Fot: PAP/Tomasz Gzell
Fot: PAP/Tomasz Gzell

Jak odbiera się dzieci w Polsce

Redakcja Redakcja Wideo Salon24 Obserwuj temat Obserwuj notkę 8
6-latek pilnujący pijanej matki, dziewczynka z gnijącym groszkiem w nosie, 11-latka, która po odebraniu od rodziców, powiedziała: tęsknię tylko za psem. To dopiero początek patologicznej rzeczywistości, z którą na co dzień mierzą się kuratorzy sądowi. O wyzwaniach pracy kuratora opowiada Aleksandra Szewera- Witkowicz, specjalistka ds. przeciwdziałania przemocy, trenerka, założycielką firmy szkoleniowej „Kraina Wolnych Stóp” oraz była kuratorką sądową i była przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Kuratorów Sądowych.

Krew, siniaki, nadużycia seksualne- tak zwykle wyobrażamy sobie przemoc wobec dzieci. Rzadziej przychodzi nam na myśl zaniedbanie, a to, jak mówi w rozmowie z Marianną Fijewską-Kalinowską, Aleksandra Szewera- Witkowicz. Według byłej kuratorki sądowej zaniedbanie to niezwykle okrutna forma przemocy, bo nie mija, a trwa przez cały czas. 

Pęczniejący groszek
w nosie

- Uczestniczyłam w odebraniach dzieci rodzinom, w których nie dochodziło do bicia, ale do regularnych zaniedbań- mówi Szewera- Witkowicz. - Raz przyszłam do babci, która zajmowała się dwójką wnuczek. Nie rozmawiała ze mną, bo była zajęta oglądaniem „Trudnych spraw”, a dzieci usiadły mi na kolanach. Bujając je miałam odruch wymiotny, ponieważ tak śmierdziały. Nie dlatego, że ubrudziły się podczas zabawy, ale dlatego, że nikt ich nie mył. W dodatku później okazało się, że jedno z dzieci miało w nosie groszek, którego nikt nie zauważył. Groszek, który pęczniał i ropiał.


Obejrzyj całą rozmowę z Aleksandrą Szewerą-Witkowicz:


Specjalistka dodaje, że systematyczne zaniedbywanie dzieci to nie tylko niedbanie o ich higienę, ale również nieregularne lub nieadekwatne do wieku karmienie, a także niebudowanie więzi emocjonalnych.


- Rodzinom, w których dochodzi do zaniedbań, często przydzielani są tzw. asystenci rodziny, którzy mają nauczyć matkę i ojca, jak zajmować się maluchem i jak nawiązać z nim relację- mówi specjalistka. - Nigdy nie zapomnę sytuacji, w której jedna z matek, której przydzielono asystenta, poskarżyła mi się, że ten asystent robił z niej i jej partnera wariatów, bo kazał im się bawić z niemowlakiem. „On nas chyba za głupków uważał!”- mówiła oburzona.


A przecież zabawa z niemowlakiem i mówienie do niego jest niezwykle ważne, choć wiadomo, że przecież nic nam nie odpowie.
Szewera- Witkowicz dodaje, że każde zaniedbanie emocjonalne wiąże się z cierpieniem dzieci i zwykle jest związane z tym, że znajdują się one nie w tych rolach, w których powinny być.

- Niech za przykład posłuży tu 6-latek, który musiał pilnować swojej pijanej matki, by się nie spaliła, śpiąc z papierosem w fotelu- kwituje.

Jak wygląda odebranie dziecka?


Gdy Aleksandra Szewera- Witkowicz pracowała jako kuratorka sądowa, przed każdym odebraniem dziecka rozmawiała z rodziną o jego przebiegu. Proponowała, by zamiast odebrania w asyście policji, rodzice sami spakowali dziecko, pożegnali się z nim i odwieźli do placówki. Taki przebieg sytuacji jest znacznie spokojniejszy i mniej traumatyzujący. Jak dodaje, rodziny, z którymi pracowała, zawsze wybierały tę opcję.


-Tylko raz do jednej pani nie dotarło pismo i nie znała dokładnej daty odebrania- mówi była kuratorka. - Przyjechałam do niej w asyście policji, miałam ze sobą maskotkę i niestety okazało się, że tego dnia były urodziny dziecka. Gdy zapukałam do drzwi, matka zapytała tylko: „To już?”, odpowiedziałam, że już, a ona wyjęła walizę, bo dziecko było spakowane i odprowadziła je do radiowozu. Chłopiec wiedział, że trafi do placówki i przede wszystkim był zaaferowany tym, że będzie jechał prawdziwym radiowozem.



Specjalistka zaznacza, że odebrania dotyczą również dzieci z „wysoko postawionych” rodzin i pięknych, bogatych domów. Jedno z takich odebrań na wniosek Szewery- Witkowicz dotyczyło 11-letniej dziewczynki, nad którą znęcano się psychicznie.


"Najsmutniejsze dziecko jakie widziałam"

- W życiu nie widziałam tak smutnego dziecka- mówi Szewera- Witkowicz. - Dziewczynka była pięknie ubrana, miała śliczny pokój, a w oczach taką pustkę… Zadawałam jej mnóstwo pytań o gry, o bajki, o to, czym się interesuje, ale ona była całkowicie obojętna. Odebranie przebiegło bardzo spokojnie. Dziewczynka zapytała mnie tylko, czy w placówce dostanie swoje łóżko i poszła ze mną, jakby sama widziała taką konieczność. Potem powiedziała psycholog, że tęskni wyłącznie za psem i placówka stanęła na wysokości zadania, bo pozwoliła rodzicom przyjechać z psem.

Aleksandra Szewera-Wiktoiwcz przyznaje jednak, że nie wszystkie odebrania wyglądają w ten sposób. Kuratorzy sądowi są również wzywani do asystowania w odebraniach dzieci z rodzin, których nie znają. Są to zwykle przekazania między rodzicami, którzy się rozstali i właśnie te sytuacje zdaniem specjalistki charakteryzują się największym dramatyzmem.


- Moim zdaniem miarą miłości rodzicielskiej jest to, jak postąpisz w takiej sytuacji- mówi Szewera- Witkowicz. -Czy wydzierasz dziecko siłą lub na siłę zatrzymujesz je w domu, czy załatwiasz tę sprawę inaczej.


Specjalistka przywołuje sytuację, w której dwoje dzieci w wieku podstawówkowym miało zostać przekazanych matce.


- Tata wpuścił mnie do domu, powiedział: „Proszę, niech pani wejdzie”, ale dzieci powiedziały, że nigdzie nie idą, bo chcą mieszkać z tatą. Towarzyszyła mi pani psycholog i wspólnie porozmawiałyśmy z dziećmi. Chciały zostać z tatą i koniec. Matka powiedziała, że wie, że jej dzieci dobrowolnie nie wyjdą z tego domu i trudno, nie chce robić cyrku i w ogóle nie bierze pod uwagę rozwiązana siłowego. I odpuściłyśmy.

Postępowanie wyjaśniające


Niedługo po opisanej sytuacji Aleksandra Szewera- Wiktowicz otrzymała pismo z sądu- okazało się, że przewodnicząca wydziału, w którym pracowała, uznała, że kuratorka podjęła niewłaściwą decyzję, nieodbierając dzieci w sposób siłowy. Wobec kuratorki wszczęto postępowanie wyjaśniające.

Jak dodaje Szewera- Witkowicz, nikt z nią nie rozmawiał, a ona nie wiedziała, co zrobiła źle i na czym polegał jej błąd.


- Po dziś dzień nie wiem, co zrobiłam nie tak, ale gdybym po raz drugi znalazła się w tej sytuacji, działałabym dokładnie to samo- mówi Szewera - Witkowicz.


Postępowanie wyjaśniające było kroplą, która przelała czarę goryczy. Szewera- Witkowicz postanowiła złożyć wypowiedzenie.


- Jako przewodnicząca Związków Zawodowych ciągle się narażałam, zwłaszcza że potrafiłam wykłócać się nawet z ministrem Wosiem na posiedzeniach senackich. Jeśli z kimś się nie zgadzałam, wyrażałam to, bez względu na to, jakie ta osoba miała stanowisko- mówi Szewera- Witkowicz i dodaje, że wszczęcie postępowania wyjaśniającego nie było pierwszą tego typu niemiłą niespodzianką, która spotkała ją ze strony przełożonych.

O szczegółach nie chce opowiadać, bo jak twierdzi, ma już ten rozdział za sobą.


- Odeszłam, bo byłam rozwalona psychicznie- mówi była kuratorka. - Byłam na skraju samobójstwa, a mam dzieci, mam rodzinę… Nie mogłam być w takim stanie. Życie jest za krótkie na takie rzeczy. Widocznie musiałam przez to wszystko przejść, żeby dziś być jeszcze lepszym specjalistą i mieć za sobą doświadczenia, które jeszcze lepiej pozwolą mi zrozumieć moich podopiecznych. - podsumowuje Szewera - Witkowicz.

Teraz Szewera- Witkowicz pracuje obecnie w sektorze prywatnym, prowadzi szkolenia dotyczące przeciwdziałania przemocy m.in. w Domach Samotnej Matki i w szkołach.
Decyzji o zmianie zawodowej nie żałuje. Jak wyjaśnia, kuratorzy ze względu na charakter swojej pracy są narażeni na najróżniejsze nadużycia wobec nich.
- Bzdurne zarządzenia, biurokracja, terminy… a do tego praca w terenie, gdzie nigdy nie wiadomo, co się wydarzy i przede wszystkim ogromna odpowiedzialność, bo jeśli cokolwiek się stanie, to zawsze będzie wina kuratora.

Marianna Fijewska-Kalinowska

Fot: PAP/Tomasz Gzell


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj8 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo