Komisja weryfikacyjna bada sprawę ul. Poznańskiej 14. fot. PAP/Radek Pietruszka
Komisja weryfikacyjna bada sprawę ul. Poznańskiej 14. fot. PAP/Radek Pietruszka

Przed komisją zeznają mieszkańcy zreprywatyzowanej kamienicy

Redakcja Redakcja Reprywatyzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 127

Komisja weryfikacyjna zajmuje się sprawą Poznańskiej 14. Mieszkańcy zreprywatyzowanej kamienicy opowidają o podwyżkach czynszu i psychicznym nękaniu przez nowego właściciela oraz o bierności miasta.

Po reprywatyzacji podwyżka czynszu

Jako pierwszy przed komisją zeznawał mieszkaniec kamienicy przy ul. Poznańskiej 14 Robert Migros. Jak mówił, mieszka z rodziną pod tym adresem od 1999 r. Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał, jak zmieniła się ich sytuacja po reprywatyzacji nieruchomości. Mieszkaniec powiedział, że "sytuacja zmieniła się diametralnie".

Podkreślił, że przed reprywatyzacją, kiedy właścicielem kamienicy było miasto, stawka za czynsz wynosiła 8 zł za metr kwadratowy. W momencie reprywatyzacji kamienicy i odkupienia roszczeń przez mec. Roberta N. i Janusza Piecyka czynsz został podniesiony do stawki 14,70 zł. - Od razu dostaliśmy wypowiedzenie umowy najmu ze skutkiem trzyletnim - podkreślił.

Później w 2015 r. stawka czynszowa został podniesiona na 25 zł. - Tą stawkę zaskarżyliśmy do sądu jako niezasadną, sprawa toczy się dalej, ta kwestia nie została rozstrzygnięta. W międzyczasie w 2016 r. właściciel wypowiedział umowę najmu, naliczając koszt niepłacenia tej wyższej stawki i dosłownie za dwa miesiące, czy trzy, już nie pamiętam dostałem podwyżkę 59 zł, mimo tego, że ta 25 zł nie skończyła się wyrokiem sądowym - powiedział Migros. Mówił, że obecny właściciel podniósł im stawkę czynszu do 59 zł "uważając, że nie ma godziwego zysku".

"Psychiczne nękanie" po zreprywatyzowaniu

Poseł PiS Jan Mosiński powiedział, że z jego rozmów z mieszkańcami Poznańskiej 14 wynika, że byli oni zastraszani. Pytał świadka, czy również wobec niego podejmowane były tego rodzaju działania, w okresie "kiedy kamienicę przejęła firma Fenix Group". To wszystko opierało się generalnie dopiero się na tych przysyłanych do nas dokumentach związanych z tym naliczaniem czynszów, nagabywaniem, co mamy zamiar zrobić, czyli takie sugerowanie już, że słuchajcie nie ma co, bo lepiej odejść, mieć święty spokój, niż tutaj z nami dalej się tak droczyć, szarpać. Tak to właściwie wyglądało - opowiadał świadek Robert Migros.

Dodał, że w 2015 r. w lokalach opuszczonych przez lokatorów przebywali pracownicy z Ukrainy. - Nie mam generalnie nic do tych osób, ale generalnie rzecz biorąc było ich mnóstwo, dochodziło też do jakiś tam może nie burd, ale jakiś takich kłótni nocnych, w moim przypadku było tak, że ciągle był domofon o godz. 2 w nocy włączany - powiedział mieszkaniec.

- Była sytuacja taka, nie wiem, czy mogę powiedzieć (...), w momencie, kiedy był film Wołyń, wszedł do kin, to wisiała flaga i zwróciłem im uwagę (...) i chciałem zobaczyć, kto to właściwie jest. Dostałem informację, że to są pracownicy Fenixa z Noakowskiego 16 i oni generalnie tutaj mieszkają, bo gdzieś tam pracują po tych budowach. Byli aroganccy i też wspomnieli, czy ja bym chciał mieć podobną sytuację, jak to było na filmie. To było okropne - powiedział mieszkaniec kamienicy przy Poznańskiej.

Zaznaczył, że ta sytuacja została poruszona na sprawie sądowej dotyczącej podwyżki czynszu, ci pracownicy budowlani "nagle, w krótkim czasie po prostu zniknęli". Przewodniczący komisji Patryk Jaki dopytywał świadka, czy był zastraszany. - Tak ja czułem i to jest fakt, ja po prostu taką informację dostałem, że jeden z pracowników zwrócił się do mnie w ten sposób, czy chciałbym tak jak było w Wołyniu (...) wiem na pewno, że film wchodził na ekrany - podkreślił.

Miasto odcinało się od mieszkańców

Migros, pytany przez posła PiS Jana Mosińskiego, czy pełnomocnik prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz odpowiedzialny za kontakty z lokatorami mieszkań objętych reprywatyzacją zabiegał o kontakt, odpowiedział, że nie. - Miasto odcinało się, jak już zostaliśmy +sprzedani+, to tylko i wyłącznie byliśmy skazani sami na siebie, chyba, że ktoś składał jakieś dokumenty o weryfikację i przyznanie lokalu zastępczego, tego było niewiele z resztą, ale takich spotkań nie było - powiedział. Jedyne spotkania, to jak się gdzieś pikietę prowadziło, to wtedy można było przedstawicieli miasta zobaczyć - dodał.

Pytany przez członka komisji Łukasza Kondratkę, czy po reprywatyzacji kamienicy przy Poznańskiej 14 doszło do "zniszczenia całego środowiska, tradycji kilkudziesięcioletniej" społeczności zamieszkującej ją odpowiedział, że tak. Jak dodał mieszkaniec kamienicy przy Poznańskiej 14, część osób zamieszkujących ją wprowadziła się tam tuż po II wojnie światowej. - Jest profesor, który brał udział w Powstaniu Warszawskim, walczył przy Lwowskiej i Koszykowej - powiedział.

Dopytywany, czy w stosunku do powstańca też nie miano żadnych zahamowań, odpowiedział, że z mieszkańcami kontaktowano się tylko telefonicznie i powiedziano, że "są w tym wieku, że przysługuje im tylko lokal socjalny". - Oni też dostali podwyżkę na 59 zł, mężczyzna w wieku chyba 91 lat, matematykę na Politechnice wykładał. Jak go spotykam, to zawsze mi mówi: Robert, czy damy radę? Czy wygramy?. Bo też to mocno przeżywa i to dla niego był olbrzymi cios, jak on by stamtąd musiał odejść - powiedział mieszkaniec Poznańskiej 14.

Podkreślił również, że podwyżki czynszów odbywały się w sposób "wyrywkowy". - Te 59 zł podwyżki dostałem ja i chyba trzy inne osoby, pozostali nie. Na pewno nie było tak, że z automatu, wszyscy jednakowo, to było tak wyrywkowo, może badano, kto jest w stanie, ile znieść, wytrzymać, czy da radę - zaznaczył.

źródło: PAP

KJ

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj127 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (127)

Inne tematy w dziale Polityka