Ewa Kopacz twierdzi, że nie widziała w Moskwie scen bezczeszczenia zwłok ofiar. Była premier i minister zdrowia nie widzi nic gorszącego w tym, że ofiary katastrofy smoleńskiej mogły być pochowane w jednej mogile.
Ciała były w workach
Kopacz wystąpiła w programie "Kropka nad i". Powiedziała, że dziwi ją dlaczego zastępca prokuratora generalnego Marek Pasionek teraz ujawnia wstrząsające informacje, skoro sam był w Moskwie po katastrofie smoleńskiej. - Niezależnie od tego, jak byłam wstrząśnięta tym, co mówił pan prokurator, to równie mocno albo jeszcze mocniej byłam wstrząśnięta tym, co tam widziałam, bo w tej Moskwie byłam i w przeciwieństwie do innych, którzy nie chcieli tego oglądać, ja to widziałam i byłam wstrząśnięta - powiedziała.
Przyznała, że "jest karygodne" umieszczanie np. trzech dłoni w jednej trumnie. Tłumaczyła, że nie towarzyszyła układaniu szczątek w trumnach ani nie widziała scen bezczeszczenia zwłok ofiar. - Jeśli ktokolwiek takie sceny widział nie zgłaszał tego do mnie. Ja widziałam pracę polskich lekarzy (...) worki oczywiście, że widziałam, bo w tych workach wkładano te ciała do trumien - mówiła.
Na uwagę, że z trybuny sejmowej dziękowała Rosjanom za traktowanie z szacunkiem zwłok ofiar, a rodziny teraz widzą w trumnach worki foliowe odpowiedziała: - Pamiętajmy, że ciało podlega rozkładowi. Niekiedy te przesiąkające części i kawałki muszą znaleźć się w czymś, co nie przesiąka. Nie ja decydowałam o worku, o jego kolorze, o wkładaniu do trumny.
Dopytywana, kto z polskiej delegacji był przy trumnach, kiedy je zamykano i wkładano szczątki odpowiedziała, że była tam komisja składająca się z przedstawicieli strony polskiej i rosyjskiej.
- Nie widziałam żadnego aktu takiego, który zwróciłby moją uwagę, ja naprawdę jestem bardzo wyczulona na tego typu historie, gdyby były jakiekolwiek gesty nieposzanowania zwłok tam na miejscu, to nie tylko ja, tam były dziesiątki pracowników konsulatu, ktoś zwróciłby na to uwagę - powiedziała.
Identyfikacja ciał trwałaby bardzo długo
Kopacz zaznaczyła, jeśli tylko chciały, rodziny ofiar mogły być obecne przy plombowaniu trumien. - Ja przypominam sobie taki przypadek, kiedy jedna z żon stała dość długo, ok. 40 min, powiedziała, że życzy sobie, żeby były zamknięte drzwi i nikt jej w tym nie przeszkadzał - mówiła była minister.
Zapytana, czy przypasowanie szczątków do danych osób było możliwe w tak krótkim czasie odpowiedziała, że w tej sytuacji były dwa wyjścia: albo zabrać ciało jak najszybciej z Moskwy do Polski albo poczekać na pełną identyfikację. - Rodziny, które pojechały do Moskwy to były te rodziny, które jak najszybciej chciały zabrać swoich najbliższych i przywieźć tu do ojczystego kraju - stwierdziła.
- Nie wszystkie ciała były do rozpoznania, one były po prostu bardzo uszkodzone (...) można było te 400 kawałków identyfikować genetycznie, poukładać w trumnach zgodnie z kodem genetycznym części przypisane do tej osoby, tylko trwałoby to tyle, ile by to trwało - dodała.
W Polsce otwarto jedną trumnę
Kopacz pytana o to, dlaczego nie otwierano trumien po ich powrocie do Polski stwierdziła, że o tym, czy trumny były otwierane decydowała prokuratora.
- Wiemy, że jedna trumna została otwarta i tę trumnę, która nie przyleciała z Moskwy, ś.p. pana prezydenta Kaczyńskiego, zabrano nie z Moskwy, zabrano ze Smoleńska (...) pytam, jak to się mogło stać, skoro jedna trumna została otwarta, a prokurator osobiście powiedział, że w tej trumnie również były inne części ciała dwóch innych osób - mówiła.
- My cały czas mówimy o tych drastycznych obrazach i wiem, że to jest tragiczne, szczególnie dla tych rodzin, które również muszą tego słuchać i mojego wystąpienia dzisiaj muszą słuchać, mówimy o tym, a nie mówimy o rzeczy najważniejszej: przecież nie byłoby tych ciał, gdyby nie było katastrofy, ktoś musiał zdecydować, że lądują w tak ekstremalnych warunkach - podkreśliła b. premier.
Modlitwa przy jednej mogile
- Ja dzisiaj mogę oczywiście tylko powiedzieć: straszna rzecz się stała, bo nie mogło się to stać, nie powinno się to stać, żeby te kawałki znalazły się w tych trumnach, żeby były wymieszane na tyle, żeby dzisiaj rodziny od nowa to przeżywały, tylko nie bez powodu w wielu krajach na świecie, gdzie są właśnie katastrofy lotnicze chowa się tych ludzi do jednej wspólnej mogiły - dodała.
Na uwagę, że rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej są oburzone pomysłem pochowania ich bliskich w jednej zbiorowej mogile odpowiedziała, że ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem "lecieli w jednym samolocie i w tym jednym samolocie zginęli".
- Czy to jest ujmą modlić się również za kogoś, kto leciał w tym samolocie, nawet jeśli to była osoba nieznana? Czy to w naszej tradycji, tej katolickiej, chrześcijańskiej jest ujmą modlić się za kogoś, kto zginął w jednej katastrofie? Dla mnie nie byłoby to ujmą modlić się przy jednej mogile - powiedziała Kopacz.
Świadek widział ogień
Z kolei TV Republika wyemitowała nagrania rozmowy z osobą, która miała widzieć katastrofę samolotu Tu154M w Smoleńsku. Z zaprezentowanej relacji wynika, że świadek widział lecący samolot, na którego boku był ogień. Według stacji potwierdza to, że doszło do zamachu.
"Szedłem rano w stronę lotniska. Początkowo były bardzo gęsta mgła, ale zaczęła się przerzedzać i wtedy usłyszałem lecący samolot. Chwilę później go zobaczyłem; leciał i płonął, na jego boku był ogień. A później usłyszałem huk i zapanowała cisza" - mówi Rosjanin, którego nagrała telewizja.
Według stacji miał on rano 10 kwietnia 2010 r. iść do swojej posesji. Rozmowę z nim dziennikarze stacji i Gazety Polskiej przeprowadzili przed kilkoma dniami w Smoleńsku.
źródło PAP
ja
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka