PiS przygotowuje się do prezentacji kolejnego kontrowersyjnego projektu. Tym razem obóz rządzący zamierza doprowadzić do ograniczenia zagranicznego kapitału w mediach prywatnych. Jarosław Kaczyński spodziewa się ogromnych protestów.
Według doniesień "Super Expressu", udział zagranicznych podmiotów w polskich mediach będzie wynosił maksymalnie 15 proc. Początkowo rząd zakładał, że wystarczy 25 proc. udziału, by ograniczyć wpływ obcego kapitału w prasie, radiu i telewizji. Jarosław Kaczyński zamierza jednak "przykręcić śrubę" prywatnym mediom. Do procentowego udziału dojdzie jeszcze zakaz posiadania jednocześnie telewizji i prasy lub radia i telewizji. Jeśli w rozwiązaniach krzyżowych ujęte zostaną portale, w największych kłopotach będzie Onet.
Projekt PiS uderzy również w TVN - amerykańska firma Scripps posiada 53 proc. udziału w największej telewizyjnej stacji komercyjnej w Polsce. Teraz Scripps zostanie przejęty przez Discovery Communications, a transakcja warta jest ok. 14 mld dolarów. Dekoncentracja dotknie również grupę Polska Press, która wchodzi w skład niemieckiego koncernu Verlagsgruppe Passau. Polska Press wydaje m.in. największe dzienniki regionalne.
- Powiedzmy szczerze: cały plan dekoncentracji, wywołujących taki entuzjazm pisowców, to po prostu plan uderzenia w krytyczne wobec PiS media - uważa publicysta "Do Rzeczy", Łukasz Warzecha. - Wolę nie myśleć, co się stanie kiedyś po zmianie władzy i w czyje ręce trafia przejęte przez spółki skarbu państwa media - tłumaczył na Twitterze.
Na tym jednak nie koniec. Obóz rządzący na poważnie zastanawia się nad karaniem mediów za powielanie tzw. fake newsów, czyli niesprawdzonych plotek i manipulacji. Stosowny projekt ustawy przygotowuje poseł PiS, Dominik Tarczyński. Generalnie kara pieniężna dotykałaby media, które będą wprowadzać w błąd podczas kampanii wyborczej. Nie wiadomo jednak, kto będzie oceniał, czy do pomyłki w artykule lub materiale telewizyjnym doszło nieświadomie czy z premedytacją. Sam Tarczyński, co podnoszą krytycy pomysłu karania za fake newsy, posługiwał się zmanipulowanymi wpisami na Twitterze. Jak tłumaczył poseł, problem jest wtedy, gdy: "ktoś to robi w kampanii wyborczej, jest naczelnym dużego medium i brnie w kłamstwie".
Źródło: wirtualnemedia.pl
Komentarze
Pokaż komentarze (224)