- W sprawie, w której zostałem zatrzymany, jestem niewinny i nie mam nic do ukrycia - mówi biznesmen Marek Falenta w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Przedsiębiorca opowiada o zatrzymaniu i przesłuchaniu przez ABW w związku z aferą podsłuchową. Twierdzi, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
- Kluczem do sprawy jest polityka. Chciałem sprzedawać w Polsce tani rosyjski węgiel, co zabierało pieniądze baronom węglowym, a nie polskim kopalniom (...) Ok. tygodnia przed moim zatrzymaniem na imprezie, zresztą u Sowy, gdzie było ok. 50 osób, wiceminister skarbu Rafał Baniak podchodził do mnie trzy razy i zadawał pytanie, za ile sprzedam spółkę SkładyWęgla.pl skarbowi państwa. Nie pytał, czy sprzedam, ale za ile. Powiedziałem, że możemy o tym rozmawiać za dwa-trzy lata, ale teraz jest na to za wcześnie. Odszedł obrażony, jeszcze tylko rzucił pytanie, czy może w takim razie nie chcę kupić Kompanii Węglowej za symboliczną złotówkę, ale to odebrałem już jako żart.
- Oczywiście, niczego nie nagrywałem, więc ma pan tylko moje słowo. Pewnym dowodem może być SMS, który po zatrzymaniu władz spółki SkładyWęgla.pl przesłałem min. Baniakowi. Napisałem w nim mniej więcej tak: "Wygraliście, możecie teraz przejąć Składy Węgla, ale macie czas do końca miesiąca, bo jak tak dalej pójdzie, to firmę przejmą Rosjanie za długi, które mamy wobec nich z tytułu dostaw, które zamówiliśmy na kredyt". Ten SMS musi być w moim telefonie złożonym teraz w prokuraturze, bo zajęła go ABW.
Falenta uważa, że jego zatrzymanie wiąże się z odmową sprzedaży państwu udziałów w Składach Węgla. Powiedzał, że wystąpienie premiera było dla niego szokiem, a Donald Tusk musiał zostać przez kogoś wprowadzony w błąd, że oskarżono go o próbę obalenia rządu.
Przedsiębiorca twierdzi, że nie zna zeznań obciążających go. Uważa, że został zatrzymany, ponieważ znał managera restauracji "Sowa&Przyjaciele" Łukasza N. oraz redaktora Piotra Nisztora, który opublikował nagrania, więc "pasował do jakiejś układanki".
źródło gazeta.pl
Inne tematy w dziale Polityka