Lahav Harkov zasłynęła na Twitterze rozpropagowaniem hasztagu "Polish death camps", który uzyskał zasięg blisko 25 mln na Twitterze od rozpętania awantury o ustawę IPN. Teraz tłumaczy, że stała się obiektem ataku ze strony Polaków, a w Izraelu jej wpis przeszedłby bez echa.
Nowe prawo, uchwalone przez Sejm, ma pozwolić na ściganie m.in. tych, którzy używają frazy "polskie obozy śmierci". Tak przynajmniej zakładają ustawodawcy, bowiem część prawników zwraca uwagę, że nie ma takiej wzmianki w ustawie. Zatem sądy mogą mieć związane ręce.
Jeśli jednak dosłownie traktować intencje polityków PiS i pionu śledczego IPN, to pod rygor ustawy podpadłaby Lahav Harkov. Korespondentka "Jerusalem Post" napisała na Twitterze:
Wpis powtórzyła 14 razy, uzyskała łącznie kilka tysięcy powieleń i odpowiedzi. Polscy użytkownicy Twittera natychmiast zwracali jej uwagę - w bardziej lub mniej wybrednych słowach - by się douczyła, że obraża naród, który wiele wycierpiał z rąk obu okupantów: niemieckiego i sowieckiego.
Administracja Twittera uznała, że wpis izraelskiej dziennikarki nie łamie regulaminu medium społecznościowego.
Harkov tłumaczyła na blogu "Jerusalem Post" w artykule pt. "Jak stałam się publicznym wrogiem nr 1 w Polsce": był to wyraz sprzeciwu wobec cenzury, jaką szykują ustawodawcy w związku z nowelizacją ustawy o IPN. - Jako dziennikarz oraz osoba, miłująca wolność, nienawidzę cenzury. Ta ustawa - to próba ocenzurowania historii w celu ochrony narodowego "ego" Polaków i uniknięcia konfrontacji z demonami przeszłości. To na granicy otwartego negowania Holokaustu. Podobne tendencje widzimy na Węgrzech i na Ukrainie - odpowiedziała w artykule.
- Pisałam także o tym jak wielu Polaków nienawidziło Żydów i uczestniczyło w ich mordowaniu, ale największa uwagę zyskał mój wpis na Twitterze o "polskich obozach". Najczęstszą odpowiedzią na to było określanie obozów niemieckimi i to jest mniej więcej zgodne z prawdą - oceniła izraelska dziennikarka.
- 90 proc. polskich Żydów zginęło w Holokauście. Takich liczb nie da się osiągnąć bez współpracy lokalnej ludności. (...) Historia obfituje w opowieści o Żydach, którzy próbowali wrócić do swoich domów w Polsce tylko po to, aby zostać zamordowanym lub stać się przedmiotem gróźb swoich byłych sąsiadów, a wśród tych ludzi są osoby, które znam osobiście - dodała Lahav Harkov.
Korespondentka "Jerusalem Post" podobne tezy postawiła w wywiadzie, udzielonym Onetowi. Mówi: - Rozumiem sprzeciw, jaki w Polsce wywołuje sformułowanie "polskie obozy zagłady". To oczywiste, że zostały one wybudowane przez Niemców na polskiej ziemi. Jednak geograficznie są one ulokowane w Polsce. Kiedy odwiedzałam Auschwitz, leciałam do Polski, nie do Niemiec. Staram się zrozumieć polską wrażliwość w tej sprawie, ale uważam też, że jest to termin geograficzny, który nie ma oczywiście nic wspólnego z faktami historycznymi.
Lahav Harkov - jak przyznała - spodziewała się wielu emocjonalnych odpowiedzi po wpisie o "polskich obozach". Wspomniała o tym, jaką burzę rozpętał Jan Tomasz Gross swoją książką "Sąsiedzi". Oponenci dziennikarki z Izraela wielokrotnie przypominali o udziale komunistów żydowskiego pochodzenia w budowie aparatu bezpieczeństwa PRL, jak również o szmalcownikach po stronie żydowskiej. Harkov odpowiada: - Nie kwestionuję faktu, że w polskiej historii istniały przykłady osób pochodzenia żydowskiego, które współdziałały z komunistycznym reżimem. Nie zmienia to jednak faktu, że Holocaust był zorganizowanym procesem masowego ludobójstwa wymierzonego w szczególności z Żydów. To właśnie naród żydowski miał zostać wymazany z powierzchni ziemi. Przykłady żydowskich kolaborantów nie są więc w stanie zmienić prawdziwego sensu tamtej zbrodni i tego, jak powinniśmy o niej pamiętać - stwierdziła.
Według dziennikarki "Jerusalem Post", Izrael na podobne oskarżenie w ogóle by nie zareagował: - W internecie cały czas pojawiają się różne nieprzychylne komentarze na temat Izraela, ale mało kto reaguje na nie z takim zaangażowaniem. Izraelczycy chyba przywykli do podobnych publikacji i po prostu nie zawracają sobie tym głowy - zaznaczyła.
Z Lahav Harkov rozmawiała Anna Węglarczyk - ona sama dopuściła się kontrowersyjnego stwierdzenia, które może zapamiętać dziennikarka z Izraela: "Jak wobec tego powinno się rozmawiać na temat polsko-żydowskiej historii i polskiego współudziału w zagładzie Żydów?".
Źródło: jpost.com, Onet.pl
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Kultura