Polski ambasador w Berlinie, Andrzej Przyłębski, złożył "zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne". Zarejestrowany jako TW "Wolfgang" w latach 1979-1980 uniknie zatem oskarżenia o kłamstwo lustracyjne.
Andrzej Przyłębski to prywatnie mąż Julii Przyłębskiej, prezes Trybunału Konstytucyjnego. Od 2016 roku jest ambasadorem RP w Berlinie - to najważniejsza, obok Waszyngtonu, placówka MSZ na świecie. W momencie nominacji nieznana była przeszłość Przyłębskiego w roli TW.
Teczka personalna TW "Wolfgang" liczy tylko 40 stron. W niej znajduje się zobowiązanie do współpracy z SB, podpisane przez Andrzeja Przyłębskiego. - Bezspornie doszło do podpisania przez Andrzeja Przyłębskiego zobowiązania do współpracy z SB, jednak nie występują przesłanki przesądzające o tej współpracy, m.in. przesłanki "materializacji i tajności" - uznało Biuro Lustracyjne IPN.
- W sprawie oświadczenia ambasadora Polski w Berlinie Andrzeja Przyłębskiego "nie zachodzi wątpliwość co do jego zgodności z prawdą" - zakomunikował IPN. - O tym, czy dana osoba była współpracownikiem w charakterze tajnego informatora nie decyduje ani fakt, ani forma zarejestrowania jej w ewidencji organu bezpieczeństwa państwa, lecz treść udzielonych tym organom informacji urzeczywistniających współpracę - dodano. Oznacza to, że instytut nie skieruje sprawy do sądu i ambasador RP w Berlinie uniknie oskarżenia o kłamstwo lustracyjne, za które grozi do 10 lat pozbawienia stanowiska w administracji publicznej. Postępowanie lustracyjne pozostanie zatem bez dalszego biegu.
- Według naszej wiedzy ambasador złożył oświadczenie, w którym zaprzeczył, iż miałby współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa PRL. MSZ nie posiada informacji, aby IPN podważył prawdziwość oświadczenia ambasadora i skierował sprawę do Sądu Lustracyjnego - informowało MSZ po wybuchu afery z teczką TW "Wolfgang".
Julia Przyłębska, szefowa TK, apelowała, by z ocenami wstrzymać się do zakończenia postępowania lustracyjnego. - Oświadczenie zostało wydane przez MSZ i w związku z tym uważam, że należy poczekać na to, jak zakończy się sprawa przez IPN - mówiła w marcu. Do sprawy krótko odniósł się również prof. Sławomir Cenckiewicz, członek Kolegium IPN. Na gorąco, po pierwszych artykułach w prasie, stwierdził, że na podstawie zobowiązania do współpracy trudno wyciągać daleko idące wnioski, choć daleki jest od stwierdzenia: "nie znaczyło to nic". Krytykował również MSZ i samego Przyłębskiego, którzy nieprofesjonalnie podeszli do tematu lustracyjnego.
Sam Przyłębski w rozmowie z TVP INFO potwierdził, że miał chwilowe kontakty z SB w 1979 r. gdy ubiegał się o paszport w związku z wyjazdem do Wielkiej Brytanii. - Ale to było pod przymusem, bo gdybym tego nie zrobił, paszportu bym nie dostał. Byłem też szantażowany - tłumaczył. Ambasador podkreślił, że nigdy nie był tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL.
Źródło: PAP
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka