Warszawski Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok 1.5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata dla byłego wiceszefa BOR, Pawła Bielawnego. To pierwsza osoba, skazana za zaniedbania w Smoleńsku, gdzie doszło do katastrofy Tu-154 M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie.
Kłopoty zastępcy Mariana Janickiego w BOR rozpoczęły się w 2012 roku. Wtedy prokuratorzy oskarżyli go o niedopełnienie obowiązków w organizacji pracy funkcjonariuszy 7 kwietnia, gdy do Katynia udał się z wizytą Donald Tusk, jak i 10 kwietnia 2010 roku. Postępowanie Pawła Bielawnego "skutkowało znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób, czym działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów" - napisali w akcie oskarżenia śledczy.
Nieprzygotowanie wizyt, fałszowanie dokumentacji
Drugi zarzut, ciążący na wiceszefie BOR, dotyczył fałszowania dokumentacji - fotograf, który współpracował z biurem miał polecieć do Smoleńska. Za to groziło mu nawet do 5 lat więzienia na mocy art. 270 kodeksu karnego. Mówi on: "kto w celu użycia za autentyczny podrabia lub przerabia dokument, lub używa takiego dokumentu jako autentycznego, podlega karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat".
Bielawny od początku procesu nie przyznawał się winy. Wreszcie w czerwcu 2016 roku zapadł pierwszy wyrok: 1.5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Obrona Bielawnego wniosła apelację, a z decyzji sędziów zadowolenia nie ukrywał Jarosław Kaczyński. - Mam nadzieję, że będzie więcej wyroków w tej sprawie - mówił.
Sąd Apelacyjny uznał, że argumenty Bielawnego są nieprzekonujące. Strona byłego wiceszefa BOR podnosiła, że w toku procesu odbierano wiarygodność świadkom z biura, a zastępca Janickiego nie powinien ponosić odpowiedzialności karnej i nie fałszował dokumentacji. - Sąd Apelacyjny uznał, że sąd I instancji bardzo wnikliwe przeprowadził postępowanie dowodowe w sprawie, zaś zgromadzone w jego toku dowody poddał prawidłowej ocenie (...) i na ich podstawie poczynił trafne ustalenia faktyczne, zaś na ich podstawie dokonał prawidłowej oceny prawnej zachowań oskarżonego - czytamy w uzasadnieniu Sądu Apelacyjnego. W pierwszej instancji sąd nie brał pod uwagę subiektywnych odczuć funkcjonariuszy, wezwanych jako świadków przez stronę Bielawnego.
Ponadto, zarówno Sąd Okręgowy jak i Apelacyjny jednoznacznie potwierdziły, że okolicznością łagodzącą nie jest miejsce katastrofy poza granicami Polski, bo miejsce urzędowania wiceszefa BOR znajduje się w Warszawie i to właśnie tam zabezpieczał wizyty Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Nie wiadomo, czy mecenas Bielawnego wniesie kasację od wyroku. Jest to rzadki przypadek, gdy zapada wyrok w zawieszeniu. Kasacja może być w takich sytuacjach złożona, jeśli wystąpiły błędy po stronie sądu - proceduralne lub w składzie sędziowskim - albo m.in. orzeczenie kary nie mieści się w ramach ustawy.
Awans Janickiego
Przed tym samym sądem, który w ubiegłym roku skazał Bielawnego, toczy się proces Tomasza Arabskiego i czterech innych urzędników Kancelarii Premiera Donalda Tuska. Grozi im do 3 lat więzienia, jeśli sędziowie dowiodą zaniedbań przy organizacji lotu najważniejszych osób w państwie 10 kwietnia 2010 r.
Konsekwencji w przeciwieństwie do Bielawnego nie poniósł szef biura, Marian Janicki. Po katastrofie smoleńskiej, prezydent Bronisław Komorowski awansował go na stopień generała. Janicki ostro atakował prokuratorów w procesie wiceszefa BOR - twierdził, że zarzuty są "aktem skrajnie złej woli", a akt oskarżenia materiałem "tendencyjnym i kłamliwym".
Źródło: PAP
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka