Posłanka Nowoczesnej Kornelia Wróblewska przyszła na obrady Sejmu z dwumiesięczną córką Tosią. Nie spotkało to się jednak z przychylnymi komentarzami. Czy matki – polityczki powinny zabierać swoje dzieci do pracy?
Zdjęcie Kornelii Wróblewskiej zamieścili na Twitterze jej partyjni koledzy. Posłanka siedzi na Sali plenarnej z córeczką w chuście.
Pojawiły się głosy zachwytu, ale były w mniejszości. Większość internautów skrytykowała Wróblewską, pisząc, że „Sejm to nie przedszkole” i że chodzi jej tylko o lans kosztem dziecka.
https://twitter.com/piotrekdyrek/status/950665865720147969
Wróblewska początkowo próbowała się bronić, tłumacząc, że matki nie powinny być wykluczane. W końcu zrezygnowana podziękowała za wsparcie.
W rozmowie z „Faktem” Wróblewska powiedziała, że Tosia jest z nią w pracy od początku roku. Początkowo tylko w biurze poselskim, natomiast zdecydowała się ją zabrać na salę posiedzeń, ponieważ dziewczynka spała. Ze strony polityków spotkała się tylko z przychylnymi komentarzami.
- Wszyscy mi gratulowali i pytali, czy nie boję się przychodzić z córką do Sejmu. Pewnie chodziło im o tym, że na Wiejskiej jest obecnie spory chaos i różne wariactwa się tu dzieją, ale odpowiadałam im, że Tosia jest na to odporna i od małego będzie miała dobre CV – relacjonuje posłanka Nowoczesnej. Dodała, że najcieplej zareagowała minister Elżbieta Rafalska, która przed miesiącem została babcią.
Smaczku dodaje fakt, że mąż Wróblewskiej nazywa się tak samo jak prezes PiS, co wykorzystały niektóre portale, obwieszczając, prawdziwie zresztą, że posłanka Nowoczesnej „przyszła z dzieckiem Jarosława Kaczyńskiego”.
To nie pierwszy raz, kiedy niemowlak pojawił się w polskim Sejmie. Prekursorką była posłanka PO Agnieszka Pomaska, która w lutym 2011 roku przynosiła do Sejmu swoją kilkumiesięczną córeczkę Zosię. - Sejm nie jest jednak miejscem, w którym z małym dzieckiem można czuć się komfortowo. Chociaż w razie konieczności jest miejsce gdzie można malucha przewinąć czy przebrać – mówiła potem w wywiadzie dla Onet.pl. Drugiej córki już starała się nie zabierać ze sobą do pracy.
Pomaska wzorowała się z kolei na włoskiej europarlamentarzystce Lici Ronzulli, która regularnie przychodziła ze swoją córeczką Vittorią do pracy od chwili, gdy mała skończyła miesiąc.
(Fot. Flickr/Europarlament)
Przez całą kadencję dziewczynka towarzyszyła Ronzulli, a nawet podnosiła rękę w momentach głosowania, co nieodmiennie wzbudzało śmiech. Hitem były zdjęcia europosłanki z 3-latką i czerwonym teletubisiem, który siedział tuż przy mikrofonie.
Jeszcze dalej poszła australijska senator Larissa Waters, która podczas przemówienia w parlamencie karmiła piersią swoją kilkumiesięczną córkę Alię. Członkini Partii Zielonych wygłaszała w tym czasie mowę dotyczącą zawodowej choroby górników - pylicy.
(źródło: Storyful/x-news)
Kiedy zdjęcia karmiącej senator obiegły media, a ona sama była zaskoczona, jak wielkie poruszenie wywołała. Jak tłumaczyła, było to dla niej normalne zachowanie matki niemowlaka.
Jakie jest Wasze zdanie, czy kobiety polityczki, lub kobiety w ogóle, jeśli mają taką możliwość, powinny zabierać dzieci do pracy?
ja
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Rozmaitości