Rafał Trzaskowski nie przyjedzie do Wrocławia do końca marca, choć niebawem Dolny Śląsk odwiedzi już drugi raz. Dlaczego? To oczywiste: we Wrocławiu mógłby stracić więcej, niż zyskać. Wszak w stolicy regionu afera goni aferę, a w tle są politycy związani z Platformą Obywatelską. Renata Granowska, szefowa PO we Wrocławiu, ma zostać wyrzucona z partii. Władze regionu chcą ją wykluczyć za nieetyczne zachowania, kumoterstwo i konflikt interesów. Takie są oficjalne powody, jednak słyszymy również, że PO boi się, że klika Sutryka zatopi szanse Trzaskowskiego we Wrocławiu i dlatego zaczynają ją demontować - pisze Marcin Torz.
Potwierdziła się teza, którą stawiamy od pół roku: o pogłębiającym się kryzysie i konflikcie wewnątrz Platformy Obywatelskiej. W sobotę zarząd regionu PO jednogłośnie przyjął uchwałę o skierowaniu do sądu koleżeńskiego wniosku o wykluczenie szefowej wrocławskich struktur z partii. Realną osią sporu jest ocena Jacka Sutryka, obciążonego zarzutami dotyczącymi korupcji i oszustwa oraz rozpędzona inicjatywa referendalna w sprawie jego odwołania.
Jak PO dołączyło do kliki Sutryka?
Zaczęło się od trzęsienia ziemi. Renata Granowska to szefowa PO we Wrocławiu a jednocześnie pierwsza wiceprezydent Wrocławia. Jak można usłyszeć, funkcję zdobyła dzięki „podwójnej zdradzie”. Najpierw była częścią spisku przeciwko Michałowi Jarosowi, szefowi struktur dolnośląskich, który skutkował jego kompromitacją, gdy chciał zostać marszałkiem województwa. W efekcie władzę w sejmiku przejęli politycy PSL i Bezpartyjnych Samorządowców.
Częścią spisku była oferta, którą Bogdan Zdrojewski i Renata Granowska złożyli w kwietniu ubiegłego roku Sutrykowi. Politycy znajacy temat mówią nam, że zaoferowali mu przejęcie kontrolę nad 23-osobowym klubem Koalicji Obywatelskiej w radzie miejskiej i zapewnią prezydentowi miasta bezpieczną większość. Oferta miała jednak cenę – Sutryk miał powołać wiceprezydentów wskazanych przez Granowską, a nie zgodnie z obowiązującą umową sprzed wyborów - podpisaną z władzami wojewódzkimi. Zawarte wcześniej porozumienie dawało tę władzę Jarosowi.
Sutryk ofertę skwapliwie przyjął i dał realną władzę Granowskiej. Ta zaś przywłaszczyła sobie funkcję pierwszej wiceprezydent, a drugim stołkiem podzieliła się z Grzegorzem Schetyną. Polityk PO wskazał na tę funkcję swojego zaufanego, czyli Michała Młyńczaka (który co ciekawe nawet nie dostał się do rady miasta).
Co Granowska uzyskała dla siebie i swojego męża?
Granowska obiecane poparcie zbudowała – partyjną groźbą, koleżeńską prośbą, załatwieniem różnych spraw albo dzieląc się iluzją wpływu z aktywistami. Radni KO, z których część całe swoje kariery zawdzięczała Jarosowi, a jeszcze przed wyborami mówili, że Sutryka nie popierają, w kilka tygodni odwrócili się niczym chorągiewki w stronę Granowskiej. Zrobili to na tyle licznie, że szefowa PO we Wrocławiu trzymała większość w klubie żelazną ręką i dotrzymywała danego Sutrykowi słowa. Nieliczni stronnicy Jarosa, choć wyraźnie sceptyczni wobec Sutryka byli przegłosowywani, marginalizowani i pozbawiani wpływu. W partii zaczęła panować coraz większa irytacja postępowaniem radnych, którzy w jawny sposób oszukali wyborców. W pewnym momencie z funkcji szefa jednego z największych kół PO we Wrocławiu odwołany został przewodniczący klubu KO, Robert Leszczyński. Niedawni aktywiści - Suligowski, Czerwiński, Duchnowska i Dusza nie są członkami tej partii, więc nie mogą ponieść takich konsekwencji, ale coraz częściej są przez internautów nazywani największymi rozczarowaniami tej kadencji, a padają i o wiele mocniejsze słowa (zwłaszcza pod adresem Suligowskiego).
Jednak sytuacja wewnątrz partii nie przeszkadzała w codziennym business as usual. Radnym nie przeszkodziły postawione Sutrykowi zarzuty za korupcję i oszustwo, nie przeszkodziły również liczne afery związane z nieetycznym sprawowaniem przez Granowską funkcji. Chodziło o wielomilionowe dotacje z urzędu dla klubu sportowego, którego prezesem był jej mąż, dziwne płatności służbową kartą w drogich restauracjach czy kolejne fuchy dla męża – w radzie nadzorczej w Jeleniej Górze i w… domach dziecka prowadzonych przez… koleżankę Granowskiej, starostę trzebnicką. Za 4 tysiące miesięcznie.
W sobotę zarząd regionu PO jednogłośnie przyjął uchwałę o skierowaniu do sądu koleżeńskiego wniosku o wykluczenie szefowej wrocławskich struktur z partii. Jeżeli opanowany przez ludzi lojalnych wobec Jarosa regionalny sąd zdecyduje się ją wykluczyć – czeka nas prawdziwe trzęsienie ziemi, a to dopiero początek emocji.
Napięcie rośnie – temperaturę sporu podgrzewa referendum
Dziś prawdziwą osią sporu w dolnośląskiej PO jest inicjatywa referendalna, którą rozpoczęła grupa kilkunastu środowisk skupiona w obywatelskim komitecie SOS Wrocław. Powołanie komitetu zainicjowała grupa radnych miejskich Wrocławia, która została chwilę wcześniej wykluczona z Koalicji Obywatelskiej za głosowanie przeciwko budżetowi Sutryka.
Nie jest tajemnicą, że wspomnieni radni – Janas, Nowotarski i Uhle – byli w KO jednymi z nielicznych, którzy nigdy nie przestali odbierać telefonów od Jarosa. Po zatrzymaniu Sutryka przez CBA jawnie nawoływali do zerwania koalicji z prezydentem miasta i odseparowaniem formacji od jego patologii.
Dziś, gdy są jednymi z liderów ruchu, który realnie zagraża Jackowi Sutrykowi odsunięciem go od władzy. A stronnicy Granowskiej i Sutryka próbują – choć bezzasadnie - obciążyć Jarosa za zorganizowaniem inicjatywy referendalnej. Lżą inicjatorów i społeczników, sugerują wyjawienie ich politycznych patronów, organizują wielkie kampanie propagandowe straszące seniorów czy nawet… nasyłają na wolontariuszy policję. Nie mieści im się w głowie, że sprzeciw mieszkańców wobec kliki Sutryka może być aż tak głęboki, że motywuje szerokie rzesze mieszkańców do podpisywania wniosku o referendum.
Stronnicy Jarosa z kolei są gotowi, by po sukcesie referendalnym dokonać ponownej próby przejęcia Wrocławia. Nie angażują się w inicjatywę referendalną, ale nie krytykują jej, wskazują zalety aktywności obywatelskiej i dystansują się od patologii Jacka Sutryka. Nie da się ukryć, że krótkoterminowo referendum jest dla tej części Platformy Obywatelskiej zjawiskiem korzystnym, choć mogą nie doceniać energii, którą uwolniło w mieszkańcach.
Władza Granowskiej: zamek na piasku runie i pogrzebie żywcem lokatorów
Granowska swoją siłę czerpała z funkcji w partii, funkcji wiceprezydentki oraz poparcia Bogdana Zdrojewskiego. Dziś poparcie byłego prezydenta nie uchroniło jej przed wnioskiem do sądu koleżeńskiego, a funkcja w partii jest zagrożona. Jak wpłynie to na postawę radnych KO, obdarzonych lojalnością o negocjowalnym charakterze? Czy odszczepieńcy, którymi się otoczyła nie będą gotowi zdradzić ponownie, gdy tylko zobaczą, że nie jest w stanie zagwarantować im pozycji i dostępu do beneficjów władzy?
Gdy sąd koleżeński zadecyduje o wykluczeniu Granowskiej – Sutryk stanie przed dylematem. Albo zachować się lojalnie względem Platformy Obywatelskiej i odwołać Granowską z funkcji, albo zachowa ją na stanowisku i naruszy umowę koalicyjną. Jego pozycja, i tak chwiejna ze względu na prokuratorskie zarzuty oraz rozpędzoną inicjatywę referendalną, ulegnie znacznemu pogorszeniu.
Jeszcze przed końcem czerwca czekać go będzie głosowanie absolutoryjne, które definitywnie rozstrzygnie czy nadal dysponuje większością w radzie. Wszystkie trzy zagrożenia: korupcyjne zarzuty, referendum odwoławcze i utrata większości byłyby dla niego zabójcze.
Dlatego bardziej prawdopodobny byłby wówczas wariant, w którym poświęca Granowską i próbuje dogadać się z Jarosem. Jednak czy szef regionalnej PO będzie zainteresowany takim aliansem w przeddzień wyborów wewnętrznych w partii? Tam bowiem ważyć się będzie ocena zachowania poszczególnych działaczy w chwili próby. Ale również i Jarosa. A powiedzmy sobie to wprost: Michał Jaros robi dużo, aby być uznawany za słabego przywódcę, by nie powiedzieć tchórzliwego. Już teraz musi mierzyć się z opinią papierowego lidera, a przez wielu swoich partyjnych kolegów (i nie tylko) jest wręcz wyśmiewany. Można usłyszeć o nim nawet powiedzonko, że jest słaby wobec silnych i słaby wobec słabych. Trudno więc przypuszczać, by jego wybór na kolejną kadencję był oczywistością. Ale jeśli do tego dojdzie, to na pewno zadawane będą pytania: kto zdradził interes PO w rozgrywce sejmikowej, oddając realną władzę PSL-owi? Kto korzystał na bezprawnym powołaniu wiceprezydentów w imieniu PO?
Nasi rozmówcy wewnątrz Koalicji Obywatelskiej jasno wskazują – korzystał układ Grzegorza Schetyny, Romana Szełemeja, Tomasza Siemoniaka i ich akolitów z Jackiem Sutrykiem, Renatą Granowską, Markiem Łapińskim czy Jarosławem Dudą na czele. Te argumenty mogą okazać się rozstrzygające na plenum partyjnym planowanym na jesień. Wybrana wówczas władza będzie ustalać kolejne listy w wyborach parlamentarnych i samorządowych, a więc decydować będzie o kontynuowaniu bądź zastopowaniu karier obecnych samorządowców.
Dlaczego referendum może zmienić wszystko
Jednak walka o przywództwo w partii może tylko nabrać rumieńców w sytuacji, w której skutecznym okazałoby się referendum w sprawie odwołania Jacka Sutryka z funkcji. Wówczas w czerwcu we Wrocławiu pojawiłby się mianowany przez Donalda Tuska komisarz, który pokierowałby urzędem do wyborów uzupełniających na jesieni. Nakładająca się kampania samorządowa i partyjna może przynieść nieoczekiwane skutki, szczególnie gdy stronnicy Schetyny i Granowskiej zostaliby pozbawieni możliwości obsadzania stołków w urzędzie miasta i pozyskiwania w ten sposób głosów sympatyków.
W takiej sytuacji partia będzie mogła wybrać w sposób niezachwiany mechanizmami o charakterze korupcji politycznej, a największy wpływ na wynik gry wewnątrzpartyjnej będzie miało rozwiązanie zagadki: czy Jaros dostanie zgodę na start w wyborach na prezydenta miasta? Czy też pojawi się inna siła, która zepchnie partie polityczne do narożnika? Ta druga opcja staje się coraz bardziej interesująca, bo – trudno o inne wnioski – Michał Jaros przez ostatni rok pokazał, że być może dobrze się stało, że jednak prezydentem miasta nie został.
Niezależnie od tego dziś jasne jest, że lokalna demokracja we Wrocławiu potrzebuje skutecznego referendum. Sutryk nie zdecydował się honorowo odejść, zamiast tego otacza się podobnymi do siebie, skompromitowanymi politykami. Psuje nie tylko nasze miasto, ale również całe środowiska polityczne i aktywistyczne. Chodzi o radnych, którzy deklarowali się jako niezależni, wiele osób wiązało z nimi olbrzymie nadzieje, a dziś są ogromnym zawodem całej armii wyborców – Roberta Suligowskiego, Sławomira Czerwińskiego, Agnieszkę Duszę czy Izabelę Duchnowską. Chodzi również o partie polityczne, które zamiast dyktować swoje zasady – przyjęły patologie Sutryka jako modus operandi.
na zdjęciu: Grzegorz Schetyna, Jacek Sutryk, Renata Granowska. fot. PAP/Canva
Marcin Torz
Inne tematy w dziale Społeczeństwo