Olimpiada wyborcza: który z kandydatów sięgnie w maju po polityczne złoto?

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 70
Już 18 maja czeka nas pierwsza tura wyborów prezydenckich. Polityczna rywalizacja to z definicji starcie wizji, argumentów i strategii, ale co by było, gdyby zamiast urn wyborczych postawiono bieżnię, basen czy ring? Jak kandydaci na prezydenta Polski poradziliby sobie, gdybyśmy oceniali ich w duchu sportowej rywalizacji? Jan Peńsko, menadżer sportowy wielu utytułowanych sportowców, przedstawia, z przymrużeniem oka, analizę zgłoszonych kandydatów w kontekście ich potencjalnych sukcesów sportowych.

Rafał Trzaskowski – sprinter z dystansem do finiszu

Rafał Trzaskowski, wiecznie zajęty prezydent Warszawy, który w kampaniach pokonuje więcej kilometrów niż biegacze długodystansowi, wydaje się idealnym kandydatem na sprintera. Szybki i dynamiczny, potrafi świetnie rozpocząć kampanijny wyścig. Problem w tym, że czasami traci koncentrację – zajmując się wszystkimi problemami świata naraz.

Jest królem pierwszych 80 metrów na 100, ale potem zdarza mu się zatrzymać, by po drodze porozmawiać o wycince drzew albo remontach ulic. Dopingujący tłum wciąż wierzy, że w końcu przestanie oglądać się za siebie i faktycznie dotrze na metę.

Karol Nawrocki – biegacz z historią na plecach

Karol Nawrocki to kandydat, który biegnie z ciężarem całej polskiej historii na barkach. Jego główną strategią są opowieści o tym, jak poprzednie pokolenia biegały lepiej, szybciej i bardziej patriotycznie. Na torze byłby tym zawodnikiem, który przed startem ustawia się w miejscu, gdzie 30 lat temu wygrał legendarny biegacz i z nostalgią opowiada o tamtych chwilach wielkiej chwały. Niestety, współczesny doping może mu w tym nie pomaga. 


Szymon Hołownia – gimnastyk równowagi na linie poparcia

Szymon Hołownia to polityk, który jak gimnastyk próbuje balansować między wyborcami o skrajnych oczekiwaniach. Jest elastyczny, zwinny, ale czasem wygląda, jakby sam nie wiedział, czy woli układ na równoważni, czy skok przez kozła. Dla widzów bywa to ekscytujące, jego polityczna równowaga może przypominać bardziej cyrk niż olimpiadę i wyścig o urząd głowy państwa.

Sławomir Mentzen – szachista, który zapomniał o ruchu króla

Sławomir Mentzen to strateg z zamiłowaniem do analiz i planów. Jego podejście przypomina szachistę, który godzinami potrafi analizować kolejny ruch. Jednak polityczna rzeczywistość wymaga nie tylko strategii, ale i refleksu. Problem polega na tym, że czasem za bardzo wierzy w swoje plany i nie zauważa, że przeciwnik już zdjął mu hetmana z planszy.

Na bieżni Mentzen byłby zawodnikiem, który przed startem godzinami rozrysowuje taktykę... a kończy dopiero po konsultacji z ekonomistą. W międzyczasie jego rywale kończą bieg. 


Adrian Zandberg – zapaśnik w walce z systemem

Adrian Zandberg to polityczny fighter – gość, który bez mrugnięcia okiem rzuca się na przeciwników z taką siłą, że czasem zapomina, iż publiczność przyszła po sport, a nie po bitwę na manifesty.

Na macie zapaśniczej jego determinacja mogłaby przynieść mu kilka punktów, ale czy dałby radę powstrzymać się od wygłoszenia półgodzinnego wykładu o równości społecznej w przerwie między rundami? Wątpliwe.

Magdalena Biejat – łuczniczka trafiająca w niewygodne cele

Magdalena Biejat wyróżnia się polityczną precyzją, celując w problemy, które wielu polityków woli omijać. Jak łuczniczka, potrafi trafiać w punkt, ale zdarza się, że jej strzały lądują gdzieś obok celu – a to drzewo, a to nawet w swojego sojusznika.

Na igrzyskach byłaby zawodniczką, która z determinacją celuje w dziesiątkę, ale czasem kończy na siódemce, bo ktoś niechcący kopnął jej kołczan. 


Krzysztof Stanowski – piłkarz-rozgrywający chaos

Krzysztof Stanowski, specjalista od mediów sportowych, z pewnością nie boi się wyzwań. To zawodnik, który z piłką u nogi potrafi wywołać więcej emocji niż większość kandydatów razem wziętych. Jest charyzmatyczny, dynamiczny, a czasem zapominając, że polityka to nie sport, a najpiękniejsze bramki wyborcy pamiętają przy urnach wyborczych, a nie na boisku. Jego zdolność do tworzenia spektakli mogłaby jednak sprawić, że przyciągnie wyborców znudzonych przewidywalną polityczną grą.

Dla kogo złoto wyborów? 

18 maja wybory prezydenckie rozstrzygną się przy urnach, ale gdyby to była olimpiada, emocje byłyby równie duże. Każdy z kandydatów ma swoje atuty i słabości, które mogłyby zaważyć na wyniku. Patrząc na kandydatów, trudno oprzeć się wrażeniu, że większość z nich bardziej pasuje do regionalnych zawodów niż igrzysk. Ale kto wygrałby te polityczno-sportowe zawody? Być może Stanowski – nie dlatego, że jest najlepszy, ale dlatego, że jego dynamika i nieprzewidywalność mogą dać mu przewagę. W końcu nie chodzi o to, kto najlepiej biega, ale o to, kto przyciągnie najwięcej widzów.  


Fot. bieżnia/Unsplash/kandydaci na prezydenta

Jan Peńsko


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj70 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (70)

Inne tematy w dziale Polityka