Inicjatywa organizacji referendum w sprawie odwołania Jacka Sutryka z funkcji prezydenta miasta staje się jednym z najgłośniejszy politycznych wydarzeń w najnowszej historii Wrocławia. Obywatelski sprzeciw wobec skompromitowanej władzy paradoksalnie znajduje swoje odbicie w czasach nieco bardziej odległych - pisze w Salonie24 Marcin Torz.
Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciwko władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie – mówił Józef Cyrankiewicz w 1956 roku przed krwawym stłumieniem protestów robotniczych w Poznaniu. W 1970 sekretarz Kociołek mówił, że z kontrrewolucją się nie rozmawia, do kontrrewolucji się strzela.
Dziś Jacek Sutryk pod rękę z Renatą Granowską grożą inicjatorom referendum, lżą ich i wietrzą prowokację oraz spisek. W obywatelskiej inicjatywie doszukują się inspiracji najpierw w PiS, później u Grzegorza Brauna a na sam koniec antyszczepionkowców, płaskoziemców oraz innych, bliżej nieujawnionych patronów. W głowie nie chce im się zmieścić, że skala oburzenia na afery Sutryka i Granowskiej sprawia, że ludzie są w stanie poświęcić swój prywatny czas i środki na inicjatywę referendalną.
Czy słowa o „prześwietleniu” inicjatorów oznaczają chęć zniszczenia ich, zastraszenia, czy może coś jeszcze bardziej niepokojącego?
Czy Sutryk może liczyć na poparcie całego aparatu państwa?
Warto zastanowić się, skąd wynika arogancki ton prezydenta Wrocławia i jego zastępczyni. Czy wynika on z przeświadczenia o poparciu wszelkich służb i struktur państwa? Czy Jacek Sutryk w tym celu regularnie spotykał się - jeszcze przed swoim zatrzymaniem - z szefem MSWiA Tomaszem Siemoniakiem? Czy prezydent Wrocławia ma poczucie, że stoi za nim cała machina polityczna i administracyjna? Jeśli tak, to mamy do czynienia z sytuacją, w której obywatelskie inicjatywy – podstawa demokracji – są odbierane jako atak na władzę ludową. Takie myślenie to relikt przeszłości, kiedy to władza nie służyła społeczeństwu, lecz dążyła do jego zmiany na swoje podobieństwo.
W demokracji liberalnej to społeczeństwo zmienia władzę, a nie odwrotnie. Reakcje Sutryka i Granowskiej, jakże dalekie od dialogu, zdają się przypominać model bardziej autorytarny, gdzie każdy sprzeciw jest traktowany jak zagrożenie. Nie egzystencjalne ale zagrażające licznym fruktom władzy, które licznymi, choć drobnymi strumieniami napychają kieszenie politycznych sojuszników prezydenta i jego zastępczyni. Stawka jest duża, więc reakcja musi być adekwatna. Dostałem informację, że część inicjatorów referendum czuje się zastraszana, a niektórzy zachowują incognito, bo obawiają się utraty pracy. To nie są standardy demokratyczne.
Bierność i brak jednoznacznego stanowiska PO jest podstawą do postawienia tezy, że partia Donalda Tuska popiera takie działania i je autoryzuje.
Niepokorny Wrocław
Trafiła kosa na kamień, chciałoby się rzec. Bo arogancja, buta i pogarda wrocławskiej władzy wzbudza uzasadniony sprzeciw. - Jako "niebezpieczny nacjonalistyczny i antyszczepionkowy" element poczułam się zmobilizowana. Bo jeśli taka jest narracja zarządzających miastem o obywatelskim nieposłuszeństwie, do którego każdy z nas ma prawo, to należy użyć narzędzi dostępnych w demokracji – napisała w oświadczeniu na portalu Facebook pisarka i radna osiedlowa Olga Maria Szelc.
Wtóruje jej Małgorzata Osipczuk, liderka fundacji Obywatel TBS, która od lat walczy z patologiami w miejskiej spółce, nazywając ją nawet lądowiskiem dla polityków - O tym jak źle władza działa najlepiej wiedzą ci, których władza dotknęła swoją bezczelnością (…). Pani Wiceprezydent – nieładnie, brzydko, niesprawiedliwie oznaczyła pani mnie i wielu innych wrocławian. To również odbiera pani wiarygodność. Jest przykładem zepsucia władzy miejskiej. Jak nie ma argumentów – pozostają brzydkie etykietki – podkreśla aktywistka.
Podobny głos zabrała Halina Bielecka, radna osiedla Stare Miasto i znana w mieście działaczka m.in. Komitetu Obrony Demokracji - Jako element niebezpieczny, tak bardzo nacjonalistyczny, że przyjmujący w swoim domu uchodźców, tak bardzo antyszczepionkowy, że regularnie się szczepiący, aby nie tylko nie chorować, ale również nie stanowić zagrożenia dla innych, postanowiłam nie tylko wziąć udział w referendum, ale również mobilizować i namawiać do tego swoich sąsiadów. Dość tego! – zaznaczyła.
Te głosy nawiązują do wieloletniej tradycji Wrocławia. Wrocław od zawsze był miastem, które buntowało się przeciw zepsutej władzy. Wrocław to miasto Władysława Frasyniuka, Józefa Piniora, Stanisława Huskowskiego, Kornela Morawieckiego czy majora Fydrycha. Co twórcy Solidarności, NZS, Pomarańczowej Alternatywy czy wreszcie Solidarności Walczącej powiedzieliby o takich metodach walki ze społeczeństwem obywatelskim?
Czy nie przypominają im się słowa Andrzeja Gwiazdy z 1980 roku, gdy pytał wicepremiera Jagielskiego: – Ale czy możemy być pewni, że nie znajdą się fałszywi świadkowie i nie okaże się, że cały MKS to banda kryminalistów?
Bierność Platformy Obywatelskiej i innych partii
Dziedzictwo partii Donalda Tuska opiera się na aktywności obywatelskiej. Na Solidarności walczącej z opresyjną władzą. Naturalnym byłoby zatem separować się od lokalnego satrapy i wspierać aktywność obywatelską. Tymczasem jaka jest rzeczywistość?
To najważniejsze postacie w PO na Dolnym Śląsku zbudowały swój układ sił i podzieliły władzę w oparciu o narzędzia, którymi Jacek Sutryk dysponuje w mieście. To Tomasz Siemoniak, Grzegorz Schetyna i Roman Szełemej wynieśli Sutryka do funkcji a dziś starają się unikać odpowiedzialności za swoje polityczne dziecko. Jednocześnie to sowicie opłacane posady w spółkach miejskich dla radnych sejmiku oraz instytucjach wojewódzkich dla radnych miejskich trzymają obecny układ w działaniu. Oczywiście obok licznych posad dla krewnych i znajomych królika.
Nie dziwi też bierność PiS, które zachował liczne wpływy w województwie a szef klubu tej partii w Radzie Miejskiej Wrocławia zarabia w starostwie powiatowym w Trzebnicy, które jest zarządzane przez bliską przyjaciółkę Renaty Granowskiej. Na tyle bliską, że zapewniła dodatkowe źródła dochodu dla męża wiceprezydentki Wrocławia w podległych jej... sierocińcach. Tak. Okazuje się, że nawet na sierotach można trzepać kasę.
Platforma Obywatelska ma we Wrocławiu problem. To ona jest najbardziej odpowiedzialna za obecny bałagan, jednocześnie nie jest w stanie otwarcie krytykować złych decyzji Donalda Tuska, który stronnictwu Schetyna-Siemoniak-Szełemej pozwolił ustawić przy zielonym stoliku wybory we Wrocławiu. Jakie mechanizmy - nie licząc braki odwagi tego polityka - sprawiły, że Michał Jaros został odsunięty, a wyborcy przy niskiej frekwencji, z braku alternatywy, postawili na Sutryka? Jaki jest brakujący element tej układanki.
Niektórzy twierdzą, że był to wynik politycznych układów, w których Rafał Trzaskowski odegrał kluczową rolę. Czy dziś Trzaskowski nie powinien ponieść politycznej odpowiedzialności za swojego protegowanego? Może należy poważnie rozważyć sugestię, by Sutryk przeniósł się do Warszawy i objął tam jedno ze stanowisk w miejskich spółkach lub nawet został kandydatem na prezydenta stolicy? Ciekawe, jak warszawskie struktury PO przyjęłyby taką propozycję.
Sutryk jako obciążenie dla PO i Rafała Trzaskowskiego
Jacek Sutryk nadal piastuje funkcję przewodniczącego Związku Miast Polskich, co czyni go jednocześnie jednym z najbardziej wpływowych i znanych samorządowców w kraju. Brak wyraźnego odcięcia się od Sutryka, nie tylko skompromitowanego korupcyjną aferą Collegium Humanum, ale także pokazującego oblicze lokalnego satrapy.
Platforma Obywatelska powinna zająć jasne stanowisko w tej sprawie. Czy popiera referendum czy też będzie je bojkotować jak zapowiedziała szefowa wrocławskich struktur Renata Granowska? Czy cała formacja nadal popiera skompromitowanego Sutryka?
Milczenie w tej sytuacji jedynie pogłębia chaos, który może poważnie zaszkodzić wynikowi Rafała Trzaskowskiego w stolicy Dolnego Śląska. To zagrożenie zdają się pomijać sztabowcy prezydenta Warszawy, jednak metoda udawania, że problemu nie ma może zakończyć się dla kandydata KO bolesnym rozczarowaniem.
Walka ze społeczeństwem obywatelskim
Obserwując działania Jacka Sutryka, trudno nie odnieść wrażenia, że jego głównym celem jest zdławienie energii obywatelskiej w zarodku. Wie, że nie sposób wytłumaczyć się ze wstydu, na który swoimi działaniami naraził całe miasto więc zamiast dialogu wybrał drogę retorycznej przemocy. Zastraszanie, insynuacje w stylu Jarosława Kaczyńskiego, nazywanie inicjatywy obywatelskiej pseudopolityczną hucpą. W ostatnich dniach prezydent wrócił również do rozdawania na lewo i prawo banów na Facebooku dla wszystkich, którzy wspominają słowem choćby o referendum.
Pierwsza wiceprezydent Granowska nie pozostaje w tyle. Lży inicjatorów, insynuuje i oskarża o mowę nienawiści. Zapomina, że jeszcze niedawno próbowała tłumić krytykę medialną w sprawie dziwnych wydatków ze służbowych kart kredytowych, czy przelewania milionów miejskich pieniędzy do klubu zarządzanego przez jej męża. Małżonek nazwał mnie wówczas ścierwojadem a pani prezydent – trollem, którego działalność może skończyć się jak sprawa Adamowicza w Gdańsku.
Gdybym miał wcielić się w Granowską powiedziałbym: nie próbuj ograniczyć mojej wolności słowa swoją mową nienawiści. I – co oczywiste – wyszedłbym na kompletnego hipokrytę. I tak dziś wygląda elita wrocławskiego ratusza.
Czy mobilizacja społeczna wystarczy do zmiany władzy?
Arogancja, buta i pogarda dla społeczeństwa zadziałała jak wylanie kanistra z benzyną na ognisko. Podsycony ogień społecznego gniewu mobilizuje kolejne środowiska – od prawa do lewa. Próba stłumienia inicjatywy w zarodku się nie udała i już raczej się nie uda, bo dotyczy zbyt szerokiego grona inicjatyw społecznych.
Jednak 50 tysięcy podpisów to dużo, szczególnie wobec bierności partii politycznych. Czy obywatele wywalczą swoją podmiotowość jak w czasach PRL? Czy zdobędą pozycję niezbędną do uczestniczenia w rozdaniu funkcji prezydenta miasta po sukcesie referendum? Najbliższe miesiące pokażą.
Fot. Jacek Sutryk/Facebook
Marcin Torz
Inne tematy w dziale Polityka