Niewywiązywanie się z umów, zawieranych z dużymi firmami, gigantyczny czynsz za warszawską willę i ogromne nagrody dla Mieczysława Wachowskiego. Nad Instytutem Lecha Wałęsy i jej szefem, Jerzym Stępniem, zbierają się ciemne chmury.
Były współpracownik prezydenta Lecha Wałęsy otrzymał ok. 220 tys. złotych od Instytutu Wałęsy, a pieniądze pochodziły z grantów instytucji. W dodatku Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł, że fundacja ma zapłacić aż 760 tys. złotych spółce Energa za nie wykonanie usług marketingowych, do czego się zobowiązała.
Nie tylko Energa domaga się zwrotu pieniędzy, zainwestowanych w Instytut Wałęsy. Według medialnych doniesień, spółki skarbu państwa żądają blisko 2 milionów złotych z tytułu niewywiązywania się z umów na realizację projektów.
Kilka dni temu Jerzy Stępień, były prezes TK a obecnie szef Instytutu Lecha Wałęsy, twierdził, że zaniedbania i zadłużenie to wina poprzednika, Mieczysława Wachowskiego. - Zaciągano pewne zobowiązania, ale następnie ich nie wykonywano, a środki otrzymane na wykonywanie tych zobowiązań przeszły, poszły na jakieś inne cele - tłumaczył. Według informacji Radia Zet, to jednak sam Stępień miał zdecydować o wypłacie premii dla Wachowskiego w dodatku za "wybitne zasługi dla Instytutu".
Były prezes Trybunału Konstytucyjnego tłumaczy również, że Energa nie ma roszczeń wobec obecnego Instytutu Wałęsy, a Fundacji Lecha Wałęsy, przekształconej przez Wachowskiego w Fundację Światowe Centrum Pokoju. - To były zawsze oddzielne podmioty, ale miały te same władze - stwierdził.
Źródło: PAP, Radio Zet
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka