Prezes PiS jest wyraźnie zdumiony wypowiedzią Anny Streżyńskiej, która przyznała, że "fundamentalnie" nie zgadza się z niektórymi poglądami ministrów rządu Beaty Szydło. Nie ma jednak potrzeby rekonstrukcji gabinetu, bo byłoby to działanie pod dyktando mediów i opozycji - uważa Jarosław Kaczyński.
Streżyńska? Siedzi okrakiem na barykadzie
Jak lider obozu władzy ocenia poglądy, głoszone publicznie przez minister cyfryzacji, Annę Streżyńską? - To jest minister koalicyjny i tylko w tych ramach mogę to traktować jako coś, co nie prowadzi do ostrych decyzji ze strony pani premier. No ale koalicja to koalicja, tyle w tej sprawie mogę powiedzieć. Słyszałem, że pani Streżyńska chciałaby kandydować na prezydenta Warszawy. Czy siedząc okrakiem na barykadzie odniesie sukces - nie jestem pewien - powiedział w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl.
Streżyńska w programie Radia Zet podkreśliła, że rząd zbyt bardzo skupił się na realizacji obietnic socjalnych. - Nie możemy jako rząd dawać sygnału, że najważniejsze jest zrealizowanie obietnic wyborczych, a mniej ważne prowadzenie racjonalnej gospodarki finansowej - podkreśliła. Minister cyfryzacji dodała też, że nie z każdym ministrem się zgadza i jest fachowcem "do wynajęcia", który może współpracować z każdym ugrupowaniem. Streżyńską skrytykowali po wywiadzie w radiu m.in. Beata Mazurek, Marek Błaszczak i Beata Szydło.
PiS traci poparcie
W najnowszym sondażu Millward Brown dla TVN, PiS po raz pierwszy od czasu objęcia władzy przegrywa z PO o 2 punkty procentowe, utrzymując wynik na poziomie 29 proc. Kaczyński nie lekceważy sygnałów, świadczących o spadku poparcia dla partii rządzącej. - Zawsze takie rzeczy trzeba brać pod uwagę, ale też trzeba widzieć tendencje. Trzeba do tego podchodzić spokojnie. Wydaje się, że rzeczywiście nastąpił pewien dołek poparcia po sprawie wyboru Donalda Tuska, ale potem szybko nastąpiło odbicie. (...) Część tak zwanych sondaży to niestety operacje niewiele mające z sondażami wspólnego. Ale oczywiście żadnego sygnału nie lekceważymy - zaznaczył.
Kaczyński określił fetę na cześć Donalda Tuska z okazji przyjazdu do Polski jako kompromitację. - To wyglądało jak prapoczątek kampanii prezydenckiej. Tak wyglądało. Ale czy to faktycznie kampania czy tylko chęć uniknięcia kompromitacji jaką jest ewentualne uwikłanie w sprawę jakiej dotyczyło przesłuchanie - nie umiem powiedzieć - mówił.
Źródło: wpolityce.pl
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka