Szef Cambridge Analytica Alexander Nix. fot.  	PAP/EPA/ANTONIO COTRIM
Szef Cambridge Analytica Alexander Nix. fot. PAP/EPA/ANTONIO COTRIM

Haki na polityków. Firma doradcza chwali się, jak tworzy materiały kompromitujące rywali

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Firma doradcza Cambridge Analytica (CA) proponowała potencjalnym klientom usługi polegające na szantażowaniu politycznych rywali i rozpowszechnianiu fałszywych informacji, aby zaszkodzić ich reputacji - wynika z dziennikarskiego śledztwa telewizji Channel 4.

Channel 4 News wyemitowano nagrane z ukrycia rozmowy reportera stacji z czołowymi postaciami w Cambridge Analytica, m.in. prezesem Alexandrem Nixem oraz dyrektorem zarządzającym spółki zależnej CA Political Global Markiem Turnbullem.

Chodzi o emocje

Podszywając się pod członka bogatej rodziny ze Sri Lanki, która rzekomo chce wpłynąć na wynik wyborów, dziennikarz w serii spotkań w londyńskich hotelach pytał o to, w jaki sposób CA może mu pomóc w prowadzeniu kampanii, w tym w profilowaniu elektoratu na Sri Lance i przygotowaniu haków na politycznych rywali.

- Nic dobrego nie wynika z prowadzenia kampanii opartej na faktach, bo w tym wszystkim chodzi o emocje  - pouczał reportera Turnbull, tłumacząc, że analitycy CA są w stanie przygotować profile psychologiczne wyborców i pomóc w rozgrywaniu ich lęków przez specjalnie dopasowane komunikaty polityczne.

Jednocześnie dodał, że "istnieją różne organizacje zbierające informacje wywiadowcze", a CA współpracuje m.in. z byłymi agentami MI5 i MI6, którzy "znajdą wszystkie trupy w szafie".

Dopytywany o legalność współpracy oraz chęć ukrycia zaangażowania CA, Turnbull zapewnił także, że możliwe jest m.in. prowadzenie aktywności za pomocą podstawionej spółki o innej nazwie i bez jawnych powiązań z główną agencją.

Łapówki i dziewczyny w domu kandydata

Z kolei prezes CA Alexander Nix zapowiedział, że oprócz wyszukiwania kompromitujących informacji o politycznych rywalach firma jest także w stanie przeprowadzić pokazowe próby korupcji, które byłyby nagrane ukrytą kamerą i opublikowane w internecie, a nawet zastawić pułapki z wykorzystaniem ukraińskich prostytutek.

- Robimy znacznie więcej. Głębokie grzebanie w poszukiwaniu informacji jest interesujące, ale równie skuteczne jest po prostu pójście do urzędujących polityków, zaoferowanie im okazji, która jest zbyt dobra, aby była prawdziwa i upewnić się, że jest nagrane wideo. (...) Możemy też wysłać jakieś dziewczyny do domu kandydata, mamy historię takich działań. (...) Weźmiemy jakieś Ukrainki, na wakacje z nami, (...) one są bardzo piękne i odkryłem, że to działa bardzo dobrze - tłumaczył Nix.

Jednocześnie prezes agencji dodał, że jej pracownicy "mogą używać fałszywych tożsamości i stron, podszywając się pod studentów prowadzących badania przy jakimś uniwersytecie, możemy być turystami, jest wiele opcji" i zapewnił, że "mamy w tym wiele doświadczenia".

Mężczyźni przechwalali się także sukcesami w różnych krajach, wspominając m.in. Meksyk, Malezję, Brazylię, Chiny i Australię, a także "bardzo, bardzo udany projekt w wschodnioeuropejskim kraju", który nie został nazwany.

Dane z Facebooka

Brytyjska komisarz ds. informacji Elizabeth Denham (odpowiednik polskiego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych) oceniła w rozmowie z Channel 4, że "wszyscy powinniśmy być zaszokowani i zaniepokojeni" ujawnionymi informacjami.

Jednocześnie zapowiedziała, że zwróci się do sądu o zezwolenie na przeszukanie biur Cambridge Analytica w celu przyjrzenia się sformułowanym w niedzielnym wydaniu gazety "The Observer" oskarżeniom, że firma prawdopodobnie naruszyła prawo, pozyskując i wykorzystując w celach komercyjnych dane dotyczące nawet 50 milionów osób zarejestrowanych na Facebooku (ok. 1/3 osób wszystkich użytkowników w Ameryce Północnej), które były następnie wykorzystywane w celu przewidywania ich decyzji wyborczych i wpływania na nie.

Dane wyborców miały być pozyskiwane za pomocą aplikacji stworzonej na komercyjne zamówienie przez mołdawskiego naukowca Alexandra Kogana, który mieszkał w Rosji i Stanach Zjednoczonych.

- Użyliśmy Facebooka do pozyskania milionów profili osób, a następnie zbudowaliśmy modele, które wykorzystywały to, co o nich wiedzieliśmy, i ich wewnętrzne demony w celu tworzenia skutecznych przekazów politycznych. To był fundament, na którym zbudowano całą firmę  - powiedział w rozmowie z "Observerem" były szef działu badań CA, Chris Wylie.

W 2015 roku prawnicy Facebooka poprosili o usunięcie zdobytych w niewłaściwy sposób danych, ale - jak wynika z informacji "Observera" - pomimo tego wciąż istnieje wiele kopii bazy danych, które pozostają w użyciu.

Śledztwo trwa

Efekty śledztwa dziennikarskiego są prezentowane jednocześnie przez "Observera" i brytyjską telewizję "Channel 4" oraz amerykański dziennik "New York Times". Redakcje zapowiedziały ich kontynuację w kolejnych dniach; na wtorek zaplanowana jest emisja kolejnych tajnych nagrań dotyczących szczegółów współpracy Cambridge Analytica ze sztabem wyborczym Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych.

Dokładna rola Cambridge Analytica w wyborze Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych jest kwestią dyskusyjną, ale firma informuje na swojej stronie, że "zapewniła kampanii (...) wiedzę ekspercką, która pomogła wygrać Biały Dom". Zgodnie z oficjalnymi sprawozdaniami, za swoje usługi świadczone od czerwca 2016 roku CA otrzymała co najmniej 6,2 miliona dolarów.

źródło: PAP

KJ

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj66 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (66)

Inne tematy w dziale Polityka