Niemiecki dziennikarz śledczy Jürgen Roth, autor książek o zamachu w Smoleńsku, nie wyklucza, że wersja opisana w raporcie BND jest fałszerstwem i dezinformacją.
Roth zasłynął w Polsce już dzięki swojej pierwszej książce o Smoleńsku, w której opowiadał się za wysoce prawdopodobnym zamachem w Smoleńsku. Powoływał się przy tym na tajne notatki niemieckiego wywiadu BND. Pod koniec października "Gazeta Polska" propagowała tezy z drugiej książki Jürgena Rotha o katastrofie tupolewa pod Smoleńskiem "Tajne akta. Smoleńsk". Według nich zlecenie zorganizowania zamachu na prezydencką delegację, lecącą na obchody katyńskie, miał wydać polski polityk T., posługując się w tym celu jednostką FSB z ukraińskiej Połtawy, zadaniowaną z Moskwy przez generała Jurija D.
Jürgen Roth: spisek, zamach, dezinformacja
Teraz w wywiadzie dla weekendowego wydania "Gazety Polskiej" Jürgen Roth wyjawia swoje wątpliwości co do tego, czy scenariusz zapisany w raporcie niemieckiego wywiadu (BND) jest odzwierciedleniem faktów, czy fałszerstwem i celową historią dezinformacyjną. "Wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce" - asekuruje się Roth, natomiast ręczy za istnienie samego raportu BND. Jako dziennikarz śledczy Roth zdaje sobie sprawę, że mógł zostać wykorzystany przez dysponentów akt wywiadowczych i polityków, gdy zaznacza: "Politycy traktują instrumentalnie dziennikarzy. Mogę zdradzić, że było polityczne zainteresowanie, żebym otrzymał raport funkcjonariusza BND na temat Smoleńska. Nic się nie dzieje przypadkiem".
O nowych wątpliwościach Jürgena Rotha napisał tygodnik "Do Rzeczy" i dziennik "Fakt".
Źródło: GPC, Do Rzeczy
RZ
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Polityka