rzędach polskiej polityki są osoby uwikłane - powiedział polityk Kukiz'15.
Jacek Wilk (Wolność) zaproponował, aby ponad podziałami politycznymi zrobić "gruntowną, od samego dołu lustrację", ale z założeniem, że nikt nie będzie karany za swoją przeszłość. Podkreślił, że jest przeciwnikiem odpowiedzialności zbiorowej.
źródło: PAP
ja
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka