Martin Schulz wystartuje w jesiennych wyborach do Bundestagu, by - jak sam twierdzi - zatrzymać pochód nacjonalistów do władzy. Kandydat SPD na kanclerza ubolewa nad brakiem solidarności ze strony krajów Europy Środkowo-Wschodniej ws. kryzysu migracyjnego.
Niemiecki polityk nie może się pogodzić z tym, że część krajów - takich jak Węgry czy Polska, choć wprost mówi tylko o pierwszym - korzysta z unijnych dotacji, dopłat dla rolników, domaga się twardej postawy wobec Rosji Władimira Putina, a później odmawia przyjęcia uchodźców. - Tak nie można, solidarność nie jest jednokierunkową uliczką - mówił na spotkaniu wyborczym w bawarskim Vilshofen, zbierając burzę oklasków od publiczności.
Nacjonalista to nie patriota
Według Martina Schulza, kryzys migracyjny jest najpoważniejszym wyzwaniem dla Unii Europejskiej od lat. Kandydat na kanclerza wyraził dumę z faktu, że jego kraj przyjął w latach 2015-2016 ponad milion imigrantów. - To był akt solidarności. Nie może być jednak tak, że tylko kilka krajów uczestniczy w walce z kryzysem - podkreślił. "Solidarność europejską" próbuje skutecznie podważyć Viktor Orban - uważa kandydat SPD na kanclerza. - Znajdujemy się w sytuacji, gdy rozpada się solidarność i kwestionowane są fundamentalne zasady europejskie - ocenił politykę węgierskiego premiera.
- Mówimy zdecydowanie "nie" nacjonalistom, którzy chcą zniszczyć Europę" - mówił Schulz do wyborców. - My, starsze pokolenie, nie możemy pozwolić na to, by ktokolwiek ukradł przyszłym pokoleniom tę Europę. Moje pokolenie jako pierwsze może powiedzieć, że od kołyski aż po grób nie przeżyło wojny. Chcę, aby tak pozostało, dla moich dzieci i wnuków - zaznaczył. Martin Schulz uważa, że ktoś, kto stawia swój kraj i państwo na pierwszym miejscu, kosztem innych, nie jest patriotą, a nacjonalistą.
- SPD chce stać się najsilniejszą siłą polityczną w Niemczech. Startuję w wyborach, żeby zdobyć fotel kanclerza - zapewnił. I nie są to gołosłowne deklaracje - odkąd SPD postawiło właśnie na byłego szefa Parlamentu Europejskiego, dogoniło w sondażach CDU, a w niektórych badaniach minimalnie prowadzi.
PiS woli pomagać w Syrii
Polski rząd stawia na pomoc humanitarną w Syrii, a nie, jak Schulz, na przyjmowanie uchodźców. Beata Szydło zdecydowała się przeznaczyć ponad 1.5 miliona złotych na szpitale w Aleppo i w Damaszku. - Podjęłam decyzję o tym, żeby przeznaczyć 1,5 mln zł; dzisiaj podpisałam takie zarządzenie - z rezerwy - które przeznaczamy na pomoc humanitarną, na odbudowę i wsparcie szpitali, w których będą mogły być leczone ofiary wojny w Syrii - poinformowała szefowa rządu. - Przystępujemy do bardzo ważnej, niezwykle potrzebnej inicjatywy Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Polski rząd włącza się w tę inicjatywę i to działanie stowarzyszenia na pomoc dla ofiar konfliktu syryjskiego - dodała Beata Szydło.
Mariusz Błaszczak uważa, że relokacja uchodźców nie ma sensu, a najbardziej potrzebna jest pomoc na miejscu konfliktu. - Przekonywałem partnerów z innych państw Unii Europejskiej, że relokacja nie jest wyrazem solidarności. Musimy kierować naszą pomoc bezpośrednio do tych, którzy tej pomocy oczekują - stwierdził. Metody podziału emigrantów tylko wyzwalają nowe fale napływających do Europy, powodując kryzysy w Europie, i wcale nie uzdrawiając sytuacji na Bliskim Wschodzie. Jedno dziecko wyleczone w Europie: za tą sumę pieniędzy możemy wyleczyć dziesięcioro dzieci w Syrii - podkreślił szef MSWiA.
Zdaniem Błaszczaka, wielu migrantów wykorzystało wojnę na Bliskim Wschodzie jako okazję do ucieczki i poprawy sytuacji materialnej. - Dlatego płynęli do Europy. Trudno mieć do nich o to pretensje, ale to pokazuje, do jakiego kryzysu dochodzi wtedy, kiedy nadużywana jest dobra wola ze strony przywódców państw europejskich, a może nieroztropność. Kiedy mówią oni o otwieraniu granic, to musi się to skończyć katastrofą - nawiązał wyraźnie do poglądów niemieckich polityków.
Źródło: PAP
GW
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka