- Po roku przesłuchań nie mam wątpliwości, że Marcin P. jest człowiekiem wymyślonym, podstawionym, prowadzonym przez trzy lata działalności i chronionym do końca - oświadczyła szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann. Zapowiedziała, że komisja złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez BGŻ.
"Parasol ochronny" nad Marcinem P. i Amber Gold
Były szef Amber Gold Marcin P. po raz drugi zeznawał przed sejmową komisją śledczą - była to kontynuacja jego przesłuchania z czerwca. Przesłuchanie trwało 5 godzin.
Zobacz relację https://www.salon24.pl/newsroom/817563,marcin-p-przed-komisja-ds-amber-gold-byl-parasol-ochronny-nad-amber-gold
Szefowa komisji śledczej powiedziała dziennikarzom, że w trakcie zeznań zwróciła uwagę na dwa najistotniejsze wątki. - Jeden: Marcin P. przyznał dziś wyraźnie iż sam odnosi wrażenie, że parasol ochronny nad tą firmą był, on to mówił w zakresie urzędu skarbowego. Podzielam jego stanowisko, aczkolwiek nie tylko w urzędzie skarbowym, ale myślę, że we wszystkich tych instytucjach - powiedziała Wassermann.
Marcin P. pytany, czy miał zapewnioną "nietykalność, a wręcz ochronę" ze strony organów podatkowych lub konkretnych urzędników, odpowiedział: - W tamtym momencie nic mi na ten temat nie było wiadomo. Patrząc z perspektywy czasu mogłem stwierdzić, że taki parasol był, ale ja o jego istnieniu w ogóle nie wiedziałem. Zaznaczył, że nie ma wiedzy, że taki "parasol" istniał, ale patrząc z perspektywy czasu widzi, że ze strony m.in. pomorskiego urzędu skarbowego było dla niego "wiele szczęśliwych zbiegów okoliczności", a on w takie nie wierzy.
Wassermann powiedziała, że zachowanie trzech urzędów skarbowych przez lata kontroli w spółkach grupy Amber Gold wskazuje według niej, że "był duży hamulcowy, który pozwolił tej firmie działać". - Jeżeli po tylu latach kontroli jedyne, co urząd skarbowy uzyskuje, to stratę pół miliona naszych pieniędzy, (…) to czy ja muszę państwu tu coś więcej tłumaczyć - dodała szefowa komisji śledczej.
Marcin P. puszcza sygnały do swoich mocodawców
Zaznaczyła też, że "bardziej wyspecjalizowaną jednostką do kontroli trudnych podmiotów" jest urząd kontroli skarbowej, posiadający najbardziej wyspecjalizowany personel.
- To jest zupełnie inna liga. I do kontroli firmy Amber Gold został wysłany urząd skarbowy, natomiast ten wysoko wyspecjalizowany przez kilka miesięcy kontrolował te spółki, które nie podjęły żadnej działalności gospodarczej. To też dobrze świadczy o tym, jakie było założenie. Nie mam wątpliwości po roku przesłuchań, że Marcin P., jest człowiekiem wymyślonym, podstawionym, prowadzonym przez trzy lata tej działalności i chronionym do końca - powiedziała Wassermann. - On nawet temu nie przeczy - stwierdziła. Jak dodała, "oczywiście Marcin P. jest też inteligentnym człowiekiem, on puszcza też sygnały do swoich rzeczywistych mocodawców, że może się okres jego milczenia zakończyć".
Nawiązała też do sprawy spółki Finroyal - parabanku funkcjonującego w czasie działania spółki Amber Gold. Marcin P. zeznał, że nie zamierzał kupić Finroyal, zgodził się tylko na pożyczkę dla tej spółki, w wysokości 12 mln zł, z czego przelana została transza 1,2 mln zł.
- Jest rzeczą niemożliwą, że przychodzi do Marcina P. np. pan Korytkowski (ówczesny prezes Finroyal), człowiek znikąd, który właściwie nic nie reprezentuje sobą, a on się umawia z nim, że przeleje mu 12 milionów, przelewa mu pierwszy milion dwieście tysięcy, bo więcej nie zdążył, pan Korytkowski natychmiast wyprowadza te pieniądze zagranicę i one oczywiście przepadają. To jest chyba dla każdego oczywiste, że ci rzeczywiści mocodawcy wskazali: "tego pana przyjmiesz i na to konto będziesz przelewał pieniądze" - powiedziała Wassermann.
Dodała, że Marcin P. nie chciał tego wątku rozwijać. - Oczywiście on wie, zna całą prawdę o rzeczywistości. Pytanie, czy organy ścigania dzisiaj, i wierzę w to głęboko, będą w stanie do tego wszystkiego dojść, bo ówcześnie ani prokuratura, ani służby specjalne, ani w zasadzie żaden organ w państwie nie był zainteresowany tym, żeby od niego uzyskać jakiekolwiek informacje - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Szef Amber Gold osobą "wymyśloną, prowadzoną i chronioną do dzisiaj"
Wassermann zaznaczyła, że mówiąc o tym, iż według niej Marcin P. "jest osobą wymyśloną, prowadzoną i chronioną w zasadzie do dzisiaj" zbudowała sobie "taki obraz po analizie tysięcy akt pochodzących z różnych postępowań i różnych urzędów, również na podstawie akt tych postępowań, które były po jego zatrzymaniu".
- Śmiało stawiam dzisiaj również tezę, że zadbano o to, aby tylko on miał postawione zarzuty, ewentualnie jego małżonka, bowiem są to osoby, które gwarantują, czy gwarantowały do tej pory dużą szczelność i nieujawnianie informacji. Myślę, że postawienie w stan oskarżenia innych pracowników, którzy dużo widzieli, może to zasadniczo zmienić, bowiem taka jest charakterystyka procesów karnych, że ludzie w momencie, w którym zaczynają mieć postawione zarzuty, odświeża im się pamięć, mówiąc wprost - nie chcą dostawać wyroków za innych ludzi - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Druga sprawa, która - jak powiedziała Wassermann - jest dla niej oczywista "po zaznajomieniu się z tymi tysiącami akt, jest taka, iż Marcin P., od swoich rzeczywistych mocodawców i od osób, które nie tylko prowadziły, ale także kryły tę działalność, uzyskał obietnicę, iż krzywda nie stanie się jego najbliższej rodzinie" - powiedziała szefowa komisji śledczej.
Dodała w tym kontekście, że do zatrzymania żony b. szefa Amber Gold, Katarzyny P., doszło po ośmiu miesiącach (Marcin P. został zatrzymany i trafił do aresztu w sierpniu 2012 r., a jego żona Katarzyna została aresztowana w kwietniu 2013 r.). - I to ma odzwierciedlenie także w jego postawie procesowej, bowiem on przestaje w tym momencie całkowicie współpracować z organami ścigania - stwierdziła Wassermann.
Temat przechowywania przez BGŻ złota Amber Gold
Szefowa komisji śledczej zapowiedziała, że za dwa tygodnie komisja złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez BGŻ, który obsługiwał Marcina P. i gdzie miało zalegać złoto. Nie chciała ujawniać, co znajdzie się w tym wniosku.
Temat przechowywania przez BGŻ złota Amber Gold przewijał się podczas przesłuchań wielu świadków zeznających przed komisją. Wynika z nich m.in., że Amber Gold, podając miejsca składowe, wskazywała właśnie BGŻ i skrytki składowe.
W listopadzie ub.r. prok. Marek Siemczonek mówił przed komisją o informacji od ABW nt. pisma banku BGŻ, z którego wynikało, że nie jest prawdą, że Amber Gold przechowuje złoto w tym banku. Siemczonek zeznał, że widział kopię tego pisma, ale jego dokładnej treści nie był w stanie przytoczyć. Jak mówił, wynikało z niego, że "nie jest prawdą to, co podaje spółka Amber Gold do publicznej wiadomości, że przechowuje w tym banku złoto zakupione za pieniądze pochodzące z lokat i stanowiące ich zabezpieczenie, bowiem, jak stwierdzało to pismo (...) nie dysponuje odpowiednio pojemnymi skrytkami bankowymi".
Z kolei b. dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk zeznawał pod koniec września, że "pieniądze z sejfów były odbierane przez BGŻ, a po rozwiązaniu umowy, przez Pocztę Polską; Poczta Polska zabierała pieniądze z placówek, przeksięgowywała na wskazane przez zarząd konto".
Kuśmierczyk mówił, że był obecny przy przewożeniu złota z BGŻ, choć dokładnej daty nie pamiętał. Jak relacjonował, dowiedział się od zarządu Amber Gold, Katarzyny i Marcina P., że bank wypowiedział spółce skrytki i złoto trzeba było "natychmiast" stamtąd zabrać. Jak dodawał, złoto z banku osobiście odebrał Marcin P. i przeniósł do samochodu, w którym czekał m.in. świadek. Zostało ono przewiezione do starej centrali spółki i złożone w sejfie. Kuśmierczyk tłumaczył, że torba ze złotem ważyła ok. 20-30 kg, widział to złoto, ale go nie dotykał. Były to sztabki różnej wielkości - dodał.
Zobacz wideo z przesłuchania szefa Amber Gold (TVN24/x-news)
źródło PAP
ja
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka