Mistrzowie Polski potwierdzili, że wciąż są w głębokim kryzysie. Przegrali z zespołem, który składa się głównie z amatorów. Porażki ponieśli też Lech Poznań i Jagiellonia Białystok.
Legia przyniosła wstyd
Piłkarze Legii Warszawa przegrali u siebie z F91 Dudelange z Luksemburga 1:2 (1:1) w pierwszym meczu trzeciej rundy eliminacji Ligi Europejskiej. Rewanż za tydzień w Luksemburgu.
Przed meczem Aleksandar Vukovic, który pełni rolę tymczasowego trenera Legii, zapewniał, że atmosfera w jego zespole jest bardzo dobra pomimo kiepskiej gry i rozczarowujących wyników. Mistrzowie Polski potwierdzili jednak, że wciąż są w głębokim kryzysie. Mieli bowiem ogromne problemy z zespołem, który składa się głównie z zawodników łączących grę w piłkę z inną pracą. Do wyjazdowego rewanżu przystąpią po porażce na własnym boisku.
Po raz pierwszy goście zagrozili legionistom w 21. minucie, kiedy w dobrej sytuacji znalazł się Jerry Prempeh, ale skutecznie wślizgiem interweniował Arkadiusz Malarz. Niespełna trzy minuty później bramkarz Legii był już bezradny. Dominik Stolz ograł po lewej stronie boiska Dominika Nagy’a, który wyjątkowo pełnił rolę lewego obrońcy, wstrzelił piłkę w pole karne, a do bramki skierował ją Clement Couturier.
Gospodarze odpowiedzieli bardzo szybko. Michał Kucharczyk wykorzystał błąd obrońcy rywali, zgrał piłkę głową do Carlitosa, a ten w asyście dwóch obrońców doprowadził do wyrównania. Jednak kłopoty Legii trwały dalej. Tuż przed przerwą kolejny błąd popełnili obrońcy mistrza Polski, w wyniku czego na sam przed Malarza wybiegał Danel Sinani. Inaki Astiz próbował naprawić swój błąd i sfaulował rywala za co otrzymał czerwoną kartkę. Schodzących na przerwę legionistów żegnały gwizdy i okrzyki dezaprobaty dla ich gry.
Po zmianie stron osamotnionego w ataku Carlitosa miał wesprzeć Jose Kante, który wszedł na boisko za Cafu. Legia jednak grała jeszcze gorzej niż w pierwszej połowie. Goście, ośmieleni strzeleniem gola i innymi sytuacjami bramkowymi, długimi momentami prowadzili grę w środku boiska mając przewagę jednego zawodnika.
W 56. minucie to jednak gospodarze powinni objąć prowadzenie. Jednak duet Kante – Carlitos nie wykorzystał fatalnego błędu obrońcy rywali we własnym polu karnym. Cierpliwość kibiców wyczerpała się w drugiej połowie meczu. Z trybun niosło się m.in.: „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska”, „Co wy robicie, wy naszą Legię hańbicie” oraz „Po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie”.
Nie podziałało to mobilizująco na gospodarzy, bo stracili drugą bramkę. Nagy sfaulował w polu karnym rywala, a David Turpel w 62. minucie pewnie pokonał Malarza z 11 metrów. Turpel miał jeszcze dwie okazje na zdobycie bramki. Kwadrans później ograł Mateusza Żyrę, ale przy próbie przelobowania Malarza posłał piłkę za wysoko. Kilka minut wcześniej źle przyjął piłkę będąc w dogodnej sytuacji.
W końcówce spotkania goście mieli kolejną dobrą okazję do zdobycie bramki, ale minimalnie spudłował rezerwowy Mario Pokar. Po końcowym gwizdku rozległy się przeraźliwe gwizdy. Po tej porażce Legia jest blisko niezakwalifikowania się do europejskich pucharów drugi sezon z rzędu.
Porażka Lecha
Piłkarze Lecha przegrali na wyjeździe z belgijskim KRC Genk 0:2 (0:1). Rewanż rozegrany zostanie za tydzień w Poznaniu.
Lechici nie byli faworytami spotkania z Belgami, ale też mogli trochę boleśnie przekonać się, ile faktycznie ich dzieli od drużyny średniej klasy europejskiej. Wygrana 2:0 gospodarzy to najmniejszy wymiar kary dla "Kolejorza", który za tydzień stanie przed bardzo trudnym zadaniem odrobienia strat.
Poznaniacy przystąpili do meczu z KRC Genk podbudowani trzema z rzędu zwycięstwami w ekstraklasie i wyeliminowaniem Szachtiora Soligorsk w eliminacjach Ligi Europejskiej. Gospodarze jednak od pierwszych minut chcieli pokazać, kto tu będzie rządził. Pierwsze minuty przebiegały pod dyktando piłkarzy KRC Genk, którzy już w 5. minucie powinni prowadzić 1:0. Argentyńczyk Vernon De Marco w ostatniej chwili wybił piłkę po strzale do pustej bramki Leandro Trossarda.
Poznaniakom nie tylko udało się skutecznie zażegnać niebezpieczeństwo, ale też zneutralizować mocne punkty gospodarzy. Przez kolejny minuty akcje toczyły się głównie w środku pola, ale to Belgowie dyktowali warunki gry. Sytuacji bramowych wielu nie stworzyli, ale "Kolejorz" w ofensywie też praktycznie nie istniał.
W końcówce pierwszej odsłony miejscowi przycisnęli, każda kolejna akcja w ich wykonaniu stwarzała coraz większe zagrożenie. Tuż przed przerwą Jasmin Buric wygrał pojedynek jeden na jeden z Trossardem, ale to był tylko sygnał ostrzegawczy. Kilkadziesiąt sekund później bośniacki golkiper nie miał już szans po strzale Rusłana Malinowskiego, który miał bardzo dużo swobody przed polem karnym i nieatakowany przymierzył idealnie obok słupka.
W drugiej połowie lechici, dopingowani przez ponad tysięczną grupę swoich fanów, zupełnie rozczarowali. Po przerwie wyszli na boisko zupełnie bez wiary, a rywale wręcz przeciwnie – na własnym stadionie chcieli jak najszybciej rozstrzygnąć losy awansu do kolejnej rundy. Sytuacji stworzyli mnóstwo, ale tylko jedną zamienili na bramkę. Po dośrodkowaniu Joakima Maelhe, Mbwana Samatta wykorzystał gapiostwo młodego obrońcy Lecha Macieja Orłowskiego i z bliska głową podwyższył rezultat.
Podopieczni Ivana Djurdjevcia, poza strzałem z rzutu wolnego Darko Jevticia, nie potrafili zagrozić bramce rywali. Gospodarze wykreowali zdecydowanie lepsze sytuacje, w 77. minucie Alejandro Pozuelo trafił w słupek, a ten sam zawodnik w samej końcówce w sytuacji sam na sam z bramkarzem Lecha trafił w poprzeczkę. Zwycięzca dwumeczu w czwartej rundzie eliminacji LE zmierzy się z IF Broendby (Dania) lub Spartakiem Subotica (Serbia).
Jagiellonia przegrywa z KAA Gent
Jagiellonia Białystok przegrała na własnym stadionie z belgijskim KAA Gent 0:1. Rewanż za tydzień w Gandawie.
Jagiellonia zaczęła mecz z dwoma zmianami w składzie, w stosunku do rewanżu z portugalskim Rio Ave w poprzedniej rundzie - za kontuzjowanego Łukasza Burligę zagrał Jakub Wójcicki, zaś Mateusza Machaja w pierwszej jedenastce zastąpił Czech Martin Pospisil. W zespole gości od początku zagrał Vadis Odjidja-Ofoe, choć na środowej konferencji prasowej trener gości zapewniał, że pomocnik - znany w Polsce z występów w Legii Warszawa - nie jest jeszcze w pełni sił po kontuzji.
Jagiellonia zaczęła odważnie; dwie dobre akcje prawą stroną przeprowadził Przemysław Frankowski, ale piłki zagrane przez niego w pole karne Gent nie trafiły do Irlandczyka Cilliana Sheridana. W odpowiedzi w 8. min po raz pierwszy pokazał się Francuz Jean-Luc Dompe - z pola karnego uderzył niecelnie, po dobrym prostopadłym podaniu Odjidji-Ofoe.
Przewagę w posiadaniu piłki mieli goście, ale Jagiellonia - choć dość głęboko cofnięta - nie pozwala zespołowi z Gandawy stworzyć dogodnej sytuacji bramkowej. W 33. min szansę miał jednak znowu Dompe i znowu z pola karnego przestrzelił.
W końcówce połowy aktywniej w ofensywie zagrali białostoczanie. Najlepszą sytuację, wypracowaną przez siebie, miał Litwin Arvydas Novikovas, który w 42. min. ograł dwóch zawodników Gent, ale z linii pola karnego uderzył wysoko nad bramką.
W drugiej połowie było więcej emocji. Na jej początku niecelnie strzelali na bramkę białostoczan Giorgi Czakwetadze i Taiwo Awoniyi, w 55. min. płaski strzał Novikovasa obronił bramkarz Gent Colin Coosemans. W odpowiedzi chorwacki stoper Jagiellonii Ivan Runje wyblokował na linii bramkowej strzał Czakwetadze, ratując swój zespół od utraty bramki.
Najlepszą sytuację w meczu Jagiellonia miała w 63. min. gdy - po błędzie bramkarza gości - strzelał Kwiecień, a gości uratował Igor Plastun wybijając piłkę zmierzającą do siatki. Potem szansę miał Roman Bezjak, któremu piłkę przez całe boisko zagrał Runje. Jego uderzenie w krótki róg obronił bramkarz Gent.
Grę gości w ataku wzmocniły dokonane zmiany. W 78. min. Jonathan David minimalnie przestrzelił. Minutę później piłka wpadła do bramki białostoczan, na szczęście dla Jagiellonii - uderzający głową - Franko Andrijasevic był jednak na spalonym.
Kilka minut później padł jednak gol dla gości. Udało im się przeprowadzić kontrę po nieudanej wrzutce Jagiellonii, prostopadłe podanie od Dompe trafiło w polu karnym do Davida, którego pierwszy strzał co prawda słowacki bramkarz Jagi Marian Kelemen świetnie obronił, ale przy dobitce nie miał już szans.
Jagiellonia jeszcze próbowała wyrównać, m.in. uderzał z powietrza Taras Romanczuk, ale gościom udało się utrzymać bardzo cenny wynik. Za tydzień będą oni zdecydowanym faworytem meczu rewanżowego.
źródło: PAP, zdjęcia PAP
KJ
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Sport