Złe wieści dla frankowiczów. Czeka ich jeszcze długa walka z polskim systemem

Redakcja Redakcja Kredyty Obserwuj temat Obserwuj notkę 19
O tym, dlaczego sprawy kredytów frankowych będą ciągnęły się przez kilkadziesiąt lat Salon24 rozmawia z mecenasem Jakubem Bartosiakiem, wieloletnim ekspertem rynku kredytów walutowych i złotowych z Kancelarii MBM Legal. - Biorąc pod uwagę, że procesy toczą się od 6-7 lat, należy szacować, że jeszcze przez 3-4 lata intensywnie będą wpływać kolejne sprawy do sądów - mówi nam prawnik.

Mecenas Jakub Bartosiak: Jeszcze przez 3-4 lata kolejni frankowicze będą pozywać banki. Liczba spraw w sądach wciąż będzie wzrastać, ale nie tak szybko, jak jeszcze rok czy dwa lata temu. Kredytobiorcy nie mają powodu, by rezygnować z dochodzenia swoich praw. Proponowane im ugody – choć już lepsze niż w ubiegłych latach – z reguły wciąż są nieatrakcyjne. Okazują się nawet 30 razy gorsze niż kwota, jaką można uzyskać w sądzie. Konsumenci dowiadują się o tym, konsultując się z prawnikami. Wiedzą też, że utrwaliła się już prokonsumencka linia orzecznicza. Za 4-6 lat sprawy kredytów walutowych przestaną obciążać sądy. Jednak część z nich wciąż jeszcze będzie się ciągnęła, a pojedyncze pozwy mogą trafiać do sądów nawet przez kilkadziesiąt lat.

Salon24: Z czego to Pana zdaniem wynika?

Jakub Bartosiak: W sądach jest nadal prawie 200 tys. spraw. Poza tym zawarto blisko 100 tys. ugód. To szacunkowo daje ok. 45-50% wszystkich kredytów udzielonych w walutach obcych. Biorąc pod uwagę, że procesy toczą się od 6-7 lat, należy szacować, że jeszcze przez 3-4 lata intensywnie będą wpływać kolejne sprawy do sądów. Później ten trend będzie stopniowo maleć. Wzrośnie natomiast liczba spraw kredytów złotowych, zwłaszcza gdy pojawią się pierwsze wyroki korzystne dla kredytobiorców.

Pierwszą jaskółką jest postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie, wstrzymujące – w ramach zabezpieczenia – obowiązek regulowania rat w kredycie PLN oprocentowanym WIBOR. Banki oczywiście starają się zniechęcić frankowiczów do drogi sądowej. Również kredytobiorcy, którzy nie myśleli dotąd o sporze i regularnie spłacają kredyt, otrzymują propozycje ugód. Zdarza się, że proponowane przez bank kwoty są nawet 30 razy niższe niż suma, którą można uzyskać w sądzie (po 3-4 latach procesu). Tak było w przypadku konsumenta, któremu bank zaproponował w ramach ugody niecałe 15 tys. zł, podczas gdy w sądzie możliwe jest odzyskanie ponad 450 tys. zł. 


Salon24: Jednak w pierwszym półroczu 2024 roku, po uchwale Sądu Najwyższego z kwietnia tego roku, banki zaczęły przedstawiać bardziej atrakcyjne propozycje ugód.

Jakub Bartosiak: To prawda, ale nadal daleko odbiegają one od oczekiwań kredytobiorców. Jeśli kredyt jest już spłacony lub sąd zawiesił płatność rat, klienci gotowi są poczekać nawet kilka lat, żeby odzyskać całość należnych im środków. Natomiast zdarza się, że warunki ugody faktycznie mogą być w miarę atrakcyjne, gdy sprawa jest już w sądzie. Dotyczy to szczególnie jednego banku. Propozycje innych wciąż są nieciekawe. Problem w tym, że kredytodawcy wciąż liczą na to, że klienci nie zweryfikują ich ofert ugód. Z tego powodu są one kierowane bezpośrednio do kredytobiorców, nawet jeśli w sprawie jest już ustanowiony pełnomocnik.

Banki nie chcą, by klienci korzystali z pomocy prawników, którzy przedstawiają im realne korzyści. Jednak świadomi konsumenci nie rezygnują z tego. Wiedzą, że w sądach utrwaliła się prokonsumencka linia orzecznicza. Wyjątkiem są pojedynczy sędziowie, ale i w tych przypadkach sądy apelacyjne zmieniają ich wyroki. Paradoksalnie, dla niektórych klientów impulsem do wytoczenia powództwa jest propozycja ugodowa złożona przez bank. Skoro kredytodawca sam szuka porozumienia, to znaczy, że umowa faktycznie jest wadliwa i warto powalczyć. 


Salon24: To kiedy realnie spraw będzie mniej?

Jakub Bartosiak: Za 5-7 lat. Można stwierdzić, że po kilku trudnych latach i kosztownych dla kredytobiorców błędach instytucji publicznych (upadłość Idea Banku i Getin Noble Banku) w sprawach kredytów walutowych wypracowane zostały mechanizmy, które powoli pozwalają na osiągnięcie celu i unieważnienie umowy. Reakcje organów administracji na nieprawidłowości na rynku finansowym (Amber Gold, polisolokaty, GetBack, kredyty walutowe) były dotychczas spóźnione o kilka lat. Problem kredytów walutowych można jednak uznać za rozwiązany. Sprawy nadal toczą się wiele lat, ale od strony prawnej nie ma już wątpliwości co do ich nieprawidłowości.

Uwzględniając wpływ kilkudziesięciu tysięcy nowych spraw rocznie i średni czas ich trwania, wynoszący nawet 4 lata, należy przewidywać, że w ciągu 4-6 lat liczba spraw kredytów walutowych spadnie na tyle, że nie będą one stanowić istotnego obciążenia sądów. Oczywiście, pojedyncze pozwy mogą trafiać do sądów jeszcze przez wiele lat. Były przecież umowy zawierane nawet na 40 czy 50 lat. Zatem problem frankowy całkowicie nie zniknie, choć będzie mniej widoczny dla społeczeństwa niż teraz.

Z czasem być może nawet wydział frankowy w Sądzie Okręgowym w Warszawie zostanie przekształcony w zwykły wydział cywilny lub specjalistyczny, tj. do spraw finansowych (w tym sporów z bankami, funduszami inwestycyjnymi czy domami maklerskimi) lub ds. konsumenckich. Warto wykorzystać doświadczenie sędziów, którzy obecnie orzekają w tym wydziale. Trzeba też pamiętać, że obecnie ignorowane są narastające problemy kredytów złotowych i funduszy inwestycyjnych. Zamiast zapobiegać im, organy i banki twierdzą, że wszystkie działania są i były prawidłowe. Jeśli takie podejście się nie zmieni, to za kilka lat ponownie będziemy komentowali niewydolność sądownictwa – tylko tym razem wynikającą z napływu spraw kredytów złotowych.  


Salon24: Co skłania frankowiczów do składania pozwów?

Jakub Bartosiak: Szczególnie motywuje ich wzrost kursów walutowych. Jeśli frank zdrożeje lub z powodów ekonomicznych spłata rat będzie trudna, to więcej osób będzie chciało przeciwdziałać rosnącym zobowiązaniom, występując na drogę sądową. Tolerancja wzrostu wysokości rat ma swoje granice. Jeśli przekraczają one akceptowalny poziom, klienci decydują się na wniesienie sprawy. Jest to zasadne, bowiem w zdecydowanej większości spraw sądy udzielają zabezpieczenia i zawieszają płatność. Zmniejszenie wydatków o kilka tysięcy złotych miesięcznie jest odczuwalne, szczególnie w trudniejszej, choćby przejściowo, sytuacji finansowej. Nie należy jednak spodziewać się dużego wzrostu nowych spraw sądowych. Będzie to raczej powoli malejąca liczba.

Sytuacja mogłaby się zmienić dopiero, gdyby waluty kredytów (frank, euro, dolar) zdrożały do poziomu 6-7 złotych i więcej. To zmotywowałoby do działania kredytobiorców, którzy obecnie obsługują kredyt i nie chcą wchodzić w spór z bankiem. Drugim motywatorem może być znaczące skrócenie czasu postępowania – np. z obecnych 3-4 lat do np. półtora roku. W najbliższym czasie nie wydaje się to jednak możliwe. Dużą i realną motywacją do wniesienia pozwu mogą być także przegrane banków w sprawach o zwrot kapitału kredytu. Wezwanie i następnie pozew banku to nieprzyjemne doświadczenie, ale przy dobrze poprowadzonej sprawie ryzyko jest ograniczone. Działania banków często są spóźnione, wszczynane są odrębne postępowania, zamiast aktywności w już toczących się sprawach. Zachęcić może bardziej masowe oddalanie pozwów banków.

Jeśli okaże się, że groźby banków są bez pokrycia, klienci chętniej zdecydują się na wystąpienie ze swoimi żądaniami. Z kolei na zmniejszenie liczby nowych spraw największy wpływ będą miały warunki ugód proponowane przez banki. Jeżeli będą na tyle atrakcyjne, że rozpoczynanie sprawy sądowej okaże się nieopłacalne, klienci chętnie takie ugody podpiszą. Wzrost kursów, czyli zwiększenie płaconych rat, zawsze motywuje do kompleksowego rozwiązania problemu związanego z kredytem. 


Zdjęcie: Jakub Bartosiak

Tomasz Wypych

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj19 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Gospodarka