Uzależniła się lata temu. Dziś mieszka w Dubaju i jest trenerką trzeźwości

Redakcja Redakcja Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 7
Jedna z moich klientek zdecydowała się sięgnąć po pomoc, po tym, jak jej dziecko poprosiło: „Mamo, obiecaj, że już więcej się nie napijesz”. Inna przeżywała rozwód. Wcześniej nie była uzależniona, ale alkohol stał się jej ukojeniem w momencie kryzysu. Zaprzyjaźniła się z winem, choć pracowała jako psychoterapeutka i doskonale wiedziała, jak podstępnym przyjacielem jest alkohol- mówi Joanna Skwierczyńska, trenerka trzeźwości, na instagramie znana jako @SoberPolishGirl.

„Z dywanu do Dubaju”- tak swoją historię w największym skrócie opisuje Joanna Skwierczyńska. Na dywanie w mieszkaniu potrafiła przesiedzieć kilkanaście godzin, siedząc, pijąc, patrząc w telefon, zasypiając, budząc się i znowu pijąc. Dlatego pozbycie się dywanu, było pierwszą rzeczą, którą zrobiła po powrocie z ośrodka uzależnień. Joanna jest pedagogiem- terapeutą oraz trenerką trzeźwości. Z jej programu mentoringowego skorzystało już ponad 400 kobiet.

Matki i przedsiębiorczynie


- Moje klientki to kobiety, które żonglują obowiązkami. Godzą życie zawodowe z rolą matki. Są to ambitne, zapracowane kobiety, którym (nawet jeśli są w związkach partnerskich), doskwiera samotność i poczucie bycia niewystarczającą. To kobiety, które nieustannie powtarzają sobie: „powinnam to”, „powinnam tamto”. I po ciężkim dniu wyzwań sięgają po alkohol- mówi Joanna i dodaje, że to właśnie ambitne kobiety są bardzo narażone na alkoholizm ze względu na presję codziennych zobowiązań. Czy wszystkie klientki Joanny są uzależnione? Nie. Część z nich po prostu chce przestać pić, w obawie o zdrowie lub o to, że alkohol staje na drodze do ich samorealizacji.


- To, co z pewnością łączy moje klientki to lęk przed stygmatyzacją, że będą wytykane palcami i nazywane alkoholiczkami. Wolą korzystać z kursu w domowym zaciszu, niż tłumaczyć swoim bliskim, dlaczego chodzą na meetingi. Poza tym, część bliskich wcale nie przyjmuje tego do wiadomości- mówi Joanna i dodaje, że osoby, z którymi jej klientki najczęściej dzielą się informacją o problemie alkoholowym to matki oraz mężowie. Zdarza się, że jedni i drudzy reagują słowami: „Ale ty wcale nie masz żadnego problemu!”. Zdaniem Joanny matki reagują tak w obawie przed tym, że popełniły błąd wychowawczy, z kolei mężowie, by ochronić swój komfort picia i nie musieć wprowadzać życiowych zmian.

- Jedna z moich klientek, uzależniona oraz współuzależniona, była zachęcana do picia przez męża, który uwielbiał robić jej drinki. Gdy wypijała jednego, on już nalewał kolejnego. Jak się okazało, sam wyszedł z ośrodka terapii uzależnień, ale pił dalej, tylko po cichu. Miał nadzieję, że gdy żona była na lekkim rauszu, niczego nie zauważała.

Początek walki o siebie

Joanna ze swojego uzależnienia zdała sobie sprawę w wieku 21 lat podczas wykładów z psychologii klinicznej na pedagogice. Jak sama mówi, chociaż wiedziała, że wpadła, jak śliwka w kompot, nieustannie powtarzała sobie, że nie jest z nią tak źle. Przecież na studiach miała stypendium naukowe, więc piła „za swoje”. Po studiach zrobiła jeszcze dwa dodatkowe kierunki i została specjalistką ds. Public Relations i strategicznej komunikacji w firmie. Potem dostała dobrą pracę, w której odpowiadała za kontakt z ambasadorami streetwearowej marki odzieżowej.
- Problem był taki, że w pracy stroniłam od bliskiego kontaktu z kolegami. Nie chciałam, by ktoś się do mnie zbliżał, żeby nie poczuł, że ode mnie śmierdzi, albo nie zobaczył, jak wszystko się we mnie telepie. Budowałam dystans, nie kooperowałam, a najbardziej aktywna byłam wtedy, gdy wieczorami po pijaku, pod wpływem pozornej twórczości pisałam do moich przełożonych z różnymi „świetnymi” pomysłami, czego zawsze bardzo się wstydziłam kolejnego dnia.


Praca przepadła, bo Joannie nie przedłużono umowy. - Miałam w sobie ogromną, rozpaczliwą potrzebę zmiany. Bardzo pragnęłam robić coś, co jest wartościowe i wiedziałam, że mogę to robić, ale alkohol rujnuje mój potencjał- mówi Joanna i dodaje, że w pewnym momencie dyskomfort związany z piciem był tak silny, że przewyższył dyskomfort, jaki niosła za sobą rezygnacja z alkoholu. Joanny nie pchnęła do zmiany żadna konkretna sytuacja i tak też bywa u jej klientek- wiele z nich do zawalczenia o siebie skłania obawa przed utratą męża, czy rozwinięciem się syndromu DDA u ich dzieci. Niektóre jednak przychodzą do Skwierczyńskiej w następstwie bardzo konkretnych sytuacji życiowych.

Kobieta detektyw. Obejrzyj rozmowę: 


- Jedna z moich klientek zdecydowała się sięgnąć po pomoc, po tym, jak jej dziecko poprosiło: „Mamo, obiecaj, że już więcej się nie napijesz”. Inna przeżywała rozwód. Wcześniej nie była uzależniona, ale alkohol stał się jej ukojeniem w momencie kryzysu. Zaprzyjaźniła się z winem, choć pracowała jako psychoterapeutka i doskonale wiedziała, jak podstępnym przyjacielem jest alkohol.

Najtrudniejsze momenty ambasadorki trzeźwienia


Pracując jako ambasadorka trzeźwości, Joanna nie tylko wspiera kobiety w największych życiowych kryzysach, ale również publicznie dzieli się swoim doświadczeniem.
- Przyjęłam zasadę szczerości, dlatego kilka miesięcy temu na Instagramie opowiedziałam o operacji plastycznej nosa. Operacja była konsekwencją upadku ze schodów, który pod wpływem alkoholu zaliczyłam 10 lat temu. Walnęłam wówczas o poręcz i złamałam nos. Wszędzie była krew, ale nie poszłam do lekarza. Nos zrósł się krzywo, a ja nie miałam pieniędzy na operację plastyczną, więc rok w rok przez dziesięć lat wypełniałam miejsce złamania kwasem hialuronowym. W końcu w wieku 35 lat mogłam zrobić tę operację i postanowiłam się tym podzielić.

Niestety pierwsza operacja nie udała się. Podczas zabiegu wystąpiły komplikacje i Joanna musiała poddać się kolejnej operacji, a o całym doświadczeniu opowiedziała na Instagramie i wtedy się zaczęło…
- Spadła na mnie niewyobrażalna fala hejtu. Codziennie pojawiało się po sto komentrzy- „Wyglądasz jak Michael Jackson”, „Jak mogłaś to zrobić? Przecież twój nos wyglądał ok”, „Kłamiesz, mówiąc nam o pewności siebie”…a przecież moja decyzja nie wynikała z niepewności, tylko była konsekwencją złamania. Mój nos owszem wyglądał ok, dlatego, że przez 10 lat ostrzykiwałam go kwasem, czego nie chciałam już robić, tylko prawdziwie się sobą zająć, tak, jak powinnam zająć się sobą 10 lat wcześniej.


Joanna nie ukrywa, że cała sytuacja doprowadziła ją do kryzysu, po którym musiała nieco odsunąć się od mediów społecznościowych i zregenerować. - To bardzo ważne, byśmy, jako pomocowcy, mieli czas na zgromadzenie energii, bo przecież za chwilę będziemy musieli oddać tę energię innym. W moim przypadku dochodzi jeszcze funkcjonowanie z własnym uśpionym uzależnieniem. Gdy nie dbam o siebie, jestem bardziej podatna na triggery. Gdy klientka opowiada mi o tym, jak chciałaby się napić zimnego drinka, a ja już widzę siebie na plaży z tym właśnie drinkiem w ręku, to wiem, że jestem zmęczona i muszę zadbać o siebie. Podziwiam jedną z moich oodopiecznych, która pożegnała w swoim życiu alkohol, pracując w kasynie! Dała radę! Niedawno odebrała statuetkę za pół roku trzeźwego życia. Dzisiaj mija jej ósmy miesiąc bez alkoholu.

Łabędzie


Na stronie internetowej Joanny soberpolishgirl.com czytamy wyznania kobiet, które skorzystały z jej mentoringu. Piszą o tym, jak zapijały depresje, jeździły pod wpływem alkoholu po kolejne butelki, ukrywały picie przed rodzinami, przelewając alkohol do kubków po kawie, czy piły po to, by pobudzić się do sprzątania i zabawy z dziećmi.
- Każda podopieczna jest dla mnie wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Nie jest idealnie i moim dziewczynom zdarzają się potknięcia, ale nie ma sukcesu bez upadków. Powtarzam im, że abstynencja to nie jest cel sam w sobie, tylko narzędzie do samorealizacji, do szczęścia, do bycia blisko siebie, do zdrowych relacji, życia pełnią i spełniania marzeń.

Podczas mentoringu Joanna często nawiązuje do symbolu łabędzia, tego z bajki o brzydkim kaczątku, choć słowa „brzydka” nigdy nie używa. Mówi, że kobieta jest jak smutny łabędź, niezdający sobie sprawy ze swojego potencjału. Trzeźwiejąc, rozwija skrzydła i wypływa na lazurowe wody.
- Wręczam moim Soberkom statuetki w kształcie łabędzia- srebrny łabędź za pół roku trzeźwości, a złoty za rok. Ta metafora do nich przemawia. Po kursie kupują sobie łabędziowe zawieszki albo tatuują łabędzie. Choćby wczoraj otrzymałam zdjęcia takiego tatuażu od jednej z Soberek. Każda historia ich transformacji jest dla mnie… po prostu wow!

Marianna Fijewska-Kalinowska

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj7 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości