Kraków żyje historią Agnieszki Kielczyk i Sławomira Smorzewskiego. Para od wielu miesięcy żyje w namiocie postawionym nad Zalewem Zesławickim w Krakowie. Zarządca terenu chce ich stamtąd eksmitować. Koczownicy proszą media o pomoc. Mają ze sobą psa Brutusa.
Agnieszka, pochodząca spod Warszawy, musiała opuścić rodzinny dom już w wieku 15 lat. Trafiła na partnera, który się nad nią znęcał. - Zabrano mi dzieci przez moją teściową. Mój partner mnie katował, dzisiaj siedzi w więzieniu – wspomina w rozmowie z "Fatem". Kobieta przeszła przez kilka ośrodków pomocy.
Sławek przez 30 lat pracował legalnie, m.in. w zakładach zieleni miejskiej w Kielcach. Po utracie pracy popadł w długi, co doprowadziło do eksmisji. - Restrukturyzacja sprawiła, że straciłem robotę. Potem przyszło zadłużenie i musiałem opuścić mieszkanie. Dzieci nie mam, rodziny też – mówi Sławek tabloidowi.
Miłość bezdomnych
Agnieszka i Sławek poznali się w Kielcach ponad 8 lat temu i od tamtej pory są razem. - Mamy siebie, to jest najważniejsze. Agnieszka jest super, dobrze mi z nią – opowiada "Faktowi" Sławek. Ich życie toczy się w namiocie, który podtrzymują dwie walizki. Towarzyszy im pies Brutus, przygarnięty cztery lata temu.
- Rozbiliśmy namiot nad zalewem. To nasze wszystko – wyznaje Agnieszka. Para żyje z zasiłku z MOPS-u, wynoszącego 1010 zł miesięcznie. - Musimy starczyć na jedzenie, tytoń i karmę dla Brutusa, bo on uwielbia mięso – tłumaczy bezdomna kobieta.
Ban dla psa
Agnieszka i Sławek nie korzystają z noclegowni, bo nie przyjmują tam zwierząt, a pokoje są rozdzielne dla kobiet i mężczyzn. - Nie możemy pójść do noclegowni, bo tam by nas rozdzielili. Poza tym nie chcą nawet słyszeć o tym, że mamy psa – twierdzi para. Krakowski MOPS oferował im alternatywy, takie jak ogrzewalnia, ale żadne z rozwiązań nie jest dla nich do zaakceptowania.
Spacerowicze nad Zalewem Zesławickim często przynoszą jedzenie, ubrania czy inne niezbędne rzeczy dla pary koczowników w namiocie. - Dobrzy ludzie podarowali nam materace dmuchane, dodatkowe kołdry, udało się też zorganizować trzy kuchenki gazowe, na których robią posiłki – relacjonuje "Faktowi" radny z dzielnicy Mistrzejowice, Grzegorz Guśtak. - To porządni ludzie, najlepiej by było znaleźć im pracę i małe lokum – dodaje.
Problem z zarządcą terenu
Para stoi jednak przed kolejnym problemem. Zarządca terenu nad Zalewem Zesławickim zażądał opuszczenia miejsca do końca stycznia. Agnieszka i Sławek skontaktowali się z mediami, by nagłośnić sytuację. - Była ogromna odpowiedź i pomoc, za którą bardzo, bardzo dziękujemy. A teraz nawet stąd chcą nas wyrzucić – napisali w wiadomości do redakcji "Gazety Krakowskiej".
Krakowski magistrat zna sytuację pary, ale nie ma obecnie do zaoferowania programów, które mogłyby pomóc w ich sytuacji. Miasto nie oferuje lokali czy pustostanów osobom w kryzysie bezdomności.
Mimo trudnych warunków Agnieszka i Sławek nie tracą nadziei. - Mamy tylko jedno marzenie. Ciepły kąt i praca. To odmieniłoby nasz los – mówi para. Lokalna społeczność oraz radny Guśtak apelują o pomoc dla tej pary, by mogła na nowo stanąć na nogi.
Kontrowersje wokół namiotu nad zalewem
Tymczasem w sieci trwa dyskusja na temat zachowania bezdomnych. Wielu internautów uważa, że para sama pozbawia się pomocy, kurczowo trzymając ze sobą psa. Inni wskazują, że to wyraz przywiązania do czworonoga, namiot nad zalewem nikomu nie przeszkadza, a Agnieszka i Sławomir nie stwarzają zagrożenia dla innych ludzi.
Fot. screen "Fakt"
Red.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo