Znowu na kilka miesięcy przed wyborami notowania Konfederacji zwyżkują. Pytanie brzmi, czy znowu Mentzen i spółka pomylą sondażowy matrix z rzeczywistością? Obóz Trzaskowskiego bardzo na to liczy.
Sekwencja zdarzeń jest bardzo podobna do tego, co działo się ma kilka kółek przed metą wyborczą w roku 2023. Wtedy też Konfa czuła, że nadchodzi jej czas. 10 procent miało być planem minimum. Po cichu liczono na 15 z plusem. A kto wie, może i 20?
Jak skończyło się wtedy – w październiku 23’ – dobrze pamiętamy. Konfa dostała 7 procent głosów, co przełożyło się na 18 sejmowych mandatów. Z marzeń o roli trzeciej siły w parlamencie X kadencji wyszedł najmniejszy klub parlamentarny. Głęboka opozycja, tak niegroźna dla odzyskującego władzę Tuska, że nawet nienękana jakoś szczególnie przez rycerzy „demokracji walczącej”.
Już raz Konfa była pompowana
Kto pamięta polityków Konfederacji z tych kilku chwil sondażowej zwyżki, ten wie, że nie dało się ich wtedy słuchać. Kompletnie puścili się wówczas poręczy. Kandydat, a dziś poseł Przemysław Wipler opowiadał wtedy, że w zasadzie żadna ze stron politycznego sporu nie jest godna ich (Konfederacji) poparcia w budowaniu większości. Zaś kandydat (i też dziś poseł) Sławomir Mentzen sugerował, że on i jego partia myślą już o wyborach roku 2025 (prezydenckich), które niechybnie wygrają. Oczywiście wielkie plany i optymizm bywają w polityce wielkim atutem. Ale trzeba z tym uważać. Bo cienka jest granica pomiędzy pewnym swego wizjonerem, a oderwanym od rzeczywistości bubkiem, którego – jako wyborcy – niekoniecznie chcemy traktować poważnie.
Niestety dla Konfy: jest ona środowiskiem, które ma do tej ostatniej przypadłości jakąś naturalną inklinację. Pewnie wynika to z legendarnej mocy Konfederatów w tzw. nowych mediach. A jak działają sosziale każdy dobrze wie. Siedzi człowiek cały dzień na Insta albo innym X-ie i myśli sobie, że tam jest cały świat. I że jak nam tu kadzą i nas kochają to niechybnie przełożyć się to musi na wyborczy wynik w prawdziwym świecie. No jeżeli nie dziś, to już jutro to na pewno. Mentzen i inni wpadają w tę pułapkę notorycznie.
Podobnie jest dziś w roku 2025. W najnowszych sondażach kandydatowi Konfederacji też urosło. Nawet i do owych 15 procent z plusikiem. Ten hype na Mentzena jest oczywiście chętnie pompowany przez antypisowskie media protuskowe. Dla nich Karol Nawrocki to dziś zagrożenie absolutnie priorytetowe. A jego zniszczenie jest koniecznością. Odbywa się ono przy pomocy stałego repertuaru ciosów. Wśród nich jest oczywiście pompowanie tego drugiego antyliberalnego i antyestabliszmentowego kandydata czyli Mentzena. I to się właśnie odbywa. Poczytajcie sobie Onet, Gazetę albo Business Insidera, a zobaczycie przekaz w stylu: "Nawrocki słabnie, Mentzen rośnie" lub "czy będzie mijanka przed drugą turą". Oczywiście pod spodem mamy wyniki badań, w których obu kandydatów dzieli ciągle mniej więcej 10 punktów procentowych. Czyli mniej niż Trzaskowskiego i Nawrockiego. Ale nic to. Rzeczywistość niczym. Interpretacja wszystkim. Tak to działa.
Mentzen nie ma szans. Chodzi o coś innego
Oczywiście, że Mentzen do drugiej tury nie wejdzie. Chodzi jednak o dwa cele, które mają pomóc Trzaskowskiemu w zwycięstwie. Pierwszy polega na zasianiu niepewności po stronie PiSowców. Że nie idzie, że Nawrocki nie daje rady, że słabnie. Tu libkom pomaga dynamika nastrojów po prawej stronie. Jakaś część wyborców PiS z lat 2015-2023 ma do partii swoje żale (rozmaite). Oni chcą temu dać wyraz, a dwuturowe wybory prezydenckie dają ku temu bezpieczny wentyl. W pierwszej na Mentzena albo innego Jakubiaka lub Stanowskiego. A w drugiej to już na poważnie. Schodzące głębiej badania preferencji (partie zamawiają takie rzeczy) pokazują, że tendencja przepływu głosów w drugiej turze jest obecnie właśnie taka. W zależności od badania 75 do nawet 90 proc. wyborców Mentzena w drugiej turze zagłosuje na Nawrockiego. To zupełnie inna sytuacja niż ta z roku 2020, gdy wśród wyborców konfederaty Bosaka jedna trzecia poszła w drugiej turze głosować na prezydenta Dudę, jedna trzecia na Trzaskowskiego, a ostatnia tercja została w domu.
I tu dochodzimy do drugiego celu akcji pompowania Mentzena. Liberałom chodzi dziś o to, by maksymalnie zakłócić przepływy od Mentzena do Nawerockiego w drugiej turze. Sposobem na to jest właśnie powtórka z 2023 roku. Czyli stworzenie takiej sytuacji, w której Konfie znowu odbija palma, a Mentzen zaczyna roić o detronizacji PiSu jako największej siły opozycyjnej. Na to reaguje PiS i zaczyna się połajanka, która jakąś część wyborców zniechęca. W kontekście niewielkiej różnicy głosów między Trzaskowskim a Nawrockim w finałowym starciu każdy taki zgubiony konfiarz jest realnym zyskiem.
Fot. Sławomir Mentzen, kandydat Konfederacji na prezydenta/X
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka