Radosław Sikorski zeznawał we wtorek w sądzie w procesie Tomasza Arabskiego, dotyczącym organizacji wizyt państwowych w Katyniu. Były szef MSZ oświadczył, że nic nie wie o rozdzieleniu wizyt, a podróż delegacji Lecha Kaczyńskiego była zwykłą pielgrzymką.
W warszawskim Sądzie Okręgowym toczy się proces z oskarżenia prywatnego części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Na ławie oskarżonych zasiada pięciu byłych urzędników z Kancelarii Premiera - w tym współpracownik Donalda Tuska, Tomasz Arabski, który odpowiadał za przygotowanie lotów VIP do Katynia. Radosław Sikorski był świadkiem ministra w rządzie PO.
Nie było rozdzielenia wizyt Tuska i Kaczyńskiego
- Nic mi nie wiadomo o jakimkolwiek rozdzielaniu wizyt - powiedział na rozprawie szef dyplomacji, gdy doszło do katastrofy w Smoleńsku. - Zajmowałem się polską polityką zagraniczną. Wizyta w Katyniu to nie było coś nowego. To była jedna z wielu takich wizyt i byłem przekonany, że MSZ poradzi sobie z nią tak, jak w przeszłości - tłumaczył przed sądem. Pełnomocnik rodzin ofiar tragedii smoleńskiej, mecenas Stefan Hambura, zapytał byłego polityka PO, czy uzgadniał organizację wizyty polskiej delegacji w Katyniu ze swoim zastępcą, Andrzejem Kremerem. Wiceminister spraw zagranicznych zginął na pokładzie Tupolewa. - Nie było potrzeby rozmowy o kwestiach organizacyjnych - zeznał Sikorski.
Według wiedzy świadka, sprawy organizacyjne ws. wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu załatwiano "pięć stopni poniżej poziomu ministra", a MSZ nie przygotowywało wyjazdu. Do Sikorskiego dochodziły głosy, że prezydent Polski ma zamiar wygłosić w miejscu kaźni polskich oficerów "ważne, pojednawcze przemówienie".
O katastrofie smoleńskiej były szef polskiej dyplomacji dowiedział się w swoim domu na wsi. - Nagrania moich rozmów są w domenie publicznej i pokazują dramatyzm tamtych chwil. Uważałem że moim obowiązkiem było poinformowanie o katastrofie najwyższych władz państwowych, premiera, ministra obrony. Z własnej inicjatywy poinformowałem także pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego - wspominał przed sądem.
Podróż prezydenta do Katynia? To pielgrzymka
Dopytywany o charakter wizyty polskiej delegacji w Katyniu, Sikorski odparł: - Zręczniejszym określeniem dla tej wizyty jest "pielgrzymka". Zeznał też, że 10 kwietnia 2010 r. nie było ani państwowej podróży, ani oficjalnej. Dlaczego? Według Sikorskiego, protokół dyplomatyczny w takich sytuacjach mówi, że przywódca rozmawia z najważniejszymi przedstawicielami państwa, do którego się udał. - Wizyty państwowe planuje się ze znacznie większym wyprzedzeniem. Tu czas był oczywiście krótszy - zaznaczył.
Radosław Sikorski mówił, jak dużym ciosem była dla niego katastrofa smoleńska. Podkreślił, że znał prywatnie 80 proc. pasażerów Tupolewa, a niektórych uważał za przyjaciół. Sam otrzymał zaproszenie na pokład samolotu. Były szef MSZ wspomniał w sądzie o celach polityki zagranicznej rządu Tuska: - W tamtych latach polityką Polski była europeizacja Rosji. Kolejnym krokiem powinna być ważna wizyta głowy państwa polskiego, prezydenta Polski w Rosji - powiedział.
Źródło: PAP
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka