W trumnie adm. Andrzeja Karwety - dowódcy Marynarki Wojennej, który zginął w katastrofie smoleńskiej - znaleziono także szczątki siedmiu innych osób - powiedziała Maria Karweta, wdowa po admirale.
Ekshumacja szczątków generała miała miejsce 26 czerwca b.r.. Tego dnia trumna ze szczątkami została przetransportowana do Instytutu Medycyny Sądowej, gdzie przeprowadzono badania.
Karweta wyjaśniła, że była przy otwarciu trumny. - Zobaczyłam mundur mojego męża, mundur admiralski, pod mundurem bielizna, nie jego, mała, w znacznie mniejszym rozmiarze, zielona (…), sądzę, że należała do jakiegoś przedstawiciela wojsk lądowych (…). Pod bielizną – worki. Jeden, to worek taki, w jakich zwykle są transportowane ciała ofiar katastrof, morderstw (…). Obok - dwa worki duże, ciemne, na śmieci i reklamówka żółta, przejrzysta. Tak pochowano mojego męża – relacjonowała.
Wyjaśniła, że badania rozpoczęły się od tomografii komputerowej. - Już tam zobaczyliśmy dodatkową kończynę górną – prawa ręka należała do kogoś zdecydowanie niższego i szczuplejszego niż mój mąż – wyjaśniła dodając, że w trumnie znajdowała się też dodatkowa żuchwa.
Poinformowała, że 4 sierpnia otrzymała wyniki badań genetycznych. - W workach na śmieci, w trumnie mojego męża były szczątki ośmiu osób, w tym mojego męża, oraz dwa nierozpoznane, których nie dało się zidentyfikować – powiedziała.
Dodała, że w ”przestrzeni publicznej pojawiają się stwierdzenia, że to rodziny naciskały na szybkie pogrzeby ofiar”. - Te rodziny, które znam, na nic nie naciskały – powiedziała Karweta, wyjaśniając, że ona sama nie miała wpływu na datę pogrzebu, bo ustalała je strona państwowa.
- Podobno rodziny popełniały błędy przy identyfikacji. Dostaliśmy informację, że w naszym przypadku przyjazd do Moskwy jest bezzasadny, że ciało jest tak bardzo zmasakrowane, że i tak nie będzie go można rozpoznać bez badań genetycznych – mówiła wdowa, dodając, że ona sama na dokumenty sekcyjne swojego męża „czekała miesiącami”, a dopiero po trzech latach otrzymała komplet tych dokumentów.
Karweta wspomniała, że ma poczucie „wielkiej krzywdy”. Mając dostęp do dokumentów dotyczących szczątków jej męża, coraz bardziej podejrzewała „wielkie nieprawidłowości”. - W tym przypadku trzeba było przeprowadzić powtórną identyfikację tutaj. Nie byłoby tego wieloletniego horroru. Mógł to zrobić tylko rząd – powiedziała wdowa.
Dodała, że bardzo zabolały ją zasłyszane niedawno słowa osób sprawujących wysokie funkcje po katastrofie smoleńskiej o tym, że „wszyscy wiedzieli, że Rosjanie dopasowywali szczątki mniej więcej, tak, żeby się zgadzało”. - Rodziny tego nie wiedziały. Zapewniam – mówiła Karweta dodając, że tuż po katastrofie „wierzyła temu, co mówiła pani minister zdrowia i temu chciała wierzyć”. - Państwo, które z pełną świadomością – skoro wiedzieli wszyscy, to z pełną świadomością, podejmuje decyzję, żeby trumien mimo wszystko nie otwierać, dopuszcza się barbarzyństwa – podkreśliła.
Dodała, że ona sama „nigdy nie była przeciwniczką ekshumacji, choć bała się potwornie”. - Ale ważniejsze dla mnie było to, by pochować mojego męża. Bardzo dobrze się stało, że ten proces się rozpoczął i uważam, że powinien być skończony. Jest mi przykro, że są rodziny, które się temu sprzeciwiają. Jest mi przykro, bo nie wiem, czy w ich trumnach nie ma jakichś szczątków mojego męża. Dając prawo jednym, odmawia się prawa drugim – mówiła.
Wdowa po admirale powiedziała, że boi się podjąć decyzji o kolejnym pogrzebie, ponieważ sekcje jeszcze się nie skończyły i może się okazać, że w którejś z niezbadanych jeszcze trumien znajdują się szczątki jej męża. Przypomniała, że w 2015 roku w grobie jej męża przeprowadzono tzw. dochówek i każde takie wydarzenie jest dla niej "wielkim dramatem". Karweta dodała, że „ma nadzieję, iż po tym wszystkim, w końcu, z godnością pochowa swojego męża”. - Mam ogromny żal do rządu, który nie zadbał o bezpieczeństwo człowieka, który dbał także o jego bezpieczeństwo - mówiła.
W chwili śmierci 10 kwietnia 2010 r. Andrzej Karweta miał 52 lata. Został on pochowany w położonym pod Gdańskiem Baninie, gdzie admirał - od 2007 r. dowódca Marynarki Wojennej, mieszkał przed śmiercią.
27 lipca Prokuratura Krajowa informowała, że są już znane wyniki badań genetycznych 32 z 33 ofiar katastrofy smoleńskiej, które ekshumowano na jej polecenie, począwszy od listopada ubiegłego roku. Wynika z nich m.in., że w 13 przypadkach znaleziono w trumnach części ciał innych osób, ujawniono też zamianę dwóch ciał. W czerwcu PK podała, że nieprawidłowości stwierdzono m.in. w trumnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
źródło PAP
JT, ja
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka