To już chyba oczywiste, że rząd Donalda Tuska wygaszając opozycję wygasza też polską demokrację. Nic innego z tego co się tutaj dzieje wyjść po prostu nie może.
Panuje takie przekonanie, że Donald Tusk robi wiele rzeczy tylko po to, żeby zadowolić swój betonowy elektorat spod znaku tzw. Silnych Razem. Powiadają, że to pod ich potrzeby i pragnienia władza organizuje regularne polowania z nagonką na PiSowców - radykałowie mają się z nich cieszyć i wielbić wodza dalej. Coraz częściej wydaje mi się jednak, że takie tłumaczenie jest zbyt łaskawe dla lidera uśmiechniętej Polski. I że prawda jest dużo bardziej dołująca.
A brzmi tak: Donald Tusk naprawdę zmierza do kompletnego zniszczenia demokratyczne opozycji, a więc i dokumentnego rozmontowania w Polsce systemu demokratycznego. A czyni to dlatego, że sam jest antydemokratycznym Silnym Razem. Podobnie z resztą jak jego najbliżsi współpracownicy Adam Bodnar, Roman Giertych czy Bartłomiej Sienkiewicz.
Nieprzekreczalne czerwone linie
Powiedzmy sobie szczerze. Większość Polek i Polaków straciła już rachubę, ile granic uznawanych przez grudniem 2023 roku za nieprzekraczalne obecny rząd bez mrugnięcia okiem już przekroczył. Czy jeszcze dwa albo trzy lata temu mogłoby się zmieścić komuś w głowie, że można przejąć media publiczne objeżdżając istniejące prawo metodą "na likwidatora”?
Albo, że w wolnej Polsce immunitety demokratycznie wybranych posłów opozycji (i tylko opozycji ma się rozumieć!) będą wygaszane w sposób wręcz taśmowy. Czy pomyślelibyście wtedy, że jest możliwy wjazd policji do Pałacu Prezydenckiego (w którym siedzi oczywiście opozycyjny polityk) albo że policja może wsadzić do aresztu posła odpowiedzialnego (mówię o Dariuszu Mateckim) ze prowadzenie kluczowej kampanii wyborczej kandydata opozycji?
A uwierzylibyście w to, że minister finansów może tygodniami (miesiącami już w zasadzie) ignorować decyzję konstytucyjnych organów i wstrzymywać wypłatę publicznych środków dla największej partii opozycyjnej. I to też w samym środku kampanii wyborczej. Albo gdybym wam trzy lata temu powiedział, że po kilkugodzinnym przesłuchaniu w prokuraturze (i to przesłuchaniu prowadzonym przy użyciu środków urągającym prawom człowieka) dojdzie do nagłej śmierci najbliższej współpracowniczki lidera demokratycznej opozycji?
Czy potrafilibyście w to wszystko uwierzyć w roku - powiedzmy 2020, 2021 albo 22? Ja nie potrafiłbym. Uznałbym, że to jakiś scenariusz kiepskiego filmu o tym jak umiera demokracja. I że na pewno jest to opowieść o Rosji między Jelcynem a Putinem albo o Białorusi wczesnego Łukaszenki. Ale na pewno nie o Polsce!
A jednak to się właśnie dzieje. A dzieje się w takim natężeniu, że normalny człowiek traci już w tym wszystkim rachubę. Ludzie odwracają wzrok, bo nie chcą widzieć. I ja się im nie dziwie. Normalny człowiek nie chce łamać sobie głowy rzeczami, na które nie ma wpływu. Oszczędza sobie w ten sposób frustracji. Tak to działa.
Ciągłe rozliczenia
Ci, co życie publiczne jednak - mimo wszystko - obserwują, też przyjmują różne hipotezy ratunkowe. To znaczy takie, które mają pokazać sobie i światu, że jednak nie jest tak źle. Jedna z nich głosi właśnie, że trwająca od wielu miesięcy erozja demokracji jest tylko politycznym teatrem. Wiadomo, Tusk gada o rozliczaniu PiS, bo obiecał to swojej twardej bazie. Musi im więc co jakiś czas rzucić jakieś żarełko. Nie udało się z Kaczyńskim czy Ziobrą to na razie starczyć musi Matecki albo Romanowski. Ale w gruncie rzeczy nikomu tu żadna krzywda się nie dzieje.
Takie tłumaczenie zakłada jednak, że faktyczna polityczna agenda Tuska to TAK NAPRAWDĘ coś innego niż samo zniszczenie opozycji. To jest tylko osłona, za którą kryją się cele prawdziwe. Tusk rozliczający to przykrywka dająca pole manewru Tuskowi naprawiającemu Polskę na innych polach: gospodarczym, instytucjonalnym, strategicznym etc.
Tylko czy my naprawdę mamy powody, by tak uważać? Coraz częściej wydaje mi się, że jednak nie mamy. Po pierwsze dlatego, że po półtora roku nie bardzo widać by rządy Tuska podporządkowane były realizacji jakiegoś większego planu - albo przynajmniej planów składających się w całość. Mamy raczej PRowe zrywy (no to teraz „deregulacja” albo zaczynamy „rok przełomu”) albo reakcję na wydarzenia (powódź, sprawy międzynarodowe). Co do meritum (zwłaszcza społecznym albo gospodarczym): kontynuowane są projekty PiS - 800+ czy zbrojenia. Tusk raczej panuje, a nie rządzi.
Po drugie, Tusk i jego ekipa w sposób dość bezwstydny wykorzystują udzielone sobie przyzwolenie na „rozliczanie poprzedników” do bezprecedensowego w skali całej III RP operacji faktycznego niszczenia opozycji. Blokada pieniędzy, nękanie przy pomocy aparatu represji a bywa, że i naga siła (aresztowania).
To wszystko wpływa na zdolność polskiej opozycji do wypełniania jej systemowej misji. W Polsce Tuska PiS niszczony jest w sposób, który sprawia, że w zasadzie mamy dziś opozycję stale wygaszaną. W stanie - by tak - rzec likwidacji. W oczywisty sposób uderza to w podstawowe prawa polityczne do 10 milionów wyborców. Ale ponieważ tuskowcy cieszą się przyzwoleniem ze strony Brukseli to nikt - poza samą opozycją - nie robi z tego wielkiego larum.
Operacja: wygasić opozycję
Obie te okoliczności każą postawić pytanie - czy aby nie jest tak, że Donald Tusk przy okazji nie realizuje operację wygaszania polskiej demokracji. Czy czyni to planowo oraz na zimno czy raczej przypadkiem? Nie ma to większego znaczenia. Ważne, że cały proces w sposób oczywisty go wzmacnia czyniąc jego władzę stabilna i silną. Może nawet bezalternatywną. Tusk nie robi tego, by kogokolwiek zadowolić. On robi to, bo widzi, że to mu wychodzi. Więc się na tym koncentruje. I z obranej drogi nie zejdzie.
Bo czemu miałby zejść? Skoro już nią kroczy to znaczy, że żadnym demokratą nie jest. Gdyby był to by przecież nią nie kroczył. Logiczne. Na dodatek każda kolejna przekroczona granica, której nie towarzyszą żadne negatywne dla Tuska konsekwencje tylko utwierdzają go w przekonaniu, że hulaj dusza, piekła nie ma!
Nie ma też żadnych w zasadzie szans, by pojawił się w jego otoczeniu ktoś kto by go z tej dróg zawrócił. Otaczają go bezwolni potakiwacze, którzy - zważywszy na dotychczasowy dorobek - też demokratami nie są. Bodnar, Kierwiński, Domański, wcześniej Sienkiewicz. Albo wręcz otwarci antydemokratyczni radykałowie jak Giertych.
W jakim kierunku to wszystko zmierza - jest chyba coraz bardziej oczywiste.
Fot. Donald Tusk, premier/KPRM
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka